T: Sins of the Father [by Kath7] cz. 2

Piszesz? Malujesz? Projektujesz statki kosmiczne? Tutaj możesz się podzielić swoimi doświadczeniami.

Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia

_elfchick

T: Sins of the Father [by Kath7] cz. 2

Post by _elfchick » Fri Nov 05, 2004 6:37 pm

Na to opowiadanie natknelam sie calkiem niedawno, po tym jak przeczytalam "Burn for me". Jest to moja pierwsza proba tlumaczenia, dlatego wybaczcie mi wszelkie niedociagniecia... :oops: i brak polskich znakow.

Grzechy ojca
Tytul oryginalu: Sins of the father
Autorka: Kath7
Kategoria: M/L
Tlumacz: elfchick (email: [email protected])



Streszczenie: Akcja rozgrywa sie po odcinku "Departure". Czy Max i Liz moga kiedykolwiek zapomniec o Tess? Beda musieli, bo jak sie okazuje smierc Alexa byla bardziej skomplikowana niz przypuszczali. I wogole kim jest Sean Deluca?

Notka Autorki: Ta historia pisana jest z punktu widzenia Maxa i Liz, ktore zmieniaja sie w kazdej czesci. Tytul kazdej czesci pochodzi od piosenki Sarah McLachlan, z ktorymi autorka utozsamia stare czasy Maxa i Liz.

Czesc I - Czarne i biale - punkt widzenia Liz

Unravel me,
Distant cord.
On the outside is forgotten
Constant need to get along
And the animal awakens
And our love feels black and white.
The road is long and memory slides
To the whole of my undoing
I put aside
I put away
I push it back
To get through each day
And all I feel is black and white
And I'm wound up small and tight
Everybody loves you when you're easy,
Everybody hates you when you're a bore,
Everybody is waiting for your entrance
Don't dissapoint them.
Unravel me
Untie this cord
The very center of our union
It's caving in.
I can endure
I am the archive of our failures
And all I feel is black and white
And I'm wound up
Small and tight
And I don't know who I am.
Don't dissapoint them.

Sarah McLachlan

Jestem w moim pokoju, gapie sie na siebie w lustrze ktore wisi nad moja komoda.
Nie wygladam inaczej niz wygladalam wczoraj. Czyz nie powinnam tego widziec? Czyz nie powinnam moc zobaczyc wstydu wypisanego na mojej twarzy - wstydu, ze znowu ustapilam Maxowi Evansowi, ze pozwolilam mu deptac moje serce calymi tygodniami i kiedy powiedzial ze mnie kocha i tak do niego wrocilam?

Jestem taka slaba. Moi przyjaciele o tym wiedza. Wszyscy o tym wiedza.

I wszyscy chca zebym taka byla. Chca zebym pozwolila rzeczom powrocic do normalnosci, chca zebysmy Max i ja znowu byli razem. Chca zeby wszystko bylo jak kiedys, zanim to wszystko sie wydarzylo. Chca udawac ze nic z tego nigdy nie mialo miejsca - ze prawie nie pozwolilismy jednej blond wiedzmie zniszczyc wszystkiego co kiedys dzielilismy.

Wiem, ze oni wszyscy tego chca.
Nie wiem jednak czego do cholery ja chce.

Kiedy rozmawialam wczoraj z Maria przez telefon, wydawala sie lekko rozproszona. Slyszalam jak Michael rozmawia z Pania DeLuca, wiec nie moglam jej winic, ale nie moglam nie czuc ze wcale nie obchodzi jej to jak sie czulam - a czulam sie kompletnie przegrana.

Po dwoch tygodniach uganiania sie za jedna rzecza - znalezieniem zabojcy Alexa - jedyne co mi pozostalo to kleska jaka stal sie moj zwiazek z Maxem. I wszystko czego chcialam to moc mu wybaczyc, zapomniec, byc z nim. Przynajmniej myslalalm ze tego chce.

Chcialam tez zeby Maria mi to wypersfadowala. Ale nie byla pomocna.

"Liz nikt cie nie wini Chica,"Maria powiedziala."Kochasz Maxa. Wiesz ze on cie kocha, gdybys tylko powiedziala mu to te wszystkie miesiace temu..."

Przerwalam jej. "Czy probujesz mi wmowic ze to wszystko moja wina?"

Maria westchnela ciezko. "To nie jest twoja wina, Liz. To jego wina. Przyszlego Maxa. Wrocil, spowodowal chaos i zostawil cie sama zebys posprzatala. To tez jej wina, tej malej zabojczej suki, ale nie bede sie powtarzac bo to i tak wiesz!" Slyszalam jak bierze gleboki wdech i brzmiala o wiele spokojniej kiedy sie znowu odezwala, "Masz prawo wrocic do Maxa, do wyjasnienia mu wszystkiego. Masz prawo mu wybaczyc. I masz prawo dac mu szanse aby to wszystko naprawil. Poniewaz on nic nie zrobil. Nie mogl sie tak zachowywac. Nie pozwol jej wygrac poprzez nie danie mu drugiej szansy."

"To nie mialo sie tak stac." Mamrocze ale ona mnie nie slyszy. Zakryla sluchawke dlonia i slysze jak szepcze cos do Michael'a. "Pa, Maria."

"Oh, pa Liz. Posluchaj, porozmawiajmy o tym jutro. Dobrze?"

"Jak chcesz". Ale ona juz sie rozlaczyla.

Wiec jest jutro i ja nadal nie wiem co mam robic. I obiecalam Maxowi ze z nim dzisiaj porozmawiam.

Kiedy sie zegnalismy wczoraj po zobaczeniu jak Tess odlatuje z naszego zycia, zadne z nas nie wiedzialo co powiedziec. Oboje wiedzielismy ze jest wiele rzeczy o ktorych musimy porozmawiac, ale to wydawalo sie wtedy zbyt wyczerpujace. Zgodzilismy sie porozmawiac dzisiaj, by uporzadkowac to wszystko.

Ale nie jestem gotowa. Teraz to wiem. Poniewaz nie mam pojecia co chce teraz zrobic. Jestem kompletnie rozdarta w dwoch kierunkach.

I to wszystko przez dziecko.

Dziecko, ktore istnieje gdzies w kosmosie, to ktore mialo byc moim dzieckiem, bo Max jest moja pokrewna dusza, to ktore tak bardzo chce odnalezc Max.

Mysle ze mogalbym wybaczyc mu sex. Naprawde. Myslal ze zrobilam to z Kyle'em, nie wiedzial ze Tess byla zreczna lasica, myslal ze jest jego przeznaczeniem. Zaczal przypominac sobie co z nia dzielil w innym zyciu( chociaz to ze on mogl ja kiedykolwiek kochac, zastanawia mnie czy to ze kochal mnie jest rzeczywiscie takim wielkim darem, - ale odbiegam od tematu).

Max myslal ze jestesmy skonczeni. Powiedzialam mu to na balu promocyjnym.

To nie sex. To fakt ze wiem, ze jesli kiedykolwiek odnajdzie dziecko Tess, nigdy nie bede zdolna go zaakceptowac.

Wiem ze to kompletnie irracjonalne, ze dziecko jest niewinne, ze dziecko nie moze byc obwiniane za grzechy rodzicow, ale nie moge go nie nienawidzic. Nienawidze faktu, ze ono istnieje, nienawidze tego ze jesli kiedykolwiek wroce do Maxa bedziemy miec wlasne dzieci, to jedno dziecko bedzie z nami, zawsze mi przypominajac ze byl czas w ktorym Max juz mnie nie kochal. Bede musiala wyjasnic wlasnym dzieciom ze ich ojciec kiedys przestal mnie kochac.

Nienawidze siebie za to. Naprawde. I nienawidze Maxa poniewaz siebie nienawidze, bo tego nienawidze.

To smieszne, ze w noc kiedy Max i ja mielismy kochac sie po raz pierwszy, mial prezerwaywe. Max z przyszlosci mi to powiedzial. To oznaczalo, ze Max mial nadzieje ze bedzie mogl jej uzyc, i chcial jej uzyc ze mna.

Fakt ze nie mial jej ze soba kiedy przespal sie z Tess, jeszcze bardziej mnie wkurza. Poniewaz to oznacza ze wcale nie chcial sie z nia przespac dopoki sie to nie stalo. To znaczy, ze byl nieuwazny, i ze tak naprawde jej nie kochal, bo nawet jej nie chronil.

Nie mam zadnych pozytywnych uczuc dla Tess, ale fakt ze Max zrobil to z kims kogo nie kochal...

Jak, jesli to wogole kiedys zrobimy, moge byc pewna ze mnie kocha? Poniewaz dla mnie sex jest najwiekszym darem dwoje ludzi ktorzy sie kochaja moga dac sobie nawzajem. To wlasnie dlatego krzyknelam Maxowi, ze sie dla niego oszczedzilam. Do tamtego momentu nawet nie zdawalam sobie z tego sprawy, ale to byla prawda.

Jestem nadal zakochana w Maxie Evansie i wiem podswiadomie ze nigdy nie pokocham kogos tak jak kocham jego. A to oznacza ze nigdy nie bede sie z nikim kochac.

Nigdy.

I jesli Max mogl to tak poprostu zrobic z Tess, oznacza ze to tak naprawde niewiele dla niego znaczy.

Co sprawia ze zaczynam sie zastanawiac czy ja go wogole tak naprawde znalam.

To jest to czym dla mnie jest to dziecko. Tym wszystkim. I dlatego nigdy nie bede mogla go zaakceptowac.

A to oznacza, ze Max i ja nie powinnismy juz do siebie wracac. Poniewaz Max jest zdeterminowany aby znalezc swoje dziecko - i nawet gdyby nie byl, nadal nie moglabym z nim byc poniewaz wtedy wiedzialabym ze on nie jest juz Maxem w ktorym sie zakochalam.Max ktorego znam umie byc odpowiedzialny za swoje czyny.

Jest to jeszcze raz wysoce ironiczne, ze kiedy moj Max zdecyuje sie pokazac, bedac troskliwy odpowiedzialny i ostrozny, to oznacza ze nadal nie moge z nim byc.

Nie mozemy juz byc razem. I musze znalezc sposob aby mu o tym powiedziec.

Ktos puka do okna.

Zamykam oczy i biore gleboki oddech zanim sie odwroce, oczekujac Maxa jak zwykle wtykajacego glowe do srodka, jak robil to wiele razy w przeszlosci.

Ale to nie jest Max.

"Sean! Co ty tu robisz?" pytam przechodzac szybko przez pokoj i wciagajac go do srodka.

"Hej, Parker! Uwazaj na towar." Sean szczerzy zeby w ten uroczy sposob starajac sie mnie rozerwac.

Jest ostatnia osoba na tej planecie, z ktora chce sie widziec. Nawet po Maxie.

Jestem nadal skrepowana tym jak rzucilam sie na niego dwie noce temu.

Wcale nie mialam zamiaru tego robic kiedy poszlam do domu Marii. Chcialam sie poprostu wyplakac w jej ramionach, starajac sie wraz z nia zapomniec o tym ze jedyni chlopcy ktorzy by nas kiedykolwiek kochali zostawiali nas, oplakiwac Alexa.

Pamietam jak bardzo sie balam. Max zostawial mnie sama i nie wiedzialam co robic. Nadal nie wiedzielismy kto zabil Alexa. Jak on mogl mnie zostawic sama z morderca wsrod nas?

Ale nawet wtedy wiedzialam czego tak naprawde sie boje.

Balam sie zostac sama na reszte zycia.

I wlasnie dlatego, kiedy to Sean otworzyl drzwi i jego oczy zaswiecily sie tak jak zawsze kiedy jestem w poblizu, rzucilam mu sie w ramiona.

Chcialam zapomniec. Chcialam zapomniec wszystko, zapomniec moja pokrewna dusza odeszla, ze nalezal teraz do innej, ze zlamal mi serce.

A nad wszystko chcialam nareszcie przestac byc przekleta dziewica. Sex byl tym co zawsze rozdzielalo Maxa i mnie i chcialam z tym skonczyc. W momencie kiedy pocalowalam Seana zdecydowalam, ze sex nie ma nic wspolnego z miloscia. Ze chodzilo o wypelnienie pustki w twojej duszy chociaz na krotko.

Tak wiec znalezlismy sie na kanapie i dlonie Seana bladzily po moim ciele, ale jedyna rzecz o jakiej moglam myslec byl Max, patrzacy na mnie z bolem. Nadal widzialam jego twarz kiedy zobaczyl mnie z Kyle'em i nie moglam powstrzymac lez. Poniewaz pustka nie odchodzila.

To byla nieodpowiednia osoba.

Nadal jest nieodpowiednia osoba, kiedy tak stoi przedemna, martwiac sie o mnie.

"Wpadlem sprawdzic jak sie czujesz." Sean mowi mi teraz. "Wiesz po tym jak ty i Maria wybieglyscie tak nagle wczoraj. Martwilem sie o ciebie."

Odwracam sie i znowu patrze w lustro. "Wszystko w porzadku. Dzieki"

"Parker?" ton Seana jest proszacy. "Wiem ze mi mowilas ze potrzebujesz czasu zeby zapomniec o tym palancie, ale chyba mozemy byc przyjaciolmi w miedzyczasie?"

Przygryzam dolna warge. Nie chce skrzywdzic Sean'a bardziej niz juz to zrobilam. Wiem ze nigdy z nim nie bede. Szczegolnie jesli Max caly czas jest blisko.

Jestem slaba. Wiem to. Wszyscy to wiedza.

"Nie moge... naprawde." Odwracam sie, musze na niego patrzec kiedy mu powiem prawde - ze sprobuje wszystko naprawic z Maxem.

Poniewaz to jest straszna prawda.

Nie moge go oddac.

I nawet pozwole mu odnalezc dziecko.

Oto jak bardzo slaba jestem. Spotkanie z Sean'em jeszcze bardziej to udowadnia.

Jest mlodocianym przestepca, ale nawet ja wiem, ze jest dla mnie lepszy niz Max Evans. Ale i tak mu odmowie.

Poniewaz nawet jesli Max potrafi lamac mi serce raz po raz, nawet jesli wiem ze to zrobi, i tak do niego wracam. Nie dlatego, ze chce, ale dlatego ze tak sie dzieje kiedy jestescie sobie przeznaczeni, kiedy chcesz umrzec za druga osobe.

Kiedy kogos kochasz.

Poniewaz jedyna rzecz jakiej jestem w tej chwili pewna to to ze Max mnie kocha. Przynajmniej w to wierze.

To wiedza o tym co Max Evans do mnie czuje, sprawila, ze sie w nim zakochalam, dawno temu, pierwszego dnia kiedy powiedzial mi prawde o o sobie. Kiedy sie ze mna polaczyl i pozwolil zobaczyc jaki jest, wiedzialam.

Zobaczylam jego dusze i byla piekna, i musze wierzyc ze nadal, gdzies gleboko nadal taki jest. Poniewaz jesli nie jest, to ja jestem ta ktora go zniszczyla. Milosc do mnie zabila Maxa Evans'a w ktorym sie zakochalam.

A wiec go kocham.

Milosc jest do bani.

