Marta

Max & Liz (5)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Max poszedł do domu. Znowu zaczął padać deszcz, coraz mocniejszy. Chłopak nie zauważył tego, albo nie chciał zauważyć. Szedł i myślał o wszystkim, co się do tej pory wydarzyło. Jego myśli bardzo szczegółowo starały się przywołać wszystkie szczegóły związane z Tess. Bardzo chciał trafić na jakiś ślad, szczegół, który mógłby go uspokoić, pokazać, że Tess nie miał możliwości powrotu na Ziemię. Jednak nic takiego nie znalazł. Nic, co mogłoby by mu ulżyć. Bał się. Nie po raz pierwszy zresztą, ale teraz miał dziwne przeczucie. Nie umiał go wytłumaczyć, ale ten strach kazał mu pójść szybciej. Doszedł do domu, już od jakiegoś czasu jego i Liz. Ich wspólnego. Spodziewał się, że wejdzie do pokoju, położy się obok śpiącej Liz i rano wszystko się wyjaśni. Po przekroczeniu progu domu miał w sobie jakiś taki wewnętrzny spokój. Ale gdy wszedł na górę, jego spokój zaczął przemieniać się w strach. Bo w pokoju nie było Liz. Pokój był pusty. Max przeszukał cały dom, a jego dziewczyna jakby zapadła się pod ziemię. Przestraszył się nie na żarty, skojarzył lądowanie statku i zniknięcie Liz. Wybiegł z domu i od razu skierował się do mieszkania Michaela i Marii.

— Michael! Michael, otwórz te cholerne drzwi!- krzyczał Max.

— Ej, zaraz... co się tak spieszysz, jest 4 rano.
Michael otworzył drzwi. Max od razu wszedł do mieszkania. Michael spojrzał raz w stronę jego twarzy. I od razu wiedział. Ale bał się tej myśli.

— Maxwell...co się stało? -spytał oczekując odpowiedzi innej niż ta, o której myślał. Jednak dodał – Coś z Liz?

— Michael...ona...ona...znikła! Widzisz, nie bałbym się tak, gdyby to była normalna noc...

— A co w niej jest takiego nienormalnego?- spytał Guerin.

— Na pustyni wylądował statek kosmiczny. Nie wiem, skąd, ale boję się, ze to mogłaby być Tess. Nie wiem, jak to mogłoby być możliwe, ale tak czuję.- Max skończył mówić, a Michael zaczął kolorem twarzy przypominać ścianę.

— Max, nie mówmy nic Marii na razie, ona się przerazi, bardziej niż ty.
Michael nie zauważył, że w drzwiach pokoju stała Maria. Z każdym słowem chłopaków była coraz bledsza.

— Misiek...co teraz??? Co z Liz? Max, co za statek? To nie może być Tess!!!
Maria była w szoku. Nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Cały czas chodziła po pokoju, w kółko. Cały czas powtarzała te same zdania, jak w transie. W końcu powiedziała " Ja tak nie chcę", położyła się na kanapie i zasnęła. W międzyczasie Michael próbował jakoś ją uspokoić, a Max zadzwonił do Isabel, Kyle'a i poprosił ich, żeby przyjechali jak mogą najszybciej. Nie miał czasu tłumaczyć im, o co chodzi. Po prostu kazał im przyjechać i odłożył słuchawkę. Potem usiadł przy stole, oparł głowę na blacie i zaczął płakać. Trwał w takim stanie do momentu, kiedy przyjechali Is i Kyle. Wtedy musiał wziąć się w garść i opowiedzieć wszystko, co się wydarzyło.
- Tess, czy my aby nie przesadzamy?- spytała Leila – po co nam ta, no, Liz?- Przyszła tu sama, chyba nas jakoś wyczuła.

— Bo trzeba się jej pozbyć, jest niepotrzebna. Tylko zajmuje miejsce na Ziemi.

— Ale czy musimy ją zabijać? Ja nie chcę, po co? Nagnij jej umysł, zrób coś innego, ale jej nie zabijaj. Proszę.

— Co ty tak stoisz po jej stronie? Chyba mówiłam ci,że MAX jest MÓJ, a ona się niepotrzebnie w te sprawy wplątała, jest tylko PRZESZKODĄ w moim planie... Nienawidzę jej!!!

— TESS, do jasnej cholery, przestań tak nawijać. Nie musimy jej zabijać. Nagniesz jej umysł i każesz zapomnieć, co się teraz tak naprawdę stało! – krzyknęła Leila. Przestraszyła tym Tess, która nigdy nie widziała Leili tak zdenerwowanej.

