Maria, słysząc dźwięk telefonu, obudziła się. Jednak Michael był szybszy, a poza tym nie chciał budzić Marii. Gdy skończył rozmowę z Liz, Maria popatrzyła na niego wyczekująco:
— No i co? Że to była Liz, to wiem. Ale co dalej?
— Jednak się obudziłaś? Liz znowu miała sen, mamy godzinę na uratowanie Maxa i Isabel. Śpij dalej, nie wstawaj.
— Michaelu Guerinie !!! Czy ty choć przez chwilę myślałeś, że ja z wami nie pojadę? To się myliłeś. Jadę z wami i nic mnie nie powstrzyma. Rozumiesz, kochanie?
— Ale Maria, to może być niebezpieczne. Ja się o ciebie martwię.
— Jasne, jakbym była w ciąży, to rozumiem. Ale doskonale wiesz o tym, że nie jestem i radzę ci się z tego cieszyć, bo moja matka by cię zabiła. I to też doskonale wiesz. A teraz ruszamy, bo Liz może już nigdy nie zobaczyć Maxa ani Isabel. Co mamy zabrać?
— Orbitoidy i to wszystko. To szybko!
Przy granilicie na Michaela czekała już Liz. Gdy zobaczyła Marię, zdenerwowała się:
— Maria, co ty tu robisz? To może być niebezp .
— Taaa, już to gdzieś słyszałam. A jak będę wam potrzebna? No, widzicie.
Wszyscy podeszli do granilitu. Michael wyciągnął orbitoidy. Nagle wyleciały mu z ręki i " przykleiły się " do granilitu. Na ścianie pojawiło się coś w rodzaju zegara. Zaczął odmierzać godzinę. Potem miało się wszystko wyjaśnić. Czy uda im się uratować Maxa i Isabel?
Tymczasem na Antarze:
— Max, przemyśl to raz jeszcze. Mogę cię uratować. Wystarczy jedno słowo. Zapomnisz o Liz, Michaelu, Isabel innych. Będziemy tylko we dwoje. Przemyśl to – słowa Tess sprawiały Maxowi jakiś niesamowity ból. Nie wiedział, dlaczego. Może dlatego, że ona zabiła ich syna, a potem prosiła o coś takiego. Przecież on nigdy nie zapomni o Liz, ani o innych. NIGDY !!!
— NIGDY! Słyszysz, Tess? Wolę zginąć !
— Dobrze – Tess nawet nie mrugnęła – sam tego chciałeś. Za pół godzinki będziesz martwy. Chociaż twoje życie skończyło się, gdy poznałeś tę szmatę, Liz.
— Nie mów tak o niej ! – Max chciał się podnieść.
— Widzisz? Nawet nie masz siły wstać. Jesteś bezbronny. Jak dziecko. Pamiętasz, malutki Zan
nasz synek
co? Czujesz ten ból, gdy słyszysz jego imię? Niedługo się spotkacie. Już nie mogę się doczekać.
15 minut ( ziemskich) do egzekucji Maxa i Isabel : Ziemia :
— Zaraz wszystko się wyjaśni. Liz, przestań, obgryzłaś wszystkie paznokcie. Wyglądasz jak zombie – zażartowała Maria.
— Marii, ja się strasznie boję. A co będzie, jak nic z tego nie wyjdzie?
— Przestań tak myśleć. Zaraz zobaczysz swojego Maxia, wierz mi.
— Mam taką nadzieję
Antar:
— Max, wstawaj, już po nas idą. Zaraz będzie wiadomo, co z nami.
— Liz zdąży, na pewno. Nigdy nas nie zawiodła
— Tak, jak ty jej, co? – w głosie Isabel słychać było ironię.
— Nie mów mi o tym. Największy błąd mojego życia. Tess.
— No ,to idziemy, kochanie – Tess.
— Nie mów tak do mnie, nie masz prawa. Nie ręczę za siebie
— Och, jakież to straszne. Boję się. Ale to ty zaraz zginiesz
10 minut : Antar :
Max i Isabel prowadzeni są na miejsce, gdzie mają zginąć. Gdzie ta Liz?