Ale nie mialam szansy powiedziec tego Sean'owi, bo uslyszelismy halas na balkonie i wiedzialam ze to Max.

"Liz, jestes tam?" jego glos jest pelen nadziei, zdenerwowany, mimo ze wie ze tu jestem. Przeciez zgodzilismy sie spotkac.

"Posluchaj Sean musisz wyjsc." lapie go za kurtke i ciagne w strone drzwi.

Ale on nie ma zamiaru sie ruszyc. Patrzy na mnie zszokowany. "To nie on prawda?" pyta.

Udaje glupia. "Nie wiem o czym mowisz."

Ale jest za pozno, bo Max stoi przy oknie i patrzy na nas. Widze jak spoglada na Sean'a, widze jak jego otwartosc momentalnie sie zamyka.

Znowu w ukryciu. Tak szybko. To moj Max.

"Widze, ze masz towarzystwo." Odwraca sie. "Wroce pozniej."

Wiem, co przechodzi przez jego mysl. Ta noc kiedy patrzyl przez to samo okno i zobaczyl mnie w lozku z Kyle'em. Wiem ze chociaz teraz wie ze to nieprawdziwe, nadal go to nawiedza.

To moje jedyne pocieszenie w tej calej klesce z Tess. Przynajmniej nie widzialam ich tak jak on widzial mnie z Kyle'em.

Odpycham mysl z mojego umyslu. Zaczynam czuc sie chora.

Wiem ze Max czuje sie tak samo. On naprawde wyglada zielono.

"Nie! Max! Poczekaj!" Przystaje, odwraca sie i znow na nas patrzy. "Sean wlasnie wychodzil." mowie i wypycham go z pokoju.

Sean wzdycha. "O co chodzi z dziewczynami i facetami, ktorzy je krzywdza?" pyta, kiedy pcham go przez salon do drzwi.

"Niewazne. Poprostu idz juz, prosze. Nie moge sie z toba teraz uporac."

Sean przystaje przy drzwiach. "Liz nigdy nie chcialem jeszcze bardziej utrudniac ci zycia. Wiem ze wiesz ze mysle ze robisz blad, wiec nawet tego nie powiem."

"Dzieki Sean." Mowie sarkastycznie. Ale tak naprawde jestem mu wdzieczna.

Poniewaz i ja wiem, ze robie blad.

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Fri Nov 05, 2004 7:41 pm

Po przeczytaniu za dużo myśli mam w głowie i nie wiem jak to napisać :roll: To wszystko nabiera sensu... Znaczy się to czemu Liz jednak wróciła do Maxa... To straszne jak ona sie teraz czuje...
Czekam na kolejną część i mam nadzieję, że coś mi się po niej rozjaśni :cheesy:

User avatar
elfchick
Nowicjusz
Posts: 105
Joined: Wed Oct 13, 2004 7:57 pm
Location: Olsztyn
Contact:

Post by elfchick » Fri Nov 05, 2004 7:51 pm

to opowiadanie przetulmaczylam ja...
ale zanim je zamiescilam to mnie wylogowalo...
just so you know... :twisted:
center><a><img><br>NYC is love.</a></center>

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Fri Nov 05, 2004 9:06 pm

Podobało mi się. :D Ciekawie prowadzony monolog Liz, próba rozliczenia tego co się stało, jej wątpliwości po wstrząsie jakim była zdrada Maxa i pytania jak dalej z tym żyć. Ciekawa jestem przebiegu rozmowy obojga, po tym gdy jak wszyscy wiemy z odcinka "Busted" gdy Max usprawiedliwiał się Liz mówiąc - " Tess była taka jak ja, chciałem się przekonać, było minęło..." - co mnie kompletnie zniesmaczyło i rozłożyło na łopatki. To nie był mój Max. Inna wizja tego trudnego tematu, przedstawiona przez Kath7 zapowiada się obiecująco.
Dzięki :P
Image

User avatar
Milla
Zainteresowany
Posts: 411
Joined: Fri Apr 09, 2004 12:08 am
Location: Łódź
Contact:

Post by Milla » Fri Nov 05, 2004 10:08 pm

Nie mogłam uwierzyć, jak zobaczyłam tytuł. :wow: Ostatno nawet myślałam jak wspaniale by było, gdyby ktoś zdecydował się na tłumaczenie tego. I proszę, jest. :D

To jedno z najpiękniejszych opowiadań, których akcja zaczyna się po Departure i które radzą sobie z wydarzeniami z końcówki drugiego sezonu. Kath jak zwykle stworzyła świat, w którym nic nie jest jednoznaczne, gdzie bohaterowie muszą radzić sobie z własnymi niedoskonałościami, a co chyba najważniejsze, muszą nauczyć się wybaczać.

Jak wszystkie opowiadania Kath7 i to jest bardzo ciężkie w odbiorze. Ona nie pisze historii prostych i lekkich, każda z jej prac (no może za wyjątkiem trylogii leśnej) to majstersztyk, zarówno pod względem stylu w jakim są napisane, jak i akcji, nie mówiąc już o niezwykle głębokim zanurzeniu się w psychikę bohaterów. A moim skromnym zdaniem, tym opowiadaniem Kath wzniosła się na sam szczyt.

Jeżeli ktoś uważał, że Burn For Me było trudne do czytania, to SOTF go wykończy. :wink: Tak więc niech wszyscy przygotują się na to, że będzie źle, potem jeszcze gorzej, następnie sięgniemy dna, potem spadniemy jeszcze niżej, a na koniec... chyba nie spodziewaliście się, że to już koniec :twisted: nie, nie... dalej jest mroczna czeluść Dreamerkowego koszmaru... :twisted: Czyli wszystko to, co misie lubią najbardziej. :mrgreen:

Dzięki elfchick. :cmok:

PS. Może przesyłaj komuś gotową część, żeby ci zamieścił polskie litery. Powiem szczerze, że bez nich czyta się trochę dziwnie. :?
"Największy ze wszystkich błędów to dojście do przekonania, że nie popełnia się żadnego." - Thomas Carlyle

User avatar
elfchick
Nowicjusz
Posts: 105
Joined: Wed Oct 13, 2004 7:57 pm
Location: Olsztyn
Contact:

Post by elfchick » Fri Nov 05, 2004 10:31 pm

Ej Milla tylko bez spojlerow... :evil:
center><a><img><br>NYC is love.</a></center>

User avatar
Milla
Zainteresowany
Posts: 411
Joined: Fri Apr 09, 2004 12:08 am
Location: Łódź
Contact:

Post by Milla » Fri Nov 05, 2004 10:38 pm

elfchick wrote:Ej Milla tylko bez spojlerow...
Kotku, jakich spojlerów? :shock: Nie zdradziłam nic z akcji opowiadania. Absolutnie nic. To co napisałam mogłabym zamieścić pod każdym opowiadaniem autorstwa Kath7. Ona po prostu ma taki styl i o tym wszyscy barddzo dobrze wiedzą, bo więcej niż raz pisałyśmy o tym z Lizziett. :D

Nie gniewaj się na mnie. Będę już grzeczna, naprawdę. :aniolek:
"Największy ze wszystkich błędów to dojście do przekonania, że nie popełnia się żadnego." - Thomas Carlyle

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Sat Nov 06, 2004 10:05 am

A mnie komentarz Milli jeszcze bardziej zaciekawił tym opowiadaniem. Lubię wiedzieć więcej na temat tego co czytam. Dzięki Born For Me poznałam trochę styl pisania Kath7, jej wnikliwy zmysł obserwatora, przewracanie duszy bohaterów na drugą stronę, umiejętność pogłębienia aż do bólu wartwy psychologicznej.
I miła odmiana - po rozmowach na temat tłumaczeń opowiadań typu slash, okazuje się że mimo wszystko mamy wśród nas kolejną dreamerkę. Cieszę się. :P
Image

User avatar
elfchick
Nowicjusz
Posts: 105
Joined: Wed Oct 13, 2004 7:57 pm
Location: Olsztyn
Contact:

Post by elfchick » Sat Nov 06, 2004 8:58 pm

Czesc druga wkrotce. Potrzebny mi tylko betareader, ktory zajalby sie wzbogaceniem teksu o polskie litery...
center><a><img><br>NYC is love.</a></center>

User avatar
Renya
Fan
Posts: 524
Joined: Fri Dec 12, 2003 12:17 am
Location: Brwinów
Contact:

Post by Renya » Sat Nov 06, 2004 9:35 pm

Bardzo spodobał mi się styl tego opowiadania. To kolejne opowiadanie napisane w pierwszej osobie, które czytam. Muszę napisać, że chyba ten sposób narracji najbardziej do mnie przemawia, jest najbardziej osobisty, najbardziej przejmujący.
Piekne dzięki za tłumaczenie.

