***
W Roswell była sobota rano. W domu państwa Evansów od samego rana panowało zamieszanie. W niedziele miała przyjechać siostra pani Evans. Isabel leżała jeszcze w łóżku.
Nagle zawołała ją mama:
— Isabel wstawaj będziesz musiała iść do sklepu! Zabrakło mi sera do sernika i muszę jeszcze przygotować inne rzeczy, więc nie mam czasu nigdzie iść!
— Mamo... Jest sobota rano! – Is nie była zadowolona – Kiedy się wyśpię i czemu nie może iść Maks!
— Maks już gdzieś wyszedł. No, wstawaj kochanie!
— Już dobrze będę za chwile. – Isabel wstała z łóżka – To nie fair! Maks pewnie poszedł do Liz i będą romansować, a ja mam pomagać mamie w domu! – denerwowała się Is.
Dzień nie zapowiada się dobrze- pomyślała. Nie spiesząc się wstała i poszła do łazienki. Mama jednak zaczęła się niecierpliwić:
— Is! Co ty tak długo robisz w tej łazience! Utopiłaś się czy co?
— Idę już mamo! Przecież muszę jakoś wyglądać.
— Przecież masz tylko iść do sklepu – dziwi się mama – a nie na randkę!
W końcu Isabel była gotowa do pójścia do sklepu:
— Kupić tylko biały ser?
— Tak ok. pół kilograma.
— Dobrze zaraz będę! Mam nadzieję, że najbliższy super market będzie czynny – mruknęła.
— Co takiego? – Dziwi się mama, która usłyszała ostatnie zdanie- Gdzie ty chcesz iść!? Wiesz ile tam leżą takie sery? I są grubo gorsze niż te w porządnych sklepach!
— Dobrze! Tylko się nie denerwuj! Ale jedyny "porządny" sklep z nabiałem jest dosyć daleko!
— Nie przesadzaj Is! To pa!- kończy rozmowę pani Evans.
— No tak, pa!- pożegnała się Is.
Isabel miała racje do ulubionego sklepu z nabiałem mamy było dosyć daleko. Znajdował on się w na końcu ślepej uliczki. Nie było tam więcej sklepów ani zamieszkałych budynków. Zawsze było tam ponuro. Dla tego też Is nie lubiła tam chodzić.
— No to super!! Przeszłam taki kawał drogi na daremno!- zdenerwowała się Isabel widząc kraty w oknach.
— Witaj Vilandro! – Is usłyszała nieznany jej głos.
Zdenerwowana na całego odwróciła się. Ujrzała dobrze zbudowanego, wysokiego i przystojnego mężczyznę. Mógł mieć 21-23 lata. Patrzał się na nią swymi dziwnie błyszczącymi czarnymi oczami.
Cały był ubrany na czarno.
W Is oczach zaświeciły się ostrzegawcze ogniki.
Miło Cię znowu widzieć kochana – ciągnął nieznajomy – Mam nadzieję...- nie zdążył dokończyć, gdyż Isabel mu przerwała:
— Co za głupi dzień! – krzyczała – Najpierw mama budzi mnie wcześnie i karze iść z kilometr do sklepu po jakiś głupi ser, tak jakby nie mogła iść do jakiegoś bliskiego sklepu! Przed chwilą okazało się, że ten sklep jest nieczynny! I do tego gadam do siebie! – denerwowała się Is
— Vilandro... – nieznajomemu mina zrzedła
— Mógłbyś się łaskawie zamknąć! I może myślisz, że nie wiem, że jesteś Kivarem! – Krzyczała dalej Isabel – Co ty sobie myślałeś, że jak jakiś nieznajomy do mnie przychodzi i mówi do mnie Vilandro to sobie pomyśle, że to nie jest kosmita!
Isabel przerwała wiedziała, że ją "trochę" poniosło.
Kivar potrzał na nią zdezorjentowany.