Dido

Wrócili (1)

Wersja do czytania Następna część

Od autora: Wszystkie wydarzenia jakie miały miejsce w I i II sezonie zdarzyły się, tyle tylko, że kosmici wrócili na swoją planetę, został tylko Michael. Liz nie zdążyła ich powiadomić, że to Tess zabiła Alexa...

Liz wyszła z budynku i zamknęła za sobą drzwi. Spojrzała jeszcze raz na ten napis " DOM POGRZEBOWY". Łzy napłynęły jej do oczu. Nagle usłyszała krzyk, obróciła się. Przetarła oczy, nie mogła uwierzyć w to co widzi… przed nią stał Max!

— Max? – spytała Liz

— Aż tak się zmieniłem?

— Nie. Ale jak… – Liz nie dokończyła rzuciła się chłopakowi na szyję – Myślałam, że już nigdy cię nie zobaczę. Tak się o ciebie bałam, kiedy dowiedziałam się, że to Tess zabiła Alexa.

— Tak, udało nam się uciec. Ona…

— Poczekaj, chodźmy do mnie, wszystko mi opowiesz. Nie możemy tak stać na środku ulicy – Liz

— Masz rację – Max dopiero teraz zauważył, ze ludzie dziwnie im się przyglądają.

Przeszli na druga stronę, Max chciał otworzyć drzwi kawiarni, ale mu się nie udało.

— Zamknięte? – zapytał Max

— Tak. Widzisz 4 dni temu moi rodzice mieli wypadek samochodowy… obydwoje zginęli. Jakoś nie miałam nastroju na prowadzenie kawiarni, ale niedługo otworzę ją znowu – powiedziała Liz. Teraz już nie mogła powstrzymać łez

— Liz, tak mi przykro… przepraszam, że nie było mnie z tobą

— Jesteś… musimy wejść tylnym wejściem… chodź

W pokoju Liz.

— No, to opowiadaj – Liz

— Już w czasie lotu ja i Isabel zorientowaliśmy się, że to Tess jest morderczynią, ale nie było już odwrotu. Na miejscu okazało się, że ta cała ciąża to podstęp

— Podstęp?

— Tak. 40 lat temu Nasedo zawarł umowę z Kivarem, że sprowadzi naszą trójkę i moje dziecko na Antar i odda do niewoli. Byliśmy już pewni, że nie mamy żadnych szans, ale udało nam się uciec

— A więc Isabel też wróciła?

— Tak.

— Max, a twoje dziecko… chyba go tam nie zostawiłeś?

— Jakżebym mógł? Kiedy Tess urodziła, okazało się, że mój syn jest w całości człowiekiem i nie jest do niczego potrzebne Kivarowi. Przed nasza ucieczką wykradliśmy je – Max

— To gdzie ono jest?

— Skoro on jest człowiekiem to chyba lepiej, żeby zaopiekowali się nim normalni ludzie… my jesteśmy cały czas narażeni na niebezpieczeństwo

— Oddałeś je do domu dziecka?

— Mmmhh… a co u was?

— Strasznie się o was baliśmy. Kyle wyjechał zaraz po waszym odlocie na jakiś obóz sportowy, niedługo powinien wrócić. Michael i Maria wprowadzili się tutaj… mieszkają w pokoju obok…

— A moi rodzice?

— Wyjechali. Wypytywali mnie, Michaela i Marię o was, ale mówiliśmy im, że nie wiemy gdzie jesteście, że też strasznie się o was martwimy… uwierzyli i wyjechali… nie wiem gdzie

— Rozumiem. Liz?

— Tak

— Chciałem cię przeprosić… nie uwierzyłem Ci kiedy mówiłaś, że to ktoś z nas zabił Alexa… okropnie cię traktowałem, myślałem tylko o sobie, … a ty tak cierpiałaś… przepraszam

Liz zaczęły spływać łzy po policzku, zaczęli się całować…

— Oh! To wy tak od razu – do pokoju weszła Maria, a z nią Isabel i Michael

— Isabel – Liz podeszła do Isabel, mocno się przytuliły
Max przywitał się z Michaelem i Marią