User avatar
elfchick
Nowicjusz
Posts: 105
Joined: Wed Oct 13, 2004 7:57 pm
Location: Olsztyn
Contact:

Post by elfchick » Mon Nov 08, 2004 8:23 pm

dzieki Renya :cmok:
center><a><img><br>NYC is love.</a></center>

User avatar
ADkA
Fan
Posts: 555
Joined: Fri Mar 12, 2004 10:07 am
Location: g.Śląsk
Contact:

Post by ADkA » Tue Nov 09, 2004 12:02 pm

Ja się grzecznie pytam : Dlaczego to nie jest polarek lub jakaś inna kategoria?! :evil: :wink:
Wcale nie narzekam, ale znowu się uzależnię 8) , kolejne opowiadanie dreamerkowe :hearts: , kolejne "dręczenie się" wzajemne Maxa i Liz...
Uwielbiam TO!! I z opisów Milli (zgadzam się, to nie spojlerki) wynika, że czeka nas dużo ciężkich chwil. Już po pierwszej części można wywnioskować, że będzie to kolejna, nietuzinkowa perełka na naszym forum!
I to dzięki Tobie elfchick! :cmok:

A tak niedawno się wydawało mi się, że dreamerki i dreamerkowe opowiadanka wykruszają się na tym forum... Ale jednak NIE! Fajnie! :cheesy:
"Żal jest potrzebny, żałując swoich pomyłek, uczymy się na błędach. Ale na Boga, nie pozwól, by rządził twoim życiem. Zwłaszcza, że nigdy nie będziesz pewna, że zobaczysz następny wschód słońca."
Hotaru "Freak Nation"

User avatar
elfchick
Nowicjusz
Posts: 105
Joined: Wed Oct 13, 2004 7:57 pm
Location: Olsztyn
Contact:

Post by elfchick » Tue Nov 09, 2004 6:56 pm

Oto czesc druga opowiadania. Jeszcze bez polskich znakow niestety (przepraszam obiecuje korekte w nastepnych czesciach)
Enjoy!


Grzechy ojca

Czesc II - Sweet surrender - punkt widzenia Max'a

Doesn’t mean much,
Doesn’t mean anything at all.
The life I’ve left behind me
Is a cold room.
I’ve crossed the last line
From where I can return,
Where every step I took in faith
Betrayed me
And led me from my home.
Sweet surrender
Is all that I have to give.
Take me in
No questions asked.
You strip away the ugliness that surrounds me
Are you an angel?
Am I already that gone?
I only hope that I won’t disappoint you.
I’m down here on my knees…
Sweet surrender
Is all that I have to give.
Sweet surrender…
Is all that I have to give.
I don’t understand how the touch of your hand…
I would be the one to fall.
And its the little things,
I miss everything about you.
It doesn’t mean much,
It doesn’t mean anything at all.
The life I’ve left behind me
Is a cold room.

Sarah McLachlan

Mialem najdziwiniejszy sen zeszlej nocy. No dobrze, dziwny to za malo powiedziane. Pokrecony i chory jest bardziej dokladne.

Nie myslalem, ze bede mogl zasnac po tym jak wrocilismy z komory inkubacyjnej. Moj umysl byl w pieciuset miejscach jednoczesnie, zastanawiajac sie jak u licha moje zycie zamienilo sie w ten kolosalny balagan. Zaczalem nawet robic liste rzeczy, nad ktorymi mialem sie zastanowic, kiedy Isabel weszla do mojego pokoju i powiedziala ze szeryf nie oddal jeszcze naszym rodzicom kasety jaka dla nich zrobilismy(Bogu dzieki) i musielismy wymyslic jak im wyjasnic co do licha stalo sie z Jepp'em.

Isabel chciala powiedziec im prawde. Jest na mnie nadal obrazona bo odmowilem, ale powiedzenie Mamie i Tacie musi isc na koniec listy. Mam inne sprawy na glowie, zeby sie tym teraz zajmowac.

A wiec zajecie sie tym bylo bardzo zabawne. Naprawde. Bylo. Oh, mam oficjalny szlaban na prowadzenie samochodu do moich przyszych urodzin.

A wiec potym jak Izzy wyszla, wrocilem do mojej listy.

Listy. Tworzenie jednej spowodowalo, ze natychmiast zaczalem myslec o Liz. Nadal usmiecham sie sam do siebie, kiedy mysle o liscie naukowych pytan, ktore miala dzien po tym jak dowiedziala sie kim jestem. Jej naukowy, logiczny umysl jest jedna z rzeczy za ktore ja kocham. Powiedziala mi raz zebym nie myslal o niej ze jest kujonka poniewaz tyle wie o nauce, ale ja oczywiscie nigdy tak o niej nie myslalem. Byla to jedna z tych rzeczy ktore mnie zaskakiwaly.

No tak znowu odbiegam od tematu. Myslenie o rzeczach ktore kocham w Liz tak na mnie dziala. Zawsze tak bylo, poza bardzo krotkim okresem czasu, ktory skonczyl sie dwa dni temu.

Wczesniej nie moglem myslec za co kocham Liz, bo nie mogl bym przezyc tego przez co przeszedlem. Wiec w zamian bylem dupkiem. To troche pomoglo, przynajmniej mi. Nie pomoglo nikomu innemu.

Nie pomoglo Alex'owi, ale mysle ze i tak o tym wiecie.

Caly czas mysle o Alexie i o tym ze moje glupie zycie go zabilo. Poniewaz nie zginalby, gdyby nie zostal wciagniety w kleske ktora zawsze ciagnie sie za mna. Tess niemialaby do niego dostepu, gdyby nie ja.

Ludzie z poza naszej grupy, prawdopodobnie nie zdaja sobie sprawy z tego, ze Alex i ja nie bylismy sobie wcale bliscy. Nawet po wszystkim co wydarzylo sie w zeszlym roku, sekret naszej osemki, polaczyl nas tak ze obcym wydawalismy sie poprostu grupa przyjaciol.

Chcialbym moc poznac go blizej. To znaczy znalem go, ale nie docenialem go, nie docenialem kim byl dla Izzy, kim byl dla Liz.

Dopiero po tym jak umarl zorientowalem sie jak wazny byl dla Liz. To znaczy zdawalem sobie z tego sprawe, po tym jak cos sie miedzy nimi zepsulo, kiedy jeszcze nie powiedziala mu o naszym sekrecie, ale byl czescia wszystkiego co pozniej dzialo sie z nasza szostka. Mysle ze zapomnialem ze on i Liz mieli wiez ktora rozciagala sie daleko za mnie i moje problemy. Czy moge powiedziec zapatrzony w siebie? Czesto taki bylem, ale wszyscy o tym wiecie, a jesli nie to spytajcie Michael'a, albo Isabel. Prawdopodobnie prowadzili kronike.

