Ok., może się myliła. Może nie zapomną tak od razu. Liz szła korytarzami West Roswell High próbując udawać, że nie widzi tych wszystkich wścibskich spojrzeń rzucanych w jej kierunku. Podeszła do swojej szafki i wykręciła kombinację.
'Powtórzę.' Maria powiedziała podchodząc do niej. 'Wszyscy zapomną?'
Liz wyrzuciła ręce w powietrze w geście poddania. 'Ok., myliłam się. Straszne. Tak naprawdę to mi to nie przeszkadza.' Powiedziała, wyciągając z szafki swoje książki. 'Dowodzi jedynie, że ci ludzie nie mają własnego życia. Wolą drążyć jakąś mało ważną sprawę z wczoraj, niż zająć się swoim życiem i skupić się na innych sprawach. Ważniejszych sprawach.'
'Słonko.' Maria powiedziała, kierując się w stronę sali gimnastycznej. 'Jesteś w najmniejszym z małych miasteczek. Nie mamy własnego życia.'
'Zauważyłam.'
Weszły na salę i zobaczyły coś na środku podłogi. Wyglądało jak jakaś gierka, taka w której grasz w kosza. Miała dwa kosze i cztery miniaturowe piłki.
'Dobra wszyscy.' Trener Harris powiedział i dmuchnął w gwizdek. 'Dzisiaj mamy Środę Podwójnych Rzutów. Pierwsza runda, chłopacy na chłopaków, i dziewczyny na dziewczyny. Druga runda, chłopacy na dziewczyny. Jak dotąd, najwyższym męskim wynikiem jest 69 pkt, a damskim 58. Chcę żeby wszyscy brali udział. Nic wielkiego, wrzucacie piłkę do kosza, zdobywacie punkty, wygrywacie. Pamiętajcie, jeśli zdobędziecie 30 pkt lub więcej, zanim 30 – sekundowy dzwonek zadzwoni, macie dodatkowe 15 sekund na zdobycie kolejnych. '
Trener Harris zagwizdał znowu. 'Chłopcy! Dalej. Kto z kim?'
Max i Michael poszli grać, każdy z piłką w ręku, czekali aż Harris da im znak, żeby zacząć.
'Start!' krzyknął.
Max i Michael zaczęli rzucać piłki do kosza, jak tylko Max'a trafiła, zegar zaczął odliczać od 30 w dół. Zostało 15 sekund a wynik był 35:25 dla Max'a. Max rzucał dalej, trafiając za każdym razem. Stracił jedynie kilka zaraz przed sygnałem końcowym. Michael klął i odszedł z powrotem do trybun, a Max stał i czekał na swoje 15 sekund. Jak tylko zegar zaczął odliczać, zaczął rzucać po dwie na raz w stronę kosza. Gdy 15 sekund minęło jego wynik wynosił 72.
'No dobra. Najwyższy wynik to 72.' Harris zawołał. 'Teraz dziewczyny.'
Tess wstała i podeszła do Liz. 'Dobra, księżniczko. Zobaczymy na co cię stać.' Powiedziała, ramiona krzyżowane.
Maria pochyliła się do Liz. 'Jest naprawdę dobra w kosza. Życzę ci szczęścia.'
'Nie będę go potrzebowała.' Powiedziała głośno, upewniając się, że Tess ją usłyszała.
Liz ruszyła na drugą stronę boiska, wzięła sobie piłkę i czekała, aż Harris da znak startu. Gdy dał Liz zaczęła strzelać na lewo i prawo. Łapała piłkę za piłką przerzucając za każdym razem. Po zużyciu zaledwie 10 sekund miała wynik 20 pkt, gdy Tess miała jedynie 12. Liz usłyszała jak Tess przeklina po spudłowaniu 5 strzału. Uśmiechnęła się lekceważąco kontynuując rzucanie. Gdy 30 sekund minęło Liz miała 39 pkt, a Tess 25. Liz została i czekała aż zegar zacznie odliczać dodatkowe 15 sekund, a gdy zaczął, dalej strzelała kosze.
Max gapił się na Liz niedowierzając. Szło jej lepiej niż jemu! Nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu pojawiającego się na jego twarzy na widok zszokowanej miny Tess. Tess uchodziła za najlepszą koszykarkę w West Roswell High, ale z Liz Parker... To się chyba zmieni. Po jej dodatkowych 15 sekundach miała najwyższy wynik – 75 pkt. Patrzył jak obraca się i jej oczy spotykają jego. Puściła do niego oko, zanim nie wróciła do Marii na trybunach.
'Cholera.' Maria powiedziała zszokowana. 'Gdzie nauczyłaś się tak grać?'
'Starszy brat.' Liz odpowiedziała.
Alex usiadł z drugiej strony Liz. 'On gra w NBA czy jak?' spytał.
'Nie do końca.' Powiedziała, ściągając gumkę z włosów, tylko po to, żeby z powrotem związać włosy. Obróciła się do Alex'a. 'Chcesz przyjść dzisiaj do Crashdown?' spytała go. 'Wieczór karaoke. Maria mówiła, że lubisz robić z siebie głupka.'
Alex czułby się urażony, gdyby nie był zagubiony w myślach o postawieniu nogi w Crashdown. 'Ja? W Crashdown?'
Oczy Liz rozszerzyły się gdy się śmiała. 'Co wy macie z tym Crashdown?' Spytała. 'No dajcie spokój. W końcu to tylko bar.'