— Liz, jak się dzisiaj czujesz – zapytała Maria

— Dzisiaj wszystko dobrze – odpowiedziała Liz

— A sprawdzałaś dzisiaj moc, może potrafisz cos nowego? – Michael

— Nie, dzisiaj jeszcze nie miałam czasu

— O co chodzi ?- zapytała Max

— To Liz jeszcze nic ci nie powiedziała – Maria

— Nie zdążyłam – wyjaśniła dziewczyna

— Chodzi o to – zaczął Michael – że ją uzdrowiłeś i teraz wyszły skutki uboczne

— Skutki uboczne? – Isabel

— Co masz na myśli? – Max

— Ma moce… niektórych, rzeczy nawet ja nie potrafię zrobić

— To chyba dobrze. Mamy więcej siły – stwierdziła Isabel

— No, właśnie nie najlepiej – powiedziała Liz i usiadła obok Maxa

— Jest coś jeszcze? – zapytał

— Za każdym razem, kiedy Liz dostaje jakiejś mocy traci dużo sił. Co kilka dni dostaje wysokiej gorączki… – Maria

— Czasami nawet ponad 40C* – wtrącił Michael

— … no więc dostaje gorączki, ma silne bóle głowy i brzucha. Ogólnie bardzo słabnie – dokończyła Maria

Max spojrzał na Liz, rzeczywiście wyglądała nie najlepiej, ale myślał, że to przez śmierć rodziców. Dopiero teraz zauważył, że Liz była bardzo chuda, zawsze była szczupła, ale teraz za bardzo… jej skóra miała blady odcień.

— No, dobrze. Dzisiaj mamy wielkie święto, powinniśmy się cieszyć… może pooglądamy telewizję? – zaproponowała Maria

— Świetny pomysł, przy okazji coś zjemy… a tak w ogóle co wy tam jedliście

— Jakieś ohydne proszki – Isabel

— Fuj! Chodźmy na dół – Michael

— Ja i Max zaraz dołączymy – Liz

— Nie spieszcie się – zażartowała Maria – i wyszła z pokoju

— Liz, chciałem ci powiedzieć, że cię kocham, bardzo

— Ja też cię kocham Max

— I po tym wszystkim co ci zrobiłem chciałabyś być znowu ze mną?

— Zawsze będę z tobą … chodźmy na dół

Chwilę później

— Chodźcie właśnie zaczynają się wiadomości – zawołała Maria

— Już jesteśmy – Liz

Max i Liz usiedli obok siebie. Chłopak objął dziewczynę ramieniem, a ta mocno się do niego przytuliła.

" – dziś rano przy drodze 285 znaleziono niezidentyfikowany pojazd. Nieoficjalnie wiadomo, że może to być statek kosmiczny. Pojazd musiał wylądować dziś rano" – TV

— Max, gdzie wy ukryliście statek – Michael

— Właśnie tam – jęknęła Isabel

— No, to pięknie – Michael

— Trzeba go będzie wykraść – Liz

— Przecież nie wiemy gdzie on teraz jest – Max

— Na, pewno ukryli go w tej jaskini, na pustyni – powiedziała Liz

— Tak, jutro się tam wybierzemy – Michael

— Ale, o czym w mówicie? Jaka jaskinia? – Isabel

— Nowy szeryf jest szefem jakiegoś tajnego stowarzyszenia łowców kosmitów – Maria

— Mają tajne laboratorium, na pustyni – Michael

— Dokładniej, pod ziemią – Liz

— Dobrze, ale skoro to wszystko jest takie tajne to skąd wy o tym wiecie? – zapytał Max

— Ten szeryf wypytywał się Liz, czy wtedy podczas strzelaniny uratował ją kosmita – Michael

— Był bardzo natarczywy. Kiedy nie chciałam mówić powiedział, że należy do Stowarzyszenia Łowców Kosmitów… – Liz

— A my potem śledziliśmy każdy jego ruch i w końcu odkryliśmy to laboratorium … – dokończyła Maria

— Ciekawe – Isabel

— A więc jutro się tam wybierzemy… – Michael

— Trzeba ustalić jakiś plan – wtrącił Max

— Spokojnie Maxwell! Pojedziemy tam rano. Liz zajmie się dwoma strażnikami na zewnątrz…

— Zwariowałeś, Liz nie czuje się najlepiej… – Max znowu przerwał Michaelowi

— Spokojnie! Nawet sobie nie wyobrażasz co twoja dziewczyna potrafi, prawda Liz? – Michael

— Tak, poradzę sobie – powiedziała Liz i wtuliła się w Maxa, chłopak objął ją ramieniem. Nie mógł uwierzyć, Liz taka drobna, jak mogła sobie poradzić z dwoma strażnikami. Bał się o nią.