A wiec Liz i Alex. Znala go. Wiedziala, ze nigdy by sie nie zabil. Pamietam, ze wiedzialem o tym kiedy szeryf po raz pierwszy to zasugerowal. I pamietam jak w koncu sie z tym pogodzilem, kiedy szeryf powiedzial ze jednak tak sie stalo, bo wtedy to nie byla moja wina.

Nigdy nie bylem dobry w akceptowaniu obowiazku. Dopiero teraz zaczynam to dostrzegac, po tym jak kompletnie olalem Liz po smierci Alexa. Czuje pokuse zrobienia kolejnej listy, ale mysle ze i tak wiecie o czym mowie.

Odpowiedzialnosc. Nie, to nie jest moja najmocnejsza strona. Ale gram dobre przedstawienie. Ludzie mysla ze jestem calkiem odpowiedzialny.

Jestem odpowiedzialny kiedy jest to latwe. Jesli chodzi o Liz Parker, to nigdy nie jest latwe.

Jedyna rzecz w ktorej jestem dobry to wybieranie ludzi ktorym ufam: Liz, Maria, Alex, Valenti... nawet Kyle do pewnego stopnia.

Ummmmm... Do Tess wrocimy za chwile.

Chce wrocic do mojego snu, zanim kompletnie zejde z tematu Alexa, bo on w nim byl.

Tak jak powiedzialem, to bylo dziwne. Poniewaz w moim snie on byl zywy. A moze byl martwy. Trudno bylo powiedziec. Powiedzialem wam ze to zakrecone.

Bylem w Crashdown. Siedzialem przy moim stoliku. I nawet wiem po co tam bylem - odzyskac Liz oczywiscie.

Ale to Alex wyszedl z zaplecza. Podszedl do mnie i usiadl naprzeciwko. "Czesc Max, musze z toba porozmawiac."

Jak zawsze w snach, wszystko wydawalo mi sie normalne, mimo ze wiedzialem ze Alex nie zyje. "Dobrze." Zorientowalem sie nawet ze nie rozmawialem z Alexem odczasu tamtej rozmowy, w czasie ktorej usilowalem go przekonac by nie donosil policji, kiedy pozwolil Liz i Isabel uzyc swojej krwi aby uratowac mnie w szpitalu.

"Musze wiedziec co zrobisz z dzieckiem." Powiedzial spokojnie Alex.

"O co ci chodzi?" spytalem.

Ale Alex nie odpowiedzial. "Jesli nie chcesz rozmawiac o dziecku, to powiedz mi co zamierzasz w sprawie Liz."

"Dlaczego?" Zapytalem czujac sie troche nieswojo. Jesli jest jedno czym Alex Whitman nie byl, to to ze byl tak opanowany i spokojny jesli chodzilo o jego przyjaciol. Michael powiedzial mi ze Alex uderzyl go, kiedy jeszcze Courtney sie kolo niego krecila. Moja podswiadomosc to wiedziala, i zapewne chcielibyscie aby bylo to w moim snie.

Ale nie. Nie byl nawet ciekawy, wydawal sie zainteresowany, ale tak naprawde to go to nie obchodzilo.

"Niewazne." Powiedzial Alex i podniosl sie z miejsca. Zaczal isc w kierunku drzwi. "I tak o wszystkim wiem."

"Alex!" Krzyknalem za nim ale on zignorowal mnie i wyszedl. Chcialem za nim biec ale zorientowalem sie ze jestem sparalizowany w miejscu.

Nagle zdalem sobie sprawe z obecnosci Liz obok lady. Byla ubrana w swoj stroj kelnerki i nie byla sama.

Sean Deluca siedzial na jednym ze stolkow a ona stala miedzy jego nogami, zbyt blisko jesli mnie spytacie, ale jak juz mowilem bylem unieruchomiony w miejscu w ktorym siedzialem. I zaczalem przysluchiwac sie ich rozmowie.

"Jak leci Sean?" zapytala Liz.

"Chce porozmawiac Parker."

"O czym?" zapytala slodko Liz,probujac go pocalowac. Chcialem sie odwrocic, ale nie moglem, bylem sparalizowany.

"O tym, co do ciebie czuje. Patrze na ciebie i wiem, ze jestes ta osoba z ktora powinienem byc. Zawsze to wiedzialem. To przeznaczenie." Spojrzal z powrotem na Liz.

Dlaczego te slowa wydawaly mi sie znajome? Juz pamietalem. To byly slowa, ktorymi staralem sie upewnic ja na temat Tess, zaraz przed tym jak zlapala nas calujacych sie w deszczu jakies trzy minuty pozniej.

Przynajmniej wtedy mialem wymowke. Tess nagiela mi umysl.

Jak juz mowilem, mam okropne przoblemy z braniem odpowiedzialnosci za to co robie. Nawet we snie zaczynalem szukac wymowek. Widocznie nie potrafie przestac. Niewazne, przejdzmy dalej.

Sean powiedzial Liz by na niego spojrzala i powiedzial: "Jestes jedyna Liz. Nie moglbym byc z kims innym."

I wtedy Liz go pocalowala.

Obudzilem sie zlany zimnym potem.

Najdziwniejsze jest to ze pamietam kazdy szczegol tego snu. Zwykle moje sny znikaly w momencie przebudzenia. Michael, Izzy i ja nigdy nie rozmawialismy na ten temat. Zadne z nas nie pamieta naszych snow. O tym ze w ogole snimy przekonalismy sie kiedy Isabel przez przypadek weszla do naszych snow.

Pamietamy je tylko jesli wydarzylo sie w nich cos waznego - cos co ma wplyw na nasze zycie.

Wiec istnieje tylko jedno wyjasnienie. Ktos usiluje mi cos przekazac.

Przynajmniej tak mi sie wydaje. Mam nadzieje, ze mnie rozumiecie, nie jestem ostatnio zbyt pewny siebie.

Zawsze ufalem moim przeczuciom. Moglem nie byc odpowiedzialny, ale zawsze podejmowalem dobre decyzje. Takie jak ta o uzdrowieniu Liz, byc moze nie byla zbyt odpowiedzialna, ale byla dobra. Zaufanie Liz to inny przyklad. Zaufanie Valentiemu tez. Nie zabicie Brody'ego - z tego jestem szczegolnie dumny.

Co sprowadza nas do Tess. Moje wyczucie bylo ostatnio lekko stepione.

No i jest ta najwieksza sprawa. Myslelibyscie, ze zorientowalbym sie zanim pozwolilem Tess odleciec i zabrac mojego potomka i to czego najbardziej chcial Khivar granolith prosto w jego rece to nie byla najlepsza decyzja. Um. Tak. Dobrze przyznaje jestem idiota. Nie potrafie myslec dobrze pod presja. Czyz decyzja na temat tego co zrobic z Brody'ym nie zajela mi trzech dni? Nie wazne, to i tak bylo glupie.

Dopiero teraz dochodzi do mnie ze moj syn prawdopodobnie wcale nie umieral. Tess sama przyznala, ze zabiera dziecko prosto w garsc Khivara. Potrzebowala sposobu by tam wrocic. Ja chcialem zajac sie nia i dzieckiem tutaj.

Potrzebowala planu by naklonic mnie bym z nia lecial, i umierajace dziecko bylo wspanialym pretekstem. To musze przyznac.

Ale wiem ze nie klamala. Polaczylem sie z nim. Wiem ze istnial i jestem pewien ze umieral.