Ziemia:
— Jezu, jeszcze tyle czasu! Ja tego nie zniosę – mówi Liz.
— Spokojnie, zaraz będzie po wszystkim.
5 minut : Antar :
— Dlaczego nic się nie dzieje? Czyżby Liz nie zdążyła? – spytał Max, nie wiadomo kogo.
— Nie, na pewno nie. Ona nam pomoże. Na pewno – pewność w głosie Isabel malała z każdą sekundą. Z Maxem było podobnie.
Ziemia :
— Maria, może coś trzeba zrobić? Ja wiem? Kopnąć to, czy co? – Liz była kłębkiem nerwów.
— Nie, no raczej nie. Przecież oni jakoś tego nie kopali, gdy tam lecieli, nie?
— Może masz rację?
1 minuta : Antar :
— No i co królu? Kto by pomyślał, zginiesz w taki sposób. Aż przykro patrzeć – Kavar zaśmiał się. Do jego boku przykleiła się Tess.
— Nie możesz nas zabić. Dlaczego? – spytała Isabel.
— Nie pytaj nawet. W końcu, to ty zdradziłaś brata, a mi teraz nie zależy na tobie. Mam Tess
Koniec czasu : Ziemia :
— Jezu, zegar zniknął. Nic się nie dzieje! Nie udało się? Co jest z tym gratem?! – krzyczała Liz.
Antar:
— No, to już pora. Zabić ich. W jaki chcecie sposób, byleby wszystko czuli ! – Kavar.
Ziemia :
Liz, nie wiedząc, co robić, podeszła do gnanilitu i położyła na nim dłoń. Gdy chciała ją oderwać, nie mogła.
Antar :
Gdy mieli zadać Maxowi śmiertelny cios, zobaczył on Liz, wyciągającą do niego i Isabel dłonie. Złapali je i zniknęli.
— Gdzie oni są, do cholery?! Przecież mieli zginąc, a nie znikać! Tess, wracamy do pałacu. Musimy to przemyśleć.
Ziemia :
Liz nagle odciągnęła dłoń od gnanilitu. Na ziemi pojawiła się najpierw Isabel, potem Max. Michael przytulił Isabel, potem Maxa. To samo zrobiła Maria. Liz stanęła w kącie i nie mogła uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Podeszła do niej Isabel :
— Liz, dziękuję ci za uratowanie życia – rzekła – Chodźcie – powiedziała do reszty.
Liz nadal nic nie mówiła. Gdy Isabel, Michael i Maria wyszli, podszedł do niej Max :
— Liz, dziękuję ci za to wsz
— Nic nie mów – powiedziała Liz i przytuliła się do Maxa. On podniósł jej głowę, spojrzał jej głęboko w oczy i nim zdążyła coś powiedzieć, zamknął jej usta pocałunkiem, na który obydwoje czekali tak długo. Potem wszyscy pojechali do Crashdown Cafe, skąd Isabel, Maria i Michael pojechali każde do siebie. Max został u Liz.
— Musimy porozmawiać. Wiesz o tym, Liz.
— Wiem. Nie rozmawialiśmy trzy lata
— Trzy lata? A więc to tak tam leci czas.
— Max, ile czasu byłeś na Antarze, według tamtego czasu? Według naszego trzy lata.
— Tam byliśmy z Isabel trzy miesiące. Boże, nie wiedziałem, że to tak długo. Wybacz mi proszę. Byłem taki głupi
— Max Porozmawiamy jutro. Teraz chodź, przenocujesz u mnie – Liz podeszła do Maxa i mocno go pocałowała.
— To chodźmy – powiedział Max i weszli z Liz na górę.
— Gdzie mam spać? – spytał Max.
— Głupie pytanie. Na łóżku. No, nie patrz tak na mnie. Przecież będziemy tylko spać – powiedziała Liz. Położyli się obok siebie.
— Dobranoc Max.
— Dobranoc Liz.
Liz wiedziała, że jutro czeka ją rozmowa z Maxem i z Kyle'm. Ale na razie wolała spać. Obok Maxa. Przecież tyle czasu się nie widzieli. Przytuliła się do swojego chłopaka i zasnęła. Tym razem spokojnie. Była szczęśliwa.