Oj MAria będzie niesamowicie drażniąca. W kolejnej, ósmej części dojdzie do Wielkiej Kłótni
W sumie może to i dobrze, że do niej dojdzie...
A dzisiaj macie tak sobotnio część kolejnę... zabawną, prawdziwą, troszkę smutnawą
(zależy od perspektywy).
7.
"Alec!" usiłowała protestować, gdy ciągnął ją za rękę za sobą. Ale nie reagował. Widząc ją wirującą jak szalona w tańcu i to w otoczeniu trzech nieźle napalonych nastolatków, wiedział czym mogło się to skończyć. Czym na pewno by się skończyło, gdyby w porę jej stamtąd nie zabrał. Dobrze, że Alex zaczął jej szukać, bo inaczej mogłoby być za późno. Ścisnął mocniej jej rękę. Jakie to było drażniące. Dziewczyna miała swoje życie na dobrym torze, a usiłowała je sobie sama spieprzyć. Miała problemy ucuciowe – w porządku, to normalne. Tylko takie beznadziejne użalanie się nad sobą i szukanie ucieczki w alkoholu było totalnym kretyństwem. Jesli aż tak chciała zmienić swoje życie, czemu nie robiła tego na trzeźwo? Czemu nie poszła szukać kogoś z kim mogłaby się odegrać na byłym chłopaku i wiecznie zrzędzącej przyjaciółce, nie będąc pijaną? Bo nie potrafiłaby. Bo tak naprawdę bała się tych zmian. Dlatego tak go to drażniło, ta obłuda w jakiej się pławiła.
Gdy tylko zaczynała dostrzegać coś, co mogłoby przynieść prawdziwą zmianę jej życiu, uciekała. Ale usiłowała też odciąć się od dotychczasowego życia. Efekt mógł być tylko jeden – jeśli się nie opamięta, to wyląduje w paskundym dołku, z którego nikt jej nie wyciągnie. Szarpnął ją mocniej, upewniając się, że jeszcze miała siły iść, kiedy przedzierali się przez tłum. Alex szedł tuż za nimi, nie odstępując ani na krok. Czuł się nieco winny. Nawet bardzo. Spuścił ją na chwilę z oczu, pozwolił Marii by ta ponownie prawiła swoje kazania, chociaz wiedział, że już dawno powinien jej uświadomić jaki popełnia błąd. Dobrze, że znaleźli Liz w porę. Gdyby... wolał nawet o tym nie myśleć.
"Liz?!" znajomy głos blondynki rozbrzmiał obok. Stała jak wryta, obserwując zielonookiego, ciągnącego za sobą chichoczącą Liz. Rozchyliła usta w zdumieniu, kiedy Alec ją wyminął, całkowice ignorując jej nawoływania. Wyszli z mydlarni. Powiew świerzego powietrza aż zakręcił mu w głowie. Przystanął na chwilę, obracając się przodem do Liz. Mrugając nieustannie, spoglądała na niego tępo, nie bardzo rozumiejąc co się dzieje. To już był ten etap upojenia alkoholowego, w którym nie kojarzyło się rzeczywistości. Świetnie... Odgarnął jej włosy z twarzy i ponownie ujął jej dłoń. Zerknął na stojącego tuż obok Alexa, z zamartwieniem przyglądającego się swojej przyjaciółce. „Odstawię ją do domu” wyjaśnił "Ty lepiej zajmij się blondyną" nim jednak którykolwiek z nich zdołał powiedzieć coś więcej, wybiegał za nimi Maria.
"Co się stało?!" podbiegał spanikowana. Jej wzrok zlustrował postać Liz, która już zaczynała tracić swój nastrój powoli. Drżała z zimna i stawała się senna. "Liz? O matko! Czy ona jest pijana?" spojrzenie blodnynki padło na Aleca. Pełne gniewu i oskarżenia. Sięgnęła po drugą rękę Liz, ciągnąc ją w swoją stronę i sycząc groźnie "Odczep się od niej". Zaskoczony tym zachowaniem, rozluźnił swój uścisk na ręce brunetki. "Spiłeś ją, żeby ją przelecieć!" padło kolejne oskarżenie, ostre jak nóż. "Maria to nie tak..." Alex usiłował wyjaśnić wszystko w jak najdelikatniejszy sposób. Ale jednak zielonooki wcale nie miał zamiaru być subtelny i miły. Nie tym razem. Przebrała sie miarka.
Maria DeLuca mogła uważać się za przyjaciółkę Liz. Była nią nawet. Ale chyba zapomniała ostatnimi czasy na czym polega naprawdę przyjaźń. Na pewno nie na tym, żeby własnymi słowami doprowadzać przyjaciół do takiego stanu, w jakim była teraz Liz. "Nie zbliżaj się do mojej przyjaciółki" Maria sięgnęła ponownie w stronę brunetki, gdy ta ze śmiechem się odsunęła, kierując się w stronę wejścia do mydlarni. "Nie masz pojęcia o jej życiu. Ona ma Maxa, który ją kocha i na nią czeka. Kochają się i nic tego nie zmieni." Liz wykręciła się ponownie, kierują swoje zachwiane kroki w stronę maydlarni, by wybawić się do końca, by wrócić do swojego świata nieświadomości. Silne ramię jednak złapało ją w pasie, nie pozwalając wykonać kolejnego kroku w tamtą stronę.