— Może masz rację...Nie wiem, muszę się zastanowić nad tym wszystkim. Na razie będzie tu siedzieć i nie waż mi się z nią rozmawiać!!! Teraz wychodzę, ale niedługo wrócę. – powiedziała Tess. Wyszła.
Leila została sama. Powoli zaczęła analizować sytuację, w jakiej się teraz znalazła. A więc Liz przyszła na pustynię chwilę po odejściu Maxa. Spotkała Leilę i Tess. Tess się krótko mówiąc wkurzyła, że Liz pojawiła się tak nagle, nie była na to przygotowana. Zaatakowała więc niczego nie spodziewającą się Liz. Teraz Tess wyszła nie wiadomo gdzie, a Liz leżała na podłodze w jakimś pomieszczniu, nieprzytomna. Leila siedziała przy niej, kompletnie nie wiedząc, co robić. Powoli zaczynała bać się Tess. Teraz była bardziej szalona niż na Antarze. Tam jej umysł kontrolował Kivar, teraz on nie żył, a Tess była wolna, bez nakazów władcy. Nic nie było w stanie kontrolować jej zachowania. Kompletnie nic. Leila dziś po raz pierwszy sprzeciwiła się Tess. Nie widziała celu w zabiciu Liz. Ale ona nie była nigdy wcześniej na Ziemi. Nie znała Maxa, Michaela, Isabel, Liz i innych, o których mówiła jej antarska przyjaciółka. Nie miał pojęcia o wielu sprawach, jakie wydarzyły się na Ziemi. Tess nie wszystko jej powiedziała. Dlaczego?
W mieszkaniu Michaela panował półmrok. Słońce dopiero wstawało, a Max, Michael, Isabel, Maria i Kyle myśleli, w jaki sposób odnaleźć Liz. Nikt nie miał pomysłu, co zrobić, wszyscy byli przerażeni. Nie mieli pojęcia, co z Liz i dlaczego wylądował jakiś statek kosmiczny. I z kim. Myśleli, że po odlocie Tess wszystko będzie łatwiejsze, proste do rozwiązania. Jakże bardzo się mylili. Najpierw statek, potem zniknięcie Liz. Zaczęli się zastanawiać, czy te dwie sprawy są ze sobą powiązane, czy nie. Tak bardzo chcieli poznać prawdę. W końcu, gdzieś koło 10 rano postanowili, że rozejrzą się po mieście. Może gdzieś tam była Liz. A może nie. Nie wiedzieli, ale szukali.
Tess wróciła do miejsca, gdzie była Leila razem z Liz. Była to jaskinia pod ziemią, na pustyni. Tess zrobiła ją podczas pierwszego pobytu na Ziemi. Teraz bardzo się jej przydała.

— Tess, gdzie ty byłaś? Zaczynałam się martwić- Leila była zmęczona czuwaniem przy Liz.

— Nieważne. Przemyślałam kilka spraw. Masz rację. Nie ma sensu zabijać Liz (na razie – dodała w myślach). Zrobię jej pranko mózgu, dziewczynka o wszystkim zapomni i wróci jakby nigdy nic do swoich przyjaciół. Nie będzie nas pamiętać. Potem my się pojawimy i wtedy się zacznie zabawa. I odzyskam Maxa. On będzie mój. Wrócę z nim na Antar... Tylko my...razem...na zawsze...prawowici władcy Antaru – Tess zaczynała powoli bredzić, Leila zaczęła inny temat.

— Hej, jak to? Myślałam, że kochasz Kivara...Nie rozumiem cię, Tess.

— Ja też tak myślałam. Mój mózg tak myślał. Kivar mi to wmówił. Ja zawsze kochałam Maxa...Zana...Bez różnicy, on jest mój, tylko jego kocham i kochałam. I na pewno nie oddam go tej zdzirze, Liz Parker. Nigdy, przenigdy.
Leila zamknęła oczy. " Boże, nigdy już nie zrozumiem Tess. Kiedyś byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami. Co z nią zrobił Kivar..." Leila zasnęła.
" Bardzo dobrze – pomyślała Tess. Teraz zajmę się Liz."
Tess skupiła się i już po chwili Liz leżała na pustyni, przy statku. Była pewna, że przy nim zasnęła. Postanowiła jak najszybciej odnaleźć Maxa.
- Liz!!! Boże drogi, gdzieś ty była!!! Dwa dni cię szukamy po całym Roswell! Mogłaś się jakoś odezwać. Powiedz coś! – Maria jako pierwsza spotkała przyjaciółkę.

— Maria, spokojnie. Nic mi nie jest. Gdzie Max? – spytała Liz. W tym momencie zauważyła Maxa idącego w ich stronę.

— Max!

— Liz!
Zakochani zaczęli biec w swoją stronę. Max złapał Liz w powietrzu, zakręcił nią i pocałował.

— Boże, jak ja się o ciebie martwiłem!!! Jak dobrze, że już jesteś! – powiedział i znów pocałował Liz.


Poprzednia część Wersja do druku Następna część