Max Evans podążał w kierunku swojej szafki w West Roswell High. Nie mógł się doczekać spotkania ze swoją dziewczyną, Liz. A to dopiero za pięć minut rozpocznie się pierwsza lekcja. "Jak ja wytrzymam?!". Szedł zamyślony a tu nagle natrafił na blond strzałę biegnącą ku niemu z zawrotną wręcz prędkością. Zderzenie było nieuniknione.
— O przepraszam, niezdara ze mnie!! – powiedziała dziewczyna jednocześnie zbierając rozrzucone po całym korytarzu zeszyty. Max jej pomagał – oczywiście.
— Widzę, że jesteś nawa. Jestem Max Evans. Może ci pomóc? – przedstawił się chłopak.
— O dzięki. Nazywam się Tess Harding. I faktycznie jestem nowa. Szukam szafki numer 235. – uśmiechnęła się.
— Tak to niedaleko mojej. Zaprowadzę cię. – zaoferował się. – Jaką masz teraz lekcję?
— Algebrę. – odpowiedziała.
— Ja również. To pójdziemy razem. – zaproponował.
Rozmawiali wesoło coraz lepiej się poznając. Przy szafce czekała na niego Liz. Wyglądała na lekko zdziwioną widząc rozbawioną 'parę'.
— O Liz ty tutaj? – Nachylił się by pocałować Liz...w policzek. – Przedstawiam ci Tess Harding wpadliśmy na siebie na korytarzu. Jest nowa. Tess to Liz Parker, moja dziewczyna.
— Bardzo mi miło. – przywitała się Tess.
— Mi również. Jak podoba ci się nasza szkoła? – zapytała. Zadzwonił dzwonek.
— Do zobaczenia na biologii, Max! – zawołała. – Miło mi było cię poznać Tess. – dodała oddalając się.
Minęło już kilka lekcji. Przerwa na lunch była długo oczekiwanym przez wszystkich momentem. Mogli w końcu trochę odpocząć. Dla wszystkich był to jakiś męczący, nietypowy i szalony dzień. Max przedstawił reszcie przyjaciół nową uczennice. Przyjęli ją chłodno i z dystansem, ale przyjaźnie. Zwłaszcza Liz nie pałała do niej zbytnią sympatią. Również Maria miała nowe wiadomości. Powiadomiła przyjaciół, że chodzi z Billy'm. Po takich rewelacjach cała grupa była jakaś nieswoja. Byli za Michael'em. On nie wyglądał jakby go to przejęło wręcz przeciwnie wcale go to nie obeszło. Spojrzał tylko na Maxa i powiedział do niego poważnym tonem:
— Maxwell możemy porozmawiać w cztery oczy? – mówił do niego w ten sposób tylko wtedy, kiedy żartował albo, kiedy stało się coś poważnego.
— Możemy w 14! – zażartował Alex.
— Alex siedź cicho!! Przecież my wiemy, że ty potrafisz liczyć! – drażniła się z nim Liz.
— Jasne. – odpowiedział Max nie zważając na innych.
Wstali z trawnika i odeszli od grupy na tyle by mogli w spokoju porozmawiać.
— Co jest Michael? – Max martwił się o kumpla widząc jego smutną minę.
— Wyjeżdżam z Roswell. Na jakiś czas albo na stałe. Jeszcze nie wiem. – poinformował.
— Nie możesz nam tego zrobić! Ty i Isabel jesteście moją jedyną rodziną! Dlaczego? – nie mógł uwierzyć.
— Masz jeszcze Liz, Alexa no i Marie. Nie zostaniesz sam. Ja już duszę się w tym mieście. Muszę wyjechać. – mówił dalej.
— Michael zastanów się dobrze. Czy chodzi o Marie? Na pewno.
— Tak w dużej mierze. Ale stary to już przesądzone. Wybacz. – tłumaczył Michael.
— Proszę cię zastanów się raz jeszcze... – błagał Max.
— Patrzcie państwo! Pan Michael Guerin i Max Evans. – przerwał im nieproszony gość -> Kyle Valenti, – Co pan wczoraj robił, ha?