"Otwórz oczy dziewczyno!" warknął Alec. Maria momentalnie zamarła, słysząc dziwnie chłodny i niebezpieczny głos. Zielone tęczówki pociemniały, a on patrzył na nią z największym obrzydzeniem i gniewem, jakby popełniła jakąś straszną zbrodnię. "Ona jest w tym stanie przez ciebie" Alec miał serdecznie dość tego, że blondynka tak sobie pogrywała własną przyjaciółką. Kim była, żeby wmawiać jej takie rzeczy? Czyżby była wszechwiedząca i lepiej rozumiała co jest dla Liz dobre? Mało prawdopodobne. "Cały czas jej przypominasz o tym całym Maxie. Wmawiasz jej, że do niego należy. Chryste, to jej własne życie, nie twoje!" nie przestał nawet, widząc łzy gromadzące się w oczach Marii "Twoja paplanina ją dobija, nie rozumiesz? Jako przyjaciółka powinnaś ją wspierać, a nie robić za adwokata kogoś, kogo ona najwyraźniej już nie chce znać." Potrząsnął głową. Nie powinien się wtracać w ich relacje, w ogóle w nic tutaj nie powinien się mieszać. Ale czuł jakąś dziwaczną odpowiedzialność za kuzynkę Logana. Przynajmniej w tym momencie. "I dlaczego jej to robisz? Nie pozwalasz jej zająć się własnym życiem, tylko dyrygujesz nią jak lalką. Któregoś dnia ona tego nie wytrzyma" syknął.
Maria nie była w stanie nic z siebie wykrztusić. Łzy powoli spływały po jej twarzy. Zakryła usta drżącą dłonią i obróciła się na pięcie, uciekając z powrotem do mydlarni. Alex przez chwilę wpatrywał się w drzwi, za którymi zniknęła, nie bardzo pewien co powinien robić. "Idź za nią” mruknął Alec „Ja zajmię się Liz". Whitman przytaknął tylko i szybko pobiegł za Marią. W końcu ona też była jego przyjaciółką i potrzebowała, by dla niej też ktoś poświęcił czas. Nawet jeśli Alec miał rację.
Liz zachichotała i obróciła się wokół własnej osi kilka razy, rozprostowując ramiona na boki. Przewrócił oczami i zatrzymał ją, nim wpadła w szalony wir. Drobne ciało zachwiało się i wylądowała w silnych ramionach, asekuracyjnie przyciśnięta do niego. Palce zacisnęły się na koszulce, a twarz skryła się w zagłębieniu jego szyi. Przesunęła czubek chłodnego nosa po jego szyi. "Mmm... pachniesz mlekiem" mruknęła przyjemnie. Miał wrażenie, że kolana mu się uginają. Miękkie słowa wypadające z jej ust w tym tonie, aż się prosiły by ich posmakować na własnym języku. Żeby zasmakować jej specyficznego smaku. Ale szybko się opamiętał. Była pijana. Nie myślała racjonalnie ani tym bardziej nie działała tak, jak powinna. Jęknął tylko, czując wilgotne usta na swojej szyi. Objął ją mocno w pasie i uniósł do góry. Wiedział, ze gdyby miała iść o własnych siłach, zajęłoby im to kilka godzin. Szybciej będzie, jeśli ją poniesie. Zresztą i tak ważyła tyle co nic.
"Ty też powinnaś otworzyć oczy" mruknął, kiedy oplotła ramiona wokół jego szyi.
* * *
Wślizgnął się niepostrzeżenie do środka. Całe szczęście, że Max i Logan spali, bo zebrałby niezłe baty. W zasadzie nie miał za co, nie on upił Liz. Ale tak to już zawsze było, że obrywał za to, za co i tak nie był odpowiedzialny. Uchylił drzwi do jej pokoju, wchodząc do środka tak cicho jak to tylko było możliwe. Cud, że wyostrzone zmysły Guevary go nie wyczuły. Nie zapalał światła. Genetycznie poprawiony wzrok umożliwiał mu idealne widzenie nawet w takim mroku. Przycisnął mocniej do siebie Liz, kierując się w stroę jej łóżka. Od kilku minut spała w najlepsze, a przynajmniej tak mu sie wydawało. Ciepłe, drobne ciałko wtulone w jego ramiona, równomierny oddech na jego szyi. Zdecydowanie spała. Delikatnie pochylił się, chcąc ją położyć na łóżku.
"Niedobrze mi" mruknęła. Nim zdołał zareagować, było za późno. Genialnie. Pewnie nikt jej nie powiedział, że na pusty żołądek nie pije się ostrego alkoholu. A zwłaszcza przy jej wzroście, gdy wyastarczyło kilka drinków by całkowicie odjechała. Treść żołądkowa, składająca się głównie z soków żołądkowych, sfermentowanego cukru i kilku landrynek, wylądowała na jego koszulce. "Cholera" zaklął. To i tak była pełnia opanowania. Nie mógł przecież obudzić nikogo, bo od razu wpadliby tutaj i zorientowali się w jakim Liz jest stanie. Usadził ją na łóżku i zniknął na chwilę w łazience, powracając po chwili z ręcznikiem w dłoni. Otarł jej usta, upewniając się, że nie miała zamiaru więcej wymiotować. Zresztą i tak nie miała już czym.
Ułożył ją na łóżku, podsuwając senne ciało nieco wyżej. "Zamiast się upijać, powinnaś się wziąć w garść" zaczął mamrotać, chociaż i tak doskonale wiedział, że go nie słyszała. Rozpiął jej dżinsy, zsuwając je powoli w dół jej nóg "Masz dopiero osiemnaście lat dziewczyno. Jesteś jeszcze dzieckiem" rzucił spodnie na podłogę "Przestań się nad sobą użalać, tylko zrób wreszcie to, co usiłujesz zrobić od tak dawna" syknął, ściągając z niej zabrudzoną koszulkę. Sięgnął po jej kołdrę. "Otwórz oczy" mruknął, przykrywając ją dokładnie.
c.d.n.