- Max, przyjeżdżaj! Z Liz jest źle bardzo źle! – Max usłyszał w słuchawce głos Marii
— Zaraz tam będę.
— Liz spójrz na mnie, błagam. Zobaczysz będzie dobrze, Max zaraz przyjedzie. Coś wmyśli – Maria klęczała nad Liz. Liz nie wiedziała czy trzymać się za głowę czy za brzuch. Wszystko ją strasznie bolało, jakby rozrywało od środka. Cała się trzęsła.
— Tak, Maria ma rację zaraz Ci przejdzie. Tak jak kiedyś. Pewnie znowu nabierzesz jakiś nieziemskich mocy – mówił bez przekonania Michael
W drzwiach pojawił się Max.
— Szybko przyjechałeś. – powiedziała Maria
— Tak Liz już jestem przy tobie – Max podszedł do Liz i chwycił ją za rękę znowu była gorąca, aż parzyła. Ścisnął ją jeszcze mocniej tak, aby Liz czuła, że on jest z nią. Dziewczyna z trudem podniosła wzrok na Maxa.
— Max zimno – powiedziała.
— Maria, przynieść jeszcze jakieś koce. – nakazał Michael
— Poszukam czegoś.
Max przytulił Liz. Ona wbiła się w jego ramiona – tak czuła się bezpieczniej.
Po chwili zasnęła.
— Jak myślisz na tym się skończy, czy może być jeszcze gorzej? – zapytał Michael Maxa.
— Boję się o tym myśleć. Jeśli ma być gorzej, to boję się, że Liz tego nie wytrzyma.
— Jest silna wytrzyma jeśli będziemy przy niej jeśli ty Max będziesz przy niej – powiedziała Maria – Zostaniesz z nią na noc, czy ja mam to zrobić.
— Nie mógłbym jej tak zostawić.
— Maria powinnaś się przespać, nie wyglądasz najlepiej. Choć zawiozę Cię – Michael
— Ale
— Chodź musimy jeszcze powiadomić Isabel, ona jeszcze nic nie wie.
— Dobrze, masz rację Max, uważaj na nią.
— Nie zostawię jej. Przecież wiesz. – Max
Nazajutrz rano. Liz budzi się.
— O, Max. – powiedziała Liz słabym głosem
— A kogo się spodziewałaś?
— Wyglądasz jakbyś całą noc nie spał dobrze się czujesz?
— Bo nie spałem całą noc. Musiałem czuwać przy tobie. Lepiej Ci już?
— Tak, trochę. Wciąż czuję ten ból. Nie jest już tak silny.
— Bardzo się o ciebie bałem. Wczoraj nie wyglądało to najlepiej.
— Ale już jest dobrze. Mogę wstać i iść do szkoły.
— Nie, nie co to nie, kochana – do pokoju weszła Maria – nie pójdziesz do szkoły dzisiaj i jutro też nie, może nawet pojutrze się tam nie pojawisz. Musisz odpocząć, ja się tym zajmę Max do domu, fatalnie wyglądasz.
— Dzięki, Maria – powiedział Max
— Nie ma za co, no zbieraj się.
— Powinieneś się przespać, żebyś mógł czuwać przy mnie również dzisiejszej nocy – Liz uśmiechnęła się
— Chyba, że tak – rzekł Max, pocałował Liz i wyszedł z pokoju.
— Przecież nie wyglądał wcale tak źle – powiedziała Liz próbując podnieść się z łóżka.
— Liz, choćby nie wiem co mu się stało, mógłby nawet nie mieć zębów to Max zawsze będzie dla ciebie najprzystojniejszym facetem na świecie we wszechświecie.
— To prawda – zgodziła się Liz – Maria, myślę, że ten odpoczynek nie ma sensu mogę wstać?
— Nawet o tym nie myśl
— A kafeteria?
— Mamy urlop. Chyba się nam należy?
— Jak chcesz. Wiesz co, ja się chyba jeszcze położę, spać mi się chce.
— Śpij ile chcesz. Jakbyś coś potrzebowała to ja tu gdzieś będę.
— Oczywiście.
Maria zamknęła drzwi od pokoju Liz. Zeszła na dół.
Kilka godzin później.
— Cześć, Maria. Liz jest do góry.
— Tak chciała się przespać. Długo nie odpoczywałeś.
— Nie mogłem zasnąć, wiedząc, że ona jest tutaj sama.
— Była ze mną.
— Tak wiem. Pójdę do niej.
— Max, przyszedłeś wyglądasz już bardzo dobrze.
— Cieszę się, że ci się podobam – powiedział Max i pocałował Liz
— Tak cię kocham.
— Liz tak sobie myślałem. Czujemy do siebie coś wyjątkowego.
— Miłość.
— Chcemy być ze sobą.
— Na zawsze.
— I nic nam nie przeszkodzi.
— Nic i nikt.
— No właśnie Elizabeth Parker zostaniesz moją żoną.
— Max Tak. Chcę zostać twoją żoną. Moje marzenia wreszcie się spełnią – Liz objęła Maxa i pocałowała go
— Marzyłaś o tym?
— Cały czas. Kiedy cię poznałam od razu zrozumiałam, że jesteśmy dla siebie stworzeni Max nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie.
— Nie cierpiałaś byś tak.
— Nie wiedziałabym co to jest miłość, Max