Raechel

Princess of Roswell (11)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część


Część 11


Chasity szła korytarzami West Roswell High. Mimo że miała siostrę u boku, ciągle czuła pewien dyskomfort. To był jej pierwszy raz w nowej szkole, i nie wiedziała jak się zachować. Jakim cudem mogłaby zachowywać się jak swoja siostra? Nie potrafiła korkować swoich emocji tak jak Liz, jeśli ktokolwiek chociażby nazwał ją dziwakiem, najprawdopodobniej zwiałaby do łazienki.

'Hey, księżniczko.' Tess powiedziała podchodząc do Liz, zauważając dziecko obok niej. Przyklęknęła tak, żeby być na poziomie wzroku dziewczynki i posłała jej cukierkowy uśmiech. 'Hey tam. Jak ci na imię?'

Chasity popatrzyła w górę na Liz i zaśmiała się. 'Jaja sobie robisz, tak?' powiedziała.

Liz wzruszyła ramionami. 'To jest moja siostra, Chasity.' Powiedziała jej. 'Chasity, to jest Wredna Łasica West Roswell High.' (oryginalnie: The Wicked Weasel of West Roswell High – przyp. tłum.)

Tess wstała i spojrzała na Liz. 'Co powiedziałaś?' spytała ją.

Liz wyszczerzyła się do siostry. 'Nic.' Powiedziała, kładąc rękę na ramieniu Chasity i prowadząc ją do sekretariatu. 'Ok., to teraz idziemy po twój rozkład zajęć i znajdziemy ci jakiegoś miłego ładnego chłopca, żeby oprowadził cię po szkole.'

'Potrafię sama znaleźć drogę.' Powiedziała Chasity patrząc się na siostrę. 'Nie potrzebuję przewodnika.'

Liz uśmiechnęła się do siostry i skinęła. 'ok. Muszę spadać. Tutaj masz mój plan, więc jak będziesz czegoś potrzebowała, wiesz gdzie mnie znaleźć.'

Chasity spojrzała na plan siostry i machnęła ręką odpędzając ją. Obróciła się w stronę sekretariatu i wzięła głęboki oddech.

'Dasz sobie radę Parker.' Powiedziała sobie. 'Nowa buda, nowe życie.' Wzięła jeszcze jeden oddech i weszła do środka.

***

'Jak się ma moja ulubiona Parkerówna?' Alex spytał podchodząc do Liz i oplatając ją ramieniem.

Liz spojrzała na niego z dziwnym wyrazem twarzy. 'No co?' spytał. 'Zawsze chciałem powiedzieć coś takiego, ale do dyspozycji byli tylko Evansowie. A jakbym powiedział, że Isabel jest moją ulubienicą, to, to by było trochę zbyt otwarcie, a jak bym powiedział, że Max, no to kupa ludu pomyślałaby, że mi się drzwiczki nie w tę stronę otwierają.'

Liz potrząsnęła głową i zaśmiała się. 'No więc, Turniej Baseballowy jest dzisiaj. Przyjdziesz mi kibicować?' Alez zapytał odprowadzając Liz pod szafkę.

'Nie przepuściłabym tego za żadne skarby świata, Al.' Powiedziała, podchodząc do szafki. 'No to jak, strzelisz dzisiaj homer'a?'

'Tylko jeśli spróbuje zwędzić mi mojego butterfinger'a.' Powiedział Alex, a Liz znowu spojrzała na niego dziwnie. 'Co! Nie wmówisz mi, że nie widziałaś tej reklamy! No wiesz, "Hit a Homer Bart!' no i go uderza... No wiesz, Homer'a, znaczy swojego... ojca...' Alex potrząsnął głową i wyrzucił ręce do góry. 'Dlaczego ja w ogóle próbuję?'

Liz zaśmiała się i wyjęła książki. 'Facet, oglądasz zdecydowanie za dużo telewizji.'

'A ty nie dość dużo.' Alex odpowiedział.

Liz wdrapała się na palce, tak, żeby patrzeć mu prosto w oczy. 'Masz coś do mnie?' powiedziała z poważnym wyrazem twarzy.

Alex gapił się na nią, bał się jej. 'Alex, żartuję.'

'Jasne, wiedziałem to.' Powiedział odprowadzając ją do klasy.

'Hey ludzie!' Maria zawołała podskakując do nich.

'A z czego jesteś taka zadowolona?' Alex spytał ją.

Maria uśmiechnęła się szeroko i zaczęła iść z nimi. 'Bal, ludzie. To najważniejsza noc w naszym życiu...' powiedziała, patrząc prosto na Liz, która obracała palec w powietrzu. 'I czekam aż Michael mnie zaprosi...'

'Zaprosisz Isabel?' Liz spytała patrząc na Alex'a.

'Wzruszył ramionami patrząc na buty. 'Nie wiem jeszcze, bo wiecie, co jak powie nie? Albo jeszcze gorzej, wyśmieje mnie? Nie jestem pewien czy bym sobie z tym poradził...'

Liz wzięła go pod ramię. 'Alex, jeśli powie nie, to jej strata. Możesz posiedzieć ze mną i oglądać 'Whose line is it anyway?' powiedziała (Whose line is it anyway – kto to powiedział- przyp. tłum.)

Maria spojrzała na Liz. 'Nie idziesz?' spytała ją. Oczywiście, że pójdzie, prawda?

Liz wzruszyła ramionami. 'Nie tańczę...' skomentowała.