— OK. Co dalej – Maria

— Dalej…

Nazajutrz wszyscy pojechali do jaskini. Samochód zostawili kilkadziesiąt metrów dalej, żeby nie wzbudzał podejrzeń, sami skryli się za skałą nie daleko jaskini………

— Są strażnicy! – zawołała cicho Maria

— Liz, gotowa – zapytał Michael

— Tak, już się robi – Liz

— Zaraz, zaraz nie musisz do nich podejść, dotknąć, nawiązać łączność… potrafisz to zrobić z takiej odległości? – nie mogła uwierzyć Isabel

— Mmmhh

Liz zamknęła oczy. Skupiła się. Już po chwili pierwszy strażnik leżał na Ziemi, a za chwilę dołączył do niego drugi.

— Czy oni…? – Isabel

— Obudzą się za 2 – 3 godziny. Mamy niewiele czasu, kiedy jaskinia się rozsunie Maria zagada ochroniarza, a my się wślizgniemy – Michael

Za chwilę z jaskini wyszedł kolejny strażnik, aby zobaczyć co stało się z tymi dwoma. Zauważył Marie.

— Czego pani tu szuka – zapytał

— Dzień dobry. Byłam tu umówiona z szeryfem Dopem.

— A w jakiej sprawie

— Jestem jego bardzo dobrą przyjaciółką. Mam tu pracować. A dzisiaj szeryf miał mi pokazać statek…

— Skoro wie pani takie rzeczy to można pani zaufać. Ale szef dzwonił, że dzisiaj go nie będzie… a widziała pani co się stało tym tutaj – wskazał palcem na dwóch leżących strażników

— Po prostu nagle upadli. Najpierw jeden potem drugi. To bardzo tajemnicze nie sądzi pan? – Maria

— Tak, to zaciekawi szefa… – strażnik nagle padł na ziemię. Maria zauważyła Isabel

— Przecież temu nic nie mieliśmy robić! – Maria

— W całym laboratorium jest tylko 3 ochroniarzy. Nie zła obsada, co nie? Chodź do środka.

— Jak trzech? To niemożliwe – powiedziała Maria

— Możliwe

Chwilę później…

— Jest statek! – krzyknął Michael

— Jeśli go gdzieś przeniesiemy, to ktoś może nas zauważyć – Max

— To, prawda – przyznała Isabel

— Czy któreś z was będzie chciało kiedyś wrócić na Antar? – zapytał Michael spoglądając na Maxa i Isabel

— Nie, ja nie chce tam wracać – Isabel

— Myślisz o zniszczeniu statku? – Max

— Tak, właśnie to miałem na myśli, ale musicie się zgodzić. To oznacza, że już nigdy nie będziemy mogli wrócić – Michael

— To bardzo trudne, ale ja się zgadzam – Isabel

— Ja również. Ktoś ma pomysł jak zniszczyć statek? – zapytał Max

— Liz, mogłaby wysadzić w powietrze całe laboratorium – zaproponował Michael

— Potrafiłabyś to zrobić? – Max

— Spróbuję – Liz

— Trzeba się spieszyć, wychodzimy – Michael

Na zewnątrz.

— Liz, zaczynaj – Michael

Wszyscy stali kilkanaście metrów przed tajnym laboratorium ukrytym w skale. Liz zamknęła oczy, po chwili skała rozpadła się na drobne kawałki. Nie było nawet słychać wybuchu. Po statku nie zostało, ani śladu. Nagle Liz osunęła się na ziemię…

— Liz! Co się stało! – krzykną Max podbiegając do dziewczyny

— Trzeba ją zawieźć do domu. Nigdy nie używała tyle mocy na raz – Michael

— Masz rację – Maria

Kilka godzin później w pokoju Liz.
Liz nie odzyskiwała przytomności i miała wysoka gorączkę. Max cały czas siedział przy niej i trzymał ją za rękę. Liz zamrugała i otworzyła oczy.

— Liz, jak się czujesz? – zapytał Max

— Bardzo mi zimno… byłeś tu przez cały czas? – Liz

— Przecież nie mógłbym cię zostawić – powiedział Max i przytulił dziewczynę. Była gorąca, bardzo gorąca, a jej było zimno…

— Max, co mi jest? – Liz

— To pewnie przez to, że użyłaś tyle mocy. Nie byłaś na to przygotowana… nie długo poczujesz się lepiej… zobaczysz – powiedział Max

CDN


Wersja do czytania Następna część