— Spadaj Kyle!!! Nie twój interes! – Michael chciał się pozbyć natręta. Razem z Maxem wracali już w stronę reszty przyjaciół. On jednak nie dawał za wygraną. Pomimo, że Max i Michael siedzieli z powrotem 'bezpieczni' na trawniku on dalej gadał swoje. Wśród przyjaciół nie było już Tess dlatego mogli swobodnie rozmawiać.
— Ciekawe, co powiedziałby mój ojciec na to, co widziałem, prawda Guerin? – uśmiechnął się pogardliwie. – Na pewno szeryf by się tym zainteresował. – ciągnął dalej.
— Co ty wygadujesz Kyle?! O co ci chodzi?! – złościła się Liz.
— O to, że widziałem jak twój kolega kotku, wczoraj wieczorem jakimś cudem za pomocą ręki wysadził puszkę w powietrze! Niesamowite, co? -wygarnął Kyle.
Wszyscy byli zszokowani, zaskoczeni i nieźle przestraszeni. To jest przecież syn szeryfa, który non stop ich obserwuje i śledzi po tym jak strzelali do Liz.
— Śniło ci się Valenti! – powiedział Alex – A teraz odczep się od nas, ale już!
— Jeszcze będziecie chcieli ze mną rozmawiać. – krzyknął Kyle odchodząc.
— Nieprędko!!!! Powinieneś iść do psychiatry!!!!! – zawołała za nim Isabel.
Siedzieli w milczeniu. Oczekiwali jakiś wyjaśnień ze strony Michael'a. Max nie mógł wytrzymać i zapytał pierwszy.
— Czemu ty nigdy nie uważasz? Czy tak było naprawdę? I dlatego chcesz wyjechać? – zadawał mnóstwo pytań.
— Nie wiedziałem, że ktoś mnie widział. Byłem po prostu zły i... – popatrzył na Marie. To pozostała niewzruszona. Miała spuszczony wzrok.
— Zaraz, zaraz STOP!!! Chcesz wyjechać?! Michael, co to ma wszystko znaczyć?!!!! – krzyczała przez łzy Isabel.
— Issy uspokój się. – szeptał do niej Alex.
— Mam dość tego miasteczka. Wyjeżdżam na jakiś czas.
— Gdzie? – zapytała Liz.
— Nie wiem. Jutro o szóstej mam autobus do Santa Fe a z tamtąd zobaczę. – mówił Michael.
— Jutro?? – Max czuł, że źle robi tak po prostu zgadzając się na tę 'wycieczkę'. – Spotkamy się jeszcze dziś w Crashdown?
— Raczej nie. Pożegnajmy się teraz. Muszę się spakować i wogule. Nie wyrobię się.
— A co zrobimy z Valentim? Nie możesz teraz nigdzie pojechać! – upierała się Isabel.
— Nie sadzę, aby Kyle miał na tyle odwagi, aby o wszystkim powiedzieć szeryfowi. A z resztą, kiedy mnie nie będzie sprawa ucichnie. – stwierdził chłopak. – No to, co? Do zobaczenia. – uścisnął Isabel. Nagle wstała Maria i powiedziała:
— Zapomniałam, muszę iść do biblioteki po Juliusza Cezara. – I odeszła.
Alex zdziwiony powiedział do Maxa, Michael'a, Liz i Isabel:
— Przecież biblioteka jest w przeciwnym kierunku a tą książkę Maria trzyma w ręce!!!!!
— WIEM. – odpowiedział Michael.
Po południu Liz siedziała w Crashdown. Był mały ruch, więc miała czas, aby odsapnąć. W zasadzie w kawiarni nikogo nie było. Odpoczywając piła dietetyczną colę. W tym momencie wszedł Kyle:
— Nawet się do mnie nie odzywaj! Daj mi święty spokój! – powiedziała na wstępie.
— Myślę, że chciałabyś posłuchać tego, co mam ci do powiedzenia. – powstrzymał ją.
— Byle szybko! Masz minutę! – odrzekła.
— Milczenie za randkę.
— Że co? Chyba kpisz! – oburzyła się Liz.