Dlatego pozwolilem jej odleciec, po wszystkim co zrobila. Powinienem byl ja zabic tamtego dnia. Chcialem to zrobic by pomscic Alexa, pokazac im ze potrafie cos zrobic. I ona na to zaslugiwala.
Nawet bym jej nie oplakiwal.

Ale on mnie powstrzymal.

Jest moim synem.

Zawiodlem kazda wazna dla mnie osobe i jego nie zawiode.

I teraz musze przekonac Liz. Bo ona jest druga osoba, ktorej nie chce juz wiecej zawiesc.

Poniewaz bylem calkowicie szczery kiedy powiedzialem jej, ze byla jedyna dobra rzecza jakiej dokonalem przez ostatnie dwa lata. Jedyna na ktorej naprawde mi zalezalo.

Potrzebuje jej. I jesli nie mozemy byc wiecej niz przyjaciolmi, zaakceptuje to.

Nie moge jej znowu puscic. Sprobowalem raz i byla to kleska.

Ale wszyscy o tym wiemy - prawda?

****

Liz i ja umowilismy sie ze spotkamy sie wczesnym wieczorem na jej balkonie. Chcialem z nia porozmawiac jak tylko Tess odleciala, ale widzialem ze nadal ma trudnosc z pojeciem tego wszystkiego, wiedzy o tym, ze przespalem sie z Tess, ze Tess spodziewala sie mojego dziecka i ze zostawialem ja sama z morderca na wolnosci, i tym ze nagle zdecydowalem sie zostac i wszyscy wiedzielismy co sie stalo Alex'owi.

Jedyna rzecza jakiej zaluje to to ze to Michael zdecydowal sie zostac. Chcialbym zebym byl to ja.
To ironiczne ze to byl wlasnie Michael, z nas wszystkich, ten ktory tak bardzo chcial wrocic na nasza planete, tak szybko zorientowal sie ze to tutaj jest nasze miejsce.

I mimo ze wiedzialem ze bede za nim tesknil, bylem rad ze zdecydowal sie zostac. Wiedzialem ze robil to dla Marii, ale wiedzialem tez ze zaopiekowalby sie Liz. Czulem sie lepiej zostawiajac ja. Ufalem Michaelowi ze bedzie ja chronil.

Pozatym mysle ze juz wtedy wiedzialem, ze cos jest nie tak. Nie bylem kompletnym glupcem. Zorientowalem sie ze mozemy zginac jak tylko dotrzemy na nasza planete, ze mozemy tam nie przezyc. Jesli to ze Michael zostaje oznaczalo, ze przezyje, cieszylem sie. Kiedy teraz o tym mysle zycze sobie zebym mogl namowic Izzy by zostala.

Ale bylem samolubny. Nie chcialem byc sam. Nawet wtedy, teraz zdaje sobie z tego sprawe, nie ufalem do konca Tess.

Musialem leciec i ulzylo mi ze Izzy leciala ze mna. Dla mojego syna, poniewaz wiedzialem ze zalezalo jej na nim. Liz nigdy nie pozwolila by mi zostac, jesli to oznaczaloby ze moj syn umrze.

Ale pozwolilem mu odleciec. Mysle ze bylem tak zaskoczony wiadomoscia o tym ze Tess byla zdrajczynia, ze nie myslalem. To moja jedyna obrona. Jedyne czego bylem pewien to to ze moje dziecko musialo wrocic, ze umarlbym gdybym z nim polecial, ze bylem uwieziony miedzy kamieniem a twarda powierzchnia.

A wiec pozwolilem mu leciec, wiedzac ze ktoregos dnia go odnajde.

I dostalem druga szanse z Liz. Taka mam nadzieje. Nadal nie jestem pewien.

Mowiac o drugiej szansie nie mowie o nas jako o parze. Nie wiem czy kiedykolwiek do tego wrocimy, nie po tym co jej zrobilem. Mimo ze wiem ze nadal mnie kocha.

Skad wiem?

Nie potrafie tego wytlumaczyc, poprostu wiem ze mnie kocha.

Moze dlatego ze pierwszy raz od bardzo dawna, od tamtego dnia kiedy zlapalem ja w lozku z Kyle'em - otworzylem sie przed nia.

Wylaczylem nasze polaczenie na tak dlugo. To bylo bolesne, poniewaz bylem pewien, ze ktoregos dnia przez przypadek zobacze wizje jej z Kyle'em, razem, robiacych to co myslalem ze zrobili.

Okej, teraz juz wiem ze to wszystko to jedno wielkie klamstwo. Ale nadal nie wiem dlaczego sklamala.

Jednego jestem pewien. Nie zrobila tego dlatego, ze mnie nie kocha.

Dowiedzenie sie jak i dlaczego jest na samym wierzchu mojej listy.

Jestem pelen nadzieji, kiedy wspinam sie po drabinie na balkon Liz. Wiem, ze nawet jesli wszystkiego sobie nie wyjasnimy, w koncu nie bedzie miedzy nami zadnych sekretow.

I wtedy go zauwazam.

Zawolalem ja, nie odpowiedziala, ale wiedzialem, ze byla w domu poniewaz czulem jej obecnosc.

Nie spodziewalem sie jednak zobaczyc tam Seana Deluca.

Przez jeden okropny moment zobaczylem ich tak jak widzialem ich w moim snie- co bardzo pomocnie zmnienilo sie w wizje ich dwojga w lozku Liz, tak jak widzialem ja z Kyle'em.

Czy wspominalem juz ze jestem nadal nawiedzany przez to noca? No wiec jestem. Tak, wiem ze nic sie nie wydarzylo ale nadal nie wiem dlaczego i nie zapomne o tym dopoki ona mi o tym nie powie.
Nie wiem czy bede mogl o tym zapomniec. To byla zdecydowanie najgorsza noc mojego zycia.

Wiecie dlaczego? Jak wiecie moja zdolnosc podejmowania odpowiedzialnosci nie jest dobra - wtedy jeszcze potrafilem dobrze osadzic sytuacje. Nie popelnilem bledu az do tamtego momentu. I jesli Liz zrobila to co myslalem ze zrobila z Kyle'em kompletnie zle ja osadzilem.

Kazda minuta myslenia, ze Liz jest inna niz myslalem... to bylo okropne.

I jest jeszcze ta czesc, ktora poprostu boli.

Wiem, nie mam zadnego powodu zeby byc zly. Ja naprawde przespalem sie z Tess. Ale to nadal boli.
Moze i nie jestem czlowiekiem, ale mam serce i mam wpomnienia.

Wiecie, czasami mysle ze lepiej by bylo gdybym nie odczuwal zadych emocji. Bycie Borgiem bylo by calkiem przydatne. Michael zawsze powtarza, ze chce byc kosmita takiej rasy jakiej byl Han Solo poniewaz "Maxwell, moze i on wyglada na czlowieka ale nie jest z Ziemi wiec tez jest kosmita." Michael lubi pomysl, ze moze byc jak Han Solo.

Nie ja. Czesto mi mowil, ze jezeli on byl Hanem to ja bylem Luke'em i myslalem ze to bylo cool. Ale teraz to nie wystarczy. Bezuczuciowy Borg... tak to wydaje sie do mnie pasowac...

Przejdzmy dalej. Liz mnie widzi i ma calkiem spanikowany wyraz twarzy. Widze jak usiluje wypchnac Seana ze swojej sypialni ale on sie opiera.

"Oh, masz towarzystwo," mowie zdajac sobie sprawe jak dziwnie to brzmi. "Przyjde pozniej." Mowie i odwracam sie.

Nie mam prawa byc na nia zly.

