Raechel

Princess of Roswell (14)

Poprzednia część Wersja do czytania Następna część

Część 14

Max patrzył na Liz, podczas gdy ona wpatrywała się w niego. Po raz pierwszy od kiedy ją poznał, zobaczył w jej oczach strach. Spojrzał w bok na Jakob'a, jej brata. Ten spojrzał na Max'a zanim pobiegł za Liz i swoim ojcem.

'Co się stało?' Maria spytała podchodząc do niego. Widziała część tego co się stało, i wyglądało na to, że nie kroiło się nic dobrego.

'Nie wiem...' Max odpowiedział kręcąc głową. 'Ale mam zamiar się dowiedzieć.' Potem i on pobiegł za nimi.

Max wybiegł na parking, dojrzał Liz próbującą wyrwać się z uścisku swojego ojca.

'Tato!' Jakob krzyczał łapiąc ojca za ramię. 'Puść ją.'

Liz dalej szarpała się z ojcem. Potem patrzyła zszokowana, gdy puścił ją i uderzył Jakob'a wierzchem dłoni w twarz. Upadła obok brata i położyła rękę na dłoni spoczywającej na jego policzku. Spojrzała w górę na ojca, łzy przesłaniały jej widok.

Ojciec Liz przycisnął dłonie do boków głowy. 'Ja... przepraszam.' Wyszeptał spoglądając w dół na syna i córkę. 'Ja... nie..' Liz patrzyła jak ojciec zaczyna się cofać w stronę szarego samochodu, którym przyjechał, i odjechał z parkingu.

Jakob usiadł i wciągnął Liz w uścisk podczas gdy jej ciało targały szlochy. Spojrzał przez ramię i zobaczył Max'a biegnącego do nich, który potem ukląkł i położył ręce na ramionach Liz.

'Liz?' spytał patrząc na tył jej głowy. Jakob patrzył jak Liz odwraca się z jego uścisku i w ramiona Max'a. Jeszcze nigdy nie widział swojej siostry zachowującej się tak, wobec kogokolwiek oprócz niego.

Max postawił Liz na nogi z ramionami wciąż bezpiecznie oplecionymi wokół niej, a ona wciąż płakała. Jak przez mgłę słyszał uderzenia stóp o chodnik, gdy Alex, Maria i Michael wybiegali na parking.

'Liz?' Maria spytała wpatrując się w swoja płaczącą przyjaciółkę i mężczyznę stojącego obok niej, zapewne jej brata. 'Co się stało?'

Max spojrzał przez ramię na przyjaciół, podczas gdy Liz dalej płakała. Nie opowiadała i wiedział, że potrzebuje teraz jego pomocy. Sięgnął jedną ręką łapiąc ją pod kolana i przytulił do siebie, potem ruszył w stronę swojego jeepa.

Jakob pobiegł za nim. 'Gdzie ją zabierasz?' spytał dotrzymując Max'owi kroku. Może i był tylko trzy lata starszy od Max'a, ale doskonale wiedział jacy są młodzi mężczyźni, i nie sądził żeby Max się od nich różnił. To był idealny moment, żeby wykorzystać młodą dziewczynę, gdy jest najbardziej wrażliwa.

Max spojrzał bokiem na Jakob'a. 'Zabieram ją do domu. Mój ojciec jest prawnikiem i może jej z tym pomóc.' Powiedział, wciąż idąc w stronę jeepa.

'Chyba jednak nie.' Jakob powiedział zagradzając Max'owi drogę. Spojrzał mu przez ramię i zobaczy, że inni już idą za nimi. 'Sam potrafię zająć się swoimi siostrami.'

'Na pewno.' Max powiedział omijając go. 'Ja się tylko upewniam, że robota zostanie wykonana.'

'Za kogo ty się uważasz?' Jakob krzyknął patrząc jak Max otwiera drzwi do jeepa i delikatnie umieszcza Liz w fotelu pasażera.

Max zamknął drzwi i wpatrzył się w Jakob'a. 'Za kogoś, komu bardzo zależy na twojej siostrze. I zrobię wszystko, żeby jej pomóc.' Powiedział mu, a jego głos aż ociekał powagą. Obszedł samochód i wsiadł. Włożył klucz do stacyjki i odpalił jeepa. 'Idziesz?' spytał patrząc na Jakob'a.

Jakob spojrzał za siebie na resztę, zanim wskoczył do jeepa i odjechał razem z Max'em i Liz...