— Pomyśl dobrze. Umówisz się ze mną na jedną randkę i uratujesz tyłek swojego przyjaciela. – wytłumaczył dumny ze swojego pomysłu. – I co ty na to?
— Dobrze. – pochopnie się zgodziła.
— Do zobaczenia w piątek wieczorem, kochanie! – nabijał się.
Liz odetchnęła z ulgą, kiedy Kyle w końcu sobie poszedł. Wtedy zrozumiała, co najlepszego zrobiła. "To musi być ta pogoda, bo jak inaczej wytłumaczyć, że zgłupiałam do reszty!". Jej myśli przerwał Max wchodzący do Crashdown nie z kim innym jak z Tess. "No nie. Tylko pojawiła się nowa dziewczyna i stracił głowę!". – myślała zła Liz.
— Cześć! Przyprowadziłem Tess. Powinna wiedzieć gdzie jest najlepsza kawiarnia w Roswell. – przywitał się chłopak.
— Hej Liz! Chyba się nie gniewasz, że przyszłam? – zapytała.
— Nie oczywiście, że nie. Ale przeproszę cię na chwilę, bo muszę porozmawiać z moim chłopakiem na osobności. – zwróciła się do Tess i Maxa. To śmieszne jak się zachowała. Widać było, że zauważył jak zaakcentowała drugą część wypowiedzianego zdania: 'z moim chłopakiem na osobności'. Oczy Maxa śmiały się z niej a ona widząc to zarumieniła się. Oddalili się trochę od koleżanki, aby nie mogła usłyszeć ich rozmowy. Liz opowiedziała o wszystkim Maxowi. Również to, że się zgodziła. Max był mocno poruszony a inaczej mówiąc rozgniewany i wściekły. Kłócili się. Jednak na końcu przytulili na znak zgody. Bardzo się kochają i nawet Kyle tego nie zniszczy.
Tymczasem na twarzy Tess pojawił się szeroki uśmiech. Uśmiech satysfakcji i samozadowolenia.
Michael zapakował wszystkie swoje rzeczy. To jest: walkmana, kasety Metallici, mapę Roswell i okolic, książki na temat katastrofy w '47 r. oraz zdjęcie Marii. "Nawet nie chciała się ze mną pożegnać. Jej strata." – pomyślał. Nagle zauważył na półce jej pamiętnik. Przez to wszystko zapomniał oddać. Pewnie myśli o nim jeszcze gorzej. "Zadzwonię do Maxa. On jej zaniesie". Potem położył się spać.
Maria nie mogła zasnąć. Przewracała się z boku na bok. Kiedy już udało jej się zdrzemnąć zaraz się budziła. I tak co godzinę. Tłok różnych myśli przewijał się przez głowę Marii. Także wspomnienia. A w każdym z nich był Michael. Jak się kłócili, godzili, oglądali te głupie horrory i jak wyśmiewał się z aromaterapii. W końcu obudziła się o piątej nad ranem. Nie chciała wstać, ale jej ciało nie słuchało. Robiło coś przeciwnego. Wzięło kluczyki od jety i jechało w stronę dworca autobusowego. Nagle oprzytomniała:
— Muszę go powstrzymać!! – powiedziała sama do siebie.
Dojechała na miejsce w ostatnim momencie. Właśnie wchodził do autobusu. Podbiegła do niego i głośno zapytała:
— To jest twój sposób na rozwiązywanie problemów? Ucieczka?
— Maria, co ty...co ty tutaj robisz?
— Staram się odwieść cię od popełnienia największego głupstwa w twoim życiu! – odpowiedziała.
— Wsiadasz czy nie? – spytał kierowca.
— No właśnie Michael wsiadasz czy nie? – powtórzyła Maria.
— Proszę poczekać jeszcze pięć minut. – poprosił. Spojrzał na Marie. Na piżamę miała włożoną kurtkę.
— Chłopcze nie mogę więcej czekać. Decyduj: dziewczyna albo podróż. – odrzekł kierowca.
— Dziewczyna. – odpowiedział Michael. Słysząc to Maria odwróciła się i ruszyła w kierunku samochodu.
— Maria zaczekaj!! Dlaczego tu po mnie przyjechałaś? Przecież nawet nie chcesz ze mną rozmawiać? – zawołał.
— Jestem tu, aby spełnić swój święty obowiązek wobec społeczeństwa.
— Ja mówię poważnie. Przestań żartować.
— Uważasz, że się nabijam? – zdziwiła się.
— Aha.
— Isabel jest moją przyjaciółką. Kocha cię jak brata, dlatego cierpi z powodu twojego wyjazdu. Tak samo inni. – mówiła do niego spokojnym głosem, choć wcale nie była spokojna.
— Ty też?
— Choćbyś był ostatnim kosmitą na ziemi. Nie.
— A tak serio? – pytał dalej. Nie wierzył w jej wyjaśnienia.
— A tak serio chciałam żebyś oddał mi mój pamiętnik. – Maria przybrała poważną minę.
— Maria... – zaczął.
— ...nie tłumacz się. Nie ma po co. Bo i tak nic nie zmienisz. – przerwała mu.
— Pomimo wszystko chciałbym abyś mnie wysłuchała. – zobaczył, że drży. – Zimno ci?
— Trochę. Nie sądzę żeby rozmowa coś pomogła. – powiedziała.
— Podwieziesz mnie do domu OK.? A po drodze pogadamy.
Poszli do samochodu. Michael cały czas mówił do prowadzącej jetę Marii. Ona patrzyła przed siebie i słuchała, choć wcale nie miała na to najmniejszej ochoty:
— Otworzyłem twój pamiętnik, bo myślałem, że to twój zeszyt do literatury. Przyznam szczerze, że później otworzyłem go po raz drugi i wtedy przeczytałem, że jesteś...
— BYŁAM – poprawiła go.
— ...we mnie zakochana. I wiesz ucieszyło mnie to strasznie. Bo mi też na tobie zależy. Ale nie umiem tego okazywać. – Michael jest jednym z tych ludzi (czyt. KOSMITÓW), którzy nie mówią to, co czują. Michael'owi nigdy nie zależało na tym, co myślą o nim inni. Miał to po prostu gdzieś. Aż do momentu, kiedy poznał Marię. Nie było tak od samego początku. To, że jest dla niego kimś więcej niż tylko przyjaciółką wyrażał kłócąc się z nią.
Maria zatrzymał samochód przed jego domem.
— Słyszysz mnie Maria? – wyglądała na zamyśloną
— To nadal nic nie zmienia. – powtórzyła.
— Popatrz na mnie! – poprosił – Jestem największym głupkiem na świecie...
— ...i idiotą!
— Też...
— ...i palantem!
— Też...
— ...i...
— Tak rozumiem. Wiem kim jestem, ale...
Pocałował ją. Tak długo czekał na tą chwilę. Jego świat przewrócił się do góry nogami, kiedy ją poznał. Nic już nie było jak przedtem. Teraz dopiero zrozumiał jak bardzo kocha Marie. Jak nikogo na świecie. Czuł, że ona również go kocha. Odwzajemniła pocałunek. Drżała, ale już nie z zimna. Kiedy 'w końcu' skończyli swój pierwszy i nie ostatni pocałunek Maria zwróciła się do Michael'a:
— Jesteś najgłupszym kosmitą na świecie, jakiego znam!
Uśmiechnął się i mocno ją przytulił.
Wieczorem Max, Liz, Alex, Isabel oraz Maria siedzieli w Crashdown Cafe zastanawiając się jak pozbyć się Kyle'a. W pewnej chwili do środka wszedł Michael:
— Ktoś mnie powstrzymał! – uśmiechnął się. Wszyscy byli szczęśliwi, że w porę zmądrzał.
Ale nadal nie mieli pomysłu na rozwiązanie ich kłopotów. Ktoś zapukał do drzwi kawiarni. To była Tess. Weszła do wewnątrz jednocześnie mówiąc:
— Wiem jak rozwiązać wasz problem z Kylem. – zwróciła się do Maxa.
— O czym ty mówisz? – spytał.
— O wymazaniu mu tego z pamięci...