"Nie! Max! Zaczekaj!" Liz wola za mna. "Sean wlasnie wychodzil," mowi wypychajac go mocno za drzwi.

Patrze na nia niepewny.

Liz zachowuje sie dziwnie w obecnosci Sean'a. Zupelnie nie jak Liz ktora znam. Jest naprawde nie madra i dziewczeca kiedy on jest w poblizu. Zachowuje sie jak siedemnastolatka, poniewaz nia jest.

On pozwala jej na to.

Zaczynam szukac w pamieci czasu w ktorym Liz i ja poprostu sie bawilismy, kiedy bylismy dzieciakami.

Tak jak tamtego razu kiedy poszlismy do Senor Chow's i gralismy w bilard. Ale potem Michael zachorowal i zerwalem z nia nastepnego dnia.

Albo kiedy migdalilsmy sie w Buckley's Point. To bylo zabawne... Ale oczywiscie wtedy pojawila sie Topolsky... Zapomnijmy o tym...

Las Vegas... Hmmmm...nie.

Grymasze sam do siebie. Bylo tylko szesc tygodni w czasie ktorych bylismy naprawde szczesliwi. To bylo zaraz po tym jak znalezlismy orbitoid jeszcze przed pojawieniem sie Tess. Wtedy wszystko wydawalo sie calkiem normalne. Bylo cudownie.

Liz na to zasluguje. Zawsze pytala dlaczego nasz zwiazek nie moze byc normalny. Wiem, ze tego chce.

On moze dac jej normalnosc.

Moze powinienem poprostu odejsc.

Powaznie sie nad tym zastanawiam. Ale nie chce. Bezwzgledu na wszystko nadal mam nadzieje.

Poniewaz w glebi serca wiem, ze Liz nigdy nie zamienilaby minuty naszych idealnych szesciu tygodni, czy nawet tych okropnych dwoch lat na normalne zycie z Sean'em Deluca.

I wiem ze tego chce. Ale nie moze.

Ja tez nie moge. Kocham ja.

I co my do cholery zrobimy?

Liz wraca szybko i wychyla glowe za okno kiedy siadam na jednym z lezakow.

"Czesc. Przepraszam za tamto," mowi, slysze wine w jej glosie.

"Liz nie musisz przepraszac. Masz zycie poza mna."Mowie. To boli, kiedy to mowie, poniewaz kiedys nie miala.

"Poprostu sie pojawil. Nie zapraszalam go." nalega, rozezlona.

"Okej." Mowie. "Sean wydaje sie calkiem mily." Kontynuuje mowiac jej ze nie mam nic przeciwko temu by z nim byla. Nie mam do niej zadnego prawa.

"To znaczy wydaje sie ze juz zapomnial o swoich wykroczeniach." Dlaczego tak mamrocze? Zamknij sie!

Liz mi przerywa. "Max." Mowi powarznie. "Przestan."

Zamykam sie poslusznie.

"Nie chce rozmawiac o Sean'ie." Mowi."On nie ma z nami nic wspolnego."

My. To jak muzyka dla moich uszu. Staram sie by moja nadzieja nie podskoczyla zbyt wysoko, ale i tak to robi.

"Okej," Powtarzam. "Porozmawiajmy o czymkolwiek chcesz porozmawiac."

"Chce pomowic o twoim synu i o tym co zamierzasz zrobic w celu odnalezienia go." Mowi szybko jakby to zalegalo jej na sumieniu. Jestem pewien,ze zalega.

"Nie wiem, Liz" Mowie szczerze. "Jedyne co wiem to to, ze musze go sprowadzic spowrotem."

Patrzy na mnie dluga chwile, smutnymi ciemnymi oczami. "Ale jak Max? Naprawde. Jak zamierzasz to zrobic?"

Krece glowa i obracam sie aby spojrzec w niebo. "Wiem ze to bylo glupie tak poprostu pozwolic Tess odejsc." Mowie w koncu. "Przepraszam, ze nigdy nie dostalas zadoscuczynienia za Alex'a"

Liz wzdycha. Odwracam sie by na nia spojrzec. Siedzi na swoim lezaku, patrzac w niebo. "Nie wiem czy moglismy to zrobic. Co mialby zrobic Valenti? Jesli oddalibysmy ja, wasz sekret zostalby odkryty." Usmiecha sie slabo. "Alex umarl bo was wszystkich ochranial. Mial zamiar na nia doniesc. Nie mozemy sie odwrocic i tak poprostu was wydac."

"Przepraszam Liz," Bol widoczny na jej twarzy na wspomnienie Alex'a kazal mi to powiedziec, ale wiem ze ona wie ze chodzi o wszystko co sie wydarzylo.

"Wiem. Ja tez przepraszam." Odpowiada cicho.

"Dlaczego?" Pytam. "Nie masz za co przepraszac."

"Max." Mowi i wiem ze ma na mysli te afere z Kyle'em.

"Oh," Mowie. "Ale przeciez niczego nie zrobilas."

"Ale myslales ze zrobilam."

"Tak," zamykam na krotko oczy. "Jak moglem tak myslec?" pytam nie domagajac sie odpowiedzi ale ona i tak odpowiada.

"Na poczatku temu nie wierzyles." Broni mnie. Dlaczego jest taka cudowna? Jak ja bede mogl bez niez zyc? Poniewaz czuje z tonu naszej rozmowy ze mialem racje. Nie wracamy do siebie, przyjanajmniej nie romantycznie.

"Ale uwierzylem temu, nawet jesli wiedzialem ze nigdybys czegos takiego nie zrobila." I wtedy musze wiedziec dlaczego. "Dlaczego Liz? Co sie stalo? Czy naprawde tak mocno chcialas zebym odsunal sie od ciebie?"

"Tak." To bylo jak policzek. Bol bycia ciagle odtracanym przez nia zeszlej jesieni wraca. Myslalem ze juz sie z tym pogodzilem ale najwyrazniej nie. Liz to widzi poniewaz dodaje. "Max towarzyszyly temu okolicznosci, ktorych nie bylbys w stanie zrozumiec."

"Nie zostawilblym cie w spokoju." Mowie jej. "Rozumiem. A ty myslalas ze powinieniem byc z Tess."

"To chyba znaczy ze mialam racje." Mowi cicho. "Moze to wszystko mialo miejsce bo..."

"Bo on mial sie urodzic."

"Dokladnie," mowi. Slysze smutek w jej glosie.

"Ale to nie wyjasnia dlaczego to zrobilas... Skad wiedzialas ze Tess i ja musimy byc razem?" Przerywam marszczac brwi. "W ten sam sposob w jaki dowiedzialas sie o granolicie. Prawda?"

"Tak," Krzywi sie lekko. "Opowiem ci Max, poniewaz to sekrety nas tutaj przywiodly. To trudne do uwierzenia, ale postaraj sie mnie wysluchac..."

Wiec mowi. O przyszlej wersji mnie ktora mnie odwiedzil, by powiedziec jej ze zostalismy "zcementowani", jak ujela to Liz, tej nocy kiedy zlapalem ja w lozku z Kyle'em (co oczywiscie nigdy sie nie stalo w terazniejszosci), pobralismy sie w Vegas w wieku dziewietnastu lat i potem swiat sie skonczyl czternascie lat pozniej poniewaz Tess odeszla.

Patrze na nia z niedowierzaniem. "Liz..."

"Max to wszystko prawda..."

Krece glowa. To nie moze byc prawda. "To musialo byc nagiecie umyslu. Nigdy nie postawilbym cie w takiej pozycji". Znam sie wystarczajaco dobrze, mam nadzieje. Nawet czternascie lat do przodu nie potrafilbym z niej zrezygnowac. Wiem to.