***

Chasity weszła do sypialni wujostwa, przygryzając dolną wargę i wyginając palce do tyłu tak jak robiła to Liz, gdy była zdenerwowana. Spojrzeli na nią, widząc jak przygryza wargę.

'Chas?' Nancy spytała kładąc na łóżku rachunki. 'Czy coś się stało?'

Chasity złożyła ręce i spojrzała na nich. 'Muszę wam coś powiedzieć...'

***

Max szybko wysiadł z samochodu i pobiegł do Liz, ponownie biorąc ją na ręce. Jakob pobiegł przed nimi do domu i otworzył im drzwi.

'Mamo, tato!' Max zwołał. Jego rodzice wyszli z kuchni i zobaczyli swojego syna trzymającego płaczącą Liz Parker na rękach i jakiegoś młodego mężczyznę stojącego za nimi.

'Max?' Philip spytał wchodząc szybko do salonu. Patrzył jak Max usadawia Liz delikatnie na kanapie i chce się odsunąć, ale Liz tylko chwyciła go jeszcze mocniej. Max spojrzał na ojca zanim podniósł Liz, usiadł i posadził ją sobie na kolanach.

'Ona potrzebuje twojej pomocy, tato.' Powiedział kołysząc Liz, gdy ona płakała.

Diane spojrzała na męża zanim ruszyła szybko do łazienki po chusteczki. 'O co chodzi?' Philip spytał, gdy jego żona wróciła. Usiadł na krześle naprzeciwko nich.

'To jest Liz, a to jej brat, Jakob.' Powiedział kiwnąwszy głową w stronę stojącego niezręcznie koło kanapy faceta. 'Liz uciekła z domu...'

***

'Nie mogę zrozumieć dlaczego nam nie powiedziałyście!' Nancy powiedziała po raz piętnasty, patrząc na swoją siostrzenicę siedzącą na tylnym siedzeniu. 'Dlaczego tego nie zrobiłyście?'

Chasity wpatrzyła się w swoje ręce i po raz kolejny wzruszyła ramionami w odpowiedzi na pytanie ciotki. Usłyszała jak Nancy wzdycha i okręca się z powrotem na siedzeniu.

Dobrze zrobiłaś, Parker. Dobrze zrobiłaś...

'Gdzie ona może być?' Nancy wymamrotała i odwróciła się do męża. 'Myślisz, że ją zabrał?'

'Pewnie byłby zbyt pijany, żeby wywieźć ją z miasta.' Jeff odpowiedział, a jego ręce zacisnęły się na kierownicy. Spojrzał na Chasity, która wciąż wpatrywała się w swoje ręce, w lusterku wstecznym. 'Jak się nazywał ten chłopak, z którym się umówiła?'

'Max Evans.' Chasity powiedziała, w końcu podnosząc wzrok, żeby spojrzeć na ciotkę i wujka. 'Myślicie, że jest u niego?'

Jeff skręcił w stronę domu Evansów. 'Tylko jeden sposób, żeby się dowiedzieć...'

***

'Liz, zaraz wrócę.' Max powiedział odrywając jej ręce od swojej szyi. Jakob zajął jego miejsce, a Liz przylgnęła do niego równie mocno.

Max zastał ojca na korytarzu, gdzie gryzł koniec swoich okularów do czytania. 'Tato, możesz jej pomóc?'

Philip przyglądał się swojemu synowi przez chwilę i już miał odpowiedzieć, gdy ktoś otworzył drzwi.

'Philipie.' Jeff zawołał wchodząc z Nancy do domu i zmierzając prosto do Philip'a i Max'a.

'Jeff...'

Nancy podeszła do niego. 'Chcemy odebrać opiekę nad dziewczynkami ich ojcu...' powiedziała zanim mógł dokończyć. 'Czy to możliwe?'

Philip najpierw spojrzał na swojego syna, potem na Parkerów. 'Tak, to bardzo możliwe, a z historią jego alkoholizmu, sprawa powinna pójść jak z płatka.' Powiedział. 'Chodźcie, przedyskutujemy to u mnie w gabinecie...'

Max patrzył jak Parkerowie i jego rodzice wchodząc do gabinetu Philip'a, następnie odwrócił się i wrócił do Liz. Uklęknął przed nią i chwycił jej ręce. 'Dobrze się czujesz?'

Liz uniosła leżącą na ramieniu Jakob'a głowę i spojrzała na Max'a, skinęła. 'Tak, w porządku.' Odpowiedziała. 'Dziękuję.'

Max uśmiechnął się i skinął.