'Tylko bar?' Alex spytał. 'Tam chodzą WSZYSCY. Isabel Evans tam chodzi! Nie mogę być tam widziany. Dostatecznie źle, że musi mnie widywać w szkole, wątpię, żeby miała ochotę na oglądanie mnie poza nia.'
Liz przewróciła oczami. 'Facet, co jest z wami? Jesteście tak zakręceni w rankingach socjalnych, że nawet przez myśl wam nie przemknie, że oni mogą was akurat lubić! No i, dajcie już spokój wreszcie! Złapcie łyżkę.'
'Złapcie łyżkę?' Maria spytała, zbita z tropu.
'Oh. Sorry, oglądałam wczoraj PRZYJACIÓŁ, coś tam o Rossie, żeby złapał łychę i lody czy coś tam. Metafora tego, żeby wrócił do związku. A nieważne.' Powiedziała szybko.
'O czym ty gadasz, nie mogę tam iść!' Michael powiedział patrząc na swojego przyjaciela w szoku. 'I ty też nie.'
'Czemu nie?' Max spytał, gapiąc się na Liz Parker.
'Bo nie chcę zrobić z siebie idioty przed Marią, a TY nie możesz tam iść, bo chyba nie chcesz stanąć twarzą w twarz z furią blond dziwki.' Michael powiedział.
'Dajmy blond dziwce się wkurzyć. Chcę Liz Parker, i jasna cholera, dostanę ją.' Max powiedział wstając.
'Zdawało mi się, że nie chcesz teraz związku.' Michael powiedział idąc za nim.
Max wzruszył ramionami. 'Nigdy nie mówiłem, że chcę.'
'Aaa, więc szukasz małego rąbanka?' spytał. 'Przykro mi, facet, ale jakoś nie widzę Liz Parker, żeby dał się tak łatwo. Jest buntownikiem.'
'Powinieneś rozmawiać.' Max powiedział. 'Hej Liz. Maria, Alex.'
Liz przewróciła oczami na widok totalnego niedowierzania na twarzach Alex'a i Marii. 'Hej Max. Spike.' Powiedziała, skinęła głową do Michael'a.
'Michael.' Powiedział ze złością. Liz ledwie wzruszyła ramionami.
'Nieźle grałaś przeciw Tess.' Max skomentował siadając na trybunie niżej od niej.
Liz wzruszyła ramionami. 'Nie miała szans.' Powiedziała. Liz spojrzała na Alex'a i Marię, którzy dalej gapili się na Michael'a i Max'a, szybko walnęła oboje łokciem w bok.
Maria otrząsnęła się ze swojego transu. 'Oh, uh. Liz ma starszego brata.' Powiedziała.
'Taa, gra w NBA.' Alex powiedział.
'Nie gra.' Liz poprawiała szybko.
'A tak.' Alex powiedział zakłopotany. ' Mój błąd.'
'Musicie wybaczyć moim przyjaciołom. Gdy osoby z wysokimi notowaniami towarzyskimi chociażby spojrzą w ich kierunku, wpadają w trans. Niestety, naukowcy nie wynaleźli lekarstwa na taką przypadłość. Ale wciąż mamy nadzieję.' Powiedziała, łapiąc Marię i Alex'a za ręce w dramatycznym geście.
Maria i Alex pokryli się rumieńcem.
Liz zastała Marię i Alex'a siedzących przy tym samym stole co wczoraj. 'Jecie codziennie w tym samym miejscu?' Spytała kładąc swój lunch na stole.
'Codziennie.' Maria i Alex powiedzieli razem.
Liz głośno westchnęła. 'Trzymanie się ze mną zmieni was na lepsze.'
'Zmiany są złe.' Alex powiedział kręcąc głową.
'Nie, zmiany są dobre. ' Liz poprawiła. 'Ludzie, potrzebujecie potężnej zmiany nastawienia. Zawsze się dołujecie. Nigdy nie robicie niczego na maksymalnych obrotach, bo boicie się co inni o was pomyślą. I cały czas macie stracha, że cokolwiek robicie, inni mogą to zrobić lepiej. Dajcie już z tym spokój i przestańcie się przejmować tym co myślą inni.'
'Dla ciebie to łatwe, jesteś z Nowego Jorku.' Maria mamrotała.
'Maria.' Liz powiedziała, odkładając swój widelec. 'To nie ma nic do rzeczy z moim pochodzeniem z Nowego Jorku. Za to ma wszystko do rzeczy z tym, że mi po prostu NIE ZALEŻY. Tess ma mnie za dziwkę. Proszę bardzo. Mam ciekawsze rzeczy na głowie. Jedyne co jest ważne to, to co JA myślę o sobie. No i, no dajcie spokój, nie byłoby fajnie pokazać im wszystkim?' Powiedziała wskazując na stół zajęty przez 'popularnych'.
Maria i Alex spojrzeli przez ramię. 'Zawsze chciałam żeby Michael mnie zauważył.' Maria powiedziała.
'A co ze mną?' Alex spytał. 'Uczę się Francuskiego tylko po to żeby dawać jej korki, ale ona prosi o pomoc Marka'a Welsch'a.'
'No, to co wy na to?' Liz spytała. 'Przestaniecie zachowywać się jakby byli pępkami wszechświata? Spośród WSZYSTKICH ludzi.'
Alex i Maria spojrzeli na siebie i przytaknęli. 'Wchodzimy.'
Liz uśmiechnęła się. 'Wyśmienicie.' Powiedziała wpychając cheetosa do buzi.
Igrzyska uważam za otwarte...
TBC...