Przysunela sie blizej i delikatnie dotyka mojej dloni. "Max to byles ty. Wiem to. Znam ciebie."

I wierze jej.

Jestem wciekly. Podrywam sie na nogi i zaczynam spacerowac po balkonie. "Co za kompletny idiota. Jak mogl, on, ja, kimkolwiek on byl zrobic ci cos takiego?"

"Max, Przyszly Michael i Przyszla Isabel wlasnie zgineli. Najwyrazniej przyszla ja namowilam cie do tego."

Przyszly Michael, Przyszla Isabel. Wszyscy martwi. To szalone.

Tak bardzo chce zwalic cala wine na naginanie umyslu, winic Tess.

Ale nie moge. Liz nigdy by nie sklamala. Ona wiedziala ze tak sie stalo.

Patrze na nia. Obserwuje mnie zdenerwowana, zmartwiona ze sie zabije.

Zna mnie zbyt dobrze. Poniewaz dowiedzialem sie ze jestem dupkiem nawet czternascie lat w przyszlosci.

"Liz jak moglas byc tak odwazna?" Pytam w koncu. "Nie rozumiem." Wzdycham, poniewaz rozumiem. "Wybral ciebie bo wiedzial ze nigdy bym z ciebie nie zrezygnowal, prawda? Wiedzial ze nie mogl mi tego powiedziec bo mnie to nie obchodzilo."

Usmiecha sie delikatnie. "Wiedzial. Ale wiedzial takze ze niemogl sie z toba zobaczyc bo obaj przestali byscie istniec. Serena tak mu powiedziala."

"Kim jest Serena?"

"To ktos z kim sie zaprzyjaznilismy. Zamienila granolit w wehikul czasu."

"Dziwne"

"Tak..."

"Czy my..." przerywam. Nie powinienem pytac, ale musze wiedziec w tych okolicznosciach. "Czy mielismy dzieci?"

Liz drzy i moglbym sie kopnac. "Nie sadze." Mowi w koncu. "Mysle, ze bylo to zbyt niebezpieczne."

I wtedy mnie olsniewa. "Celem tego wszystkiego bylo zatrzymanie Tess. Zginelismy bo odeszla. A teraz znowu odeszla."

"Tak, myslalam o tym." Liz przelyka. "Ale wydaje mi sie ze najwazniejsza rzecza jest twoj syn. On istnieje. I byc moze nic mu nie jest." Przerywa. "I wlasnie dlatego, pomoge ci go odnalezc."
center><a><img><br>NYC is love.</a></center>

User avatar
Renya
Fan
Posts: 524
Joined: Fri Dec 12, 2003 12:17 am
Location: Brwinów
Contact:

Post by Renya » Tue Nov 09, 2004 10:55 pm

Czytając tę część przypomniała mi się książka (przeczytałam ją jak miałam jakieś 10-11 lat), której jedna część jest napisana z punktu widzenia kobiety i przez kobietę, a druga z punktu widzenia mężczyzny i przez mężczyznę. Miałam wtedy wrażenie jakbym czytała dwie różne książki o różnych wydarzeniach. Wtedy zrozumiałam, że nic nie musi być dokladnie takie jak ja to widzę, bo inni ludzie mogą widzieć zupełnie coś innego, inaczej to rozumieć, nie mówiąc już o samej interpretacji.
W tym opowiadaniu na razie mamy podobną sytuację, dwie różne osoby, dwa punkty widzenia i mnóstwo możliwości interpretacji słów bohaterów.
Miło było przeczytać kolejną cześć ... i czekam na następne.

User avatar
elfchick
Nowicjusz
Posts: 105
Joined: Wed Oct 13, 2004 7:57 pm
Location: Olsztyn
Contact:

Post by elfchick » Tue Nov 09, 2004 11:12 pm

To pewnie byly "Pamietniki Adama i Ewy" Marka Twaina :) Tez czytalam...
center><a><img><br>NYC is love.</a></center>

User avatar
Renya
Fan
Posts: 524
Joined: Fri Dec 12, 2003 12:17 am
Location: Brwinów
Contact:

Post by Renya » Wed Nov 10, 2004 4:53 pm

Nie były to "pamiętniki", tytuł jeśli sie nie mylę, brzmiał "John i Mary" , ale nazwisk autorów za nic nie mogę sobie przypomnieć.

User avatar
elfchick
Nowicjusz
Posts: 105
Joined: Wed Oct 13, 2004 7:57 pm
Location: Olsztyn
Contact:

Post by elfchick » Wed Nov 10, 2004 8:59 pm

Aha... mnie to sie kojarzy z Twainem... :cheesy:
center><a><img><br>NYC is love.</a></center>

User avatar
Renya
Fan
Posts: 524
Joined: Fri Dec 12, 2003 12:17 am
Location: Brwinów
Contact:

Post by Renya » Thu Nov 11, 2004 7:58 pm

Możliwe, kojarzyć się może, nie wiem, bo tej książki nie czytałam.

A co do opowiadania. Ciekawe jak autorka nakreśli postać Liz w sprawie dziecka Maxa. Zazwyczaj na początku Liz chce pomóc odaleźć/wychować synka Maxa, ale po pewnym czasie staje się to dla niej sytuacją trudną do zniesienia, wywołującą negatywne emocje, takie jak zazdrość, zawiść, rozgoryczenie, żal. Czy w tej opowieści będzie tak samo? Sam tytuł "Grzechy ojca" sugeruje, że nie będą poruszane miłe sprawy, a te przynoszące same problemy.

User avatar
elfchick
Nowicjusz
Posts: 105
Joined: Wed Oct 13, 2004 7:57 pm
Location: Olsztyn
Contact:

Post by elfchick » Thu Nov 11, 2004 10:44 pm

Jak sama zauwaylas. Liz szuka tego dziecka tylko po to zeby byc blisko
Max'a. Od poczatku mowi ze nie bedzie potrafila zaakceptowac faktu ze Max ma dziecko z inna...
center><a><img><br>NYC is love.</a></center>

User avatar
Lizziett
Fan
Posts: 1000
Joined: Mon Aug 25, 2003 11:48 pm
Location: Kraków

Post by Lizziett » Sat Nov 20, 2004 11:23 am

Hej hej gdzie jesteś? Z niecierpliwością wyczekuje na kolejnę część- i na pewno nie jestem w tym odosobniona :P
Ludzie z poza naszej grupy, prawdopodobnie nie zdaja sobie sprawy z tego, ze Alex i ja nie bylismy sobie wcale bliscy. Nawet po wszystkim co wydarzylo sie w zeszlym roku, sekret naszej osemki, polaczyl nas tak ze obcym wydawalismy sie poprostu grupa przyjaciol.

Chcialbym moc poznac go blizej. To znaczy znalem go, ale nie docenialem go, nie docenialem kim byl dla Izzy, kim byl dla Liz.
No tak...to brutalna lecz szczera prawda. Trudno sobie właściwie wyobrazić że ludzie których połączył tak niezwykły sekret naprawde niewiele wiedzieli o sobie i oprócz związków damsko- męskich trudno mówić o jakiejś szczególnej bliskości pomiędzy Obcymi a ludźmi...owszem, coś tam kiełkowało, jakieś zawiązki prawdziwej przyjaźni pomiędzy Maxem a Marią. I na tym koniec. W 2 ( nie wspominając o 3) sezonie, trudno dopatrzyć się tego poczucia jedności wbrew wszystkim różnicom, którą wyczuwało się w 1 serii. A szkoda. Wielka szkoda. Bo związki miedzy ludźmi we wszystkich swoich odcieniach to coś co tworzy najpiękniejsze historie. Bez nich są poprostu martwe.

Image
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)

""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 9 guests