'Co oni mają zamiar zrobić?' Chasity spytała patrząc na Max'a.

Max spojrzał na nich troje, potem znowu na Chasity. 'Twoja ciocia i wujek chcą pozbawić waszego ojca opieki nad wami.'

Liz natychmiast się wyprostowała. 'Co?' spytała, zanim spojrzała na Chasity tak samo zszokowanym wzrokiem. Liz spojrzała na siostrę nim znów popatrzyła na Max'a.

'Chodź.' Powiedział łapiąc ją za rękę i podciągając z kanapy. Uśmiechnął się do niej i pocałował czubek jej głowy, potem zaprowadził ją do gabinetu ojca.

'Tato?' spytał zapukawszy, otwierając drzwi odrobinę.

Drzwi od razu otworzyły się szerzej ukazując Nancy. Wciągnęła Liz w ciasny uścisk. 'Wszystko w porządku? Czy ojciec coś ci zrobił?'

Liz pokręciła głową, tylko patrząc na wujka i ciotkę. Jeff westchnął. 'Dlaczego nam nie powiedziałaś, że uciekłaś?'

Liz wpatrzyła się w podłogę, po chwili znowu na nich spojrzała. 'Nie chciałam, żebyście mnie odesłali...'

Nancy pokręciła głową i złapała ja za ramiona. 'Nie zrobilibyśmy tego! Gdybyś nam tylko powiedziała, jaki on jest, jak znika na całe noce, a rano wciąż jest pijany, zrobilibyśmy wszystko co w naszej mocy, żeby was tu zatrzymać, żeby się upewnić, że jesteście bezpieczne.' Powiedziała jej. 'Nie odesłalibyśmy was do takiego życia. Nigdy.'

Jeff podszedł do swojej żony i siostrzenicy i obie uściskał. 'Poradzimy sobie z tym, obiecuję.'

***

Max patrzył na żelazną drabinę na balkon Liz. Stał tam już dobre dziesięć minut, zastanawiając się czy powinien iść na górę czy nie. Gdy Parkerowie wraz z siostrzenicami i siostrzeńcem wyszli, Max oddalił się do swojego pokoju, jego umysł błąkał się wśród myśli jak cudowny był ten wieczór, aż do Tess i oczywiście ojca Liz. Po godzinie tych rozmyślań, ubrał się w normalne ciuchy i wyszedł przez okno, kierując się do domu Liz. Zważając na to, że szedł na piechotę, miał dużo czasu, żeby przemyśleć co jej powie...

Gdyby tylko o tym pomyślał...

Max wziął głęboki oddech i ruszył na górę. Po chwili, choć zdawało mu się, że to była wieczność, dotarł na górę i przeszedł za balustradę. Przyklęknął przy jej oknie i zobaczył jak siedzi po turecku w nogach łóżka. Niebieska poduszka przyciśnięta ciasno do piersi, nie patrzyła na nic w szczególności. Wyglądała na taką zagubioną...

Max podniósł rękę i zapukał lekko w okno, wyrywając ją z zamyślenia z powrotem do rzeczywistości. Odwróciła nagle głowę w stronę okna i zobaczyła Max'a. Liz odłożyła poduszkę na bok i wstała powoli zanim ruszyła w stronę okna.

Max dalej się w nią wpatrywał. Miała na sobie wiązane piżamowe spodnie i niebieską bluzkę bez rękawków, która nie przykrywała jej pępka, ukazując jej zgrabny brzuch. Posłał jej mały uśmieszek, gdy otwierała okno. Spojrzała na niego gryząc nerwowo dolną wargę.

'Przyszedłem sprawdzić czy wszystko jest w porządku...' Max powiedział po chwili.

Liz przytaknęła, ale dalej milczała. Max nie mógł powstrzymać pokusy schowania jej kosmyka włosów za ucho, jego palce powędrowały w dół po boku jej szyi i spoczęły na jej ramieniu. Jego oczy nigdy nie opuściły jej, i w chwilę potem jej oczy zaczęły wytwarzać łzy, gdy runęły na nią wydarzenia dzisiejszej i wcześniejszych nocy. Max przeszedł przez okno, gdy tylko jego stopy uderzyły o podłogę wziął ją w ramiona, akurat gdy zaczęła płakać.

Max trzymał ją ciasno w ramionach pocierając jej plecy uspokajająco. Nie wiedział jak głęboko sięgają ciemności jej bólu, ale wiedział, że zostanie z nią, aż dotrze do światła...




Poprzednia część Wersja do czytania Następna część