'Lepiej zacznij.' Max powiedział podchodząc do nich. 'Bo cię zabieram.' Powiedział oplatając ramię wokół jej pasa.

Liz spojrzała na niego i wyszczerzyła się. 'Czyżby?' zapytała. 'Nie przypominam sobie bycia zapraszaną.'

'To dlatego, że jeszcze nie spytałem.' Max powiedział, szczerząc się z powrotem.

'Więc skąd wiesz, że mnie zabierasz?' spytała.

'Bo gdy zapytam, wiem, że się zgodzisz.'

Liz uniosła brwi. 'Pewny siebie, co?'

Max tylko przytaknął i uśmiechnął się szerzej.

***

Chasity wyszła na podwórze, niosąc tacę z drugim śniadaniem. Popatrzyła na wodnistą breję i zwalczyła ochotę na wrzucenie jej do najbliższego kosza na śmieci. Rozglądała się po placu aż zauważyła pusty stolik i ruszyła w jego stronę. Chasity usiadła i wbiła widelec w kloc, który śmieli nazwać stekiem Salisbury.

'Hey.' Głowa Chasity wystrzeliła w górę, zobaczyła przed sobą dziewczynę o kruczo-czarnych włosach, widać było w niej koreańską krew. Rozpoznała dziewczynę z lekcji angielskiego, ale nie mogła przypomnieć sobie jej imienia.

'Hey...' powiedziała powoli.

'Ty musisz być Chasity, tak?' spytała, wyciągając rękę do potrząśnięcia. 'Jestem McKenzie Bryant, chodzimy razem na angielski.'

Chasity kiwnęła głowa i uśmiechnęła się lekko. 'Miło cię poznać.' Powiedziała cicho, wciąż dziabiąc widelcem w jedzeniu.

'Więc jesteś z Nowego Jorku?' McKezie spytała gapiąc się na nią.

Chasity przytaknęła. 'Niewiele mówisz...' skomentowała, gdy Chasity kontynuowała milczenie. 'Jesteś siostrą Liz Parker, tak? Spytała ją.

'Taa.' Chasity powiedziała. 'Ma tu niezłą reputację, nie?'

'O tak!' McKenizie wykwiczała. 'Twoja siostra nieźle wkurzyła Tess Harding, najpopularniejszą dziewczynę w szkole. A plota o tym, że Max Evans jest nią choć trochę zainteresowany wcale nie pomaga...'

'Ta blondie co sobie wypycha stanik?' Chasity spytała i wyszczerzyła się, gdy McKenzei przytaknęła.

'To ona. A co, poznałaś ją?' spytała.

Chasity przewróciła oczami i przytaknęła. 'Poznałam...'

McKenzie skinęła głową bębniąc paznokciami o blat stołu, myśląc co by tu jeszcze powiedzieć. Pochyliła się na przedramionach w stronę Chasity. 'Chcesz urwać się z reszty lekcji?' wyszeptał podekscytowana.

Chasity poderwała głowę, zszokowana. 'Co? Nie!' powiedziała ostro. 'Po kiego miałabym zwiewać?'

McKenzie opadła na oparcie i wpatrzyła się w stół. 'No, jesteś siostrą Liz, i pomyślałam...'

'Liz nie ucieka z lekcji, i ja też nie.' Powiedziała jej. 'Sam fakt, że jesteśmy z Nowego Jorku nie znaczy...'

McKenzie przytaknęła i spojrzała na nią. 'Masz rację, przepraszam, po prostu w tej szkole nie dzieje się nic ekscytującego, i pomyślałam, że wy robicie szalone rzeczy, i że ja bym też mogła.'

Chasity pokręciła głową. 'Nie ma sprawy. Tylko zrozum, że ani Liz ani ja nie jesteśmy takie.' Powiedziała. 'Według moich informacji...' ostatnią część wyszeptała.

***

Liz zamknęła szafkę i ruszyła w drogę korytarzem, gdy wpadła na siostrę. 'Jak tam pierwszy dzień szkoły?'

'Ty NAPRAWDĘ masz tu niezłą reputację.' Chasity skomentowała, ignorując jej pytanie. 'Jedna dziewczyna chciała, żebym zwiała z lekcji, jakiś chłopak spytał mnie czy mam crack, a mój nauczyciel algebry się mnie boi. Coś ty zrobiła?'

Liz roześmiała się i zarzuciła jej rękę wokół ramienia. 'Jesteśmy nowa krew dla tego małego miasta, spodziewaj się dziwnych pytań przez jakiś miesiąc...'

'Idziesz na dzisiejszy mecz?' Chasity spytała ją.

Liz skinęła. 'Nom, obiecałam Alexowi, że pójdę...' powiedziała, gdy wychodziły na parking.

Chasity przytaknęła i uśmiechnęła się. 'Słyszałam dzisiaj coś interesującego.' Powiedziała patrząc się do góry na Liz.

Liz spojrzała na nią z podniesionymi brwiami. 'Taak?'

'Taak, jakiś gościu, Max Evans jest tobą zainteresowany...' powiedziała, czekając na jej reakcję.

Liz nachmurzyła się. 'Wszyscy faceci są mną zainteresowani...' powiedziała chcąc wyminąć temat.

Chasity skrzyżowała ramiona. 'Ja cię znam Liz, to ten co cię podwiózł na lotnisko, co? To był on, już ja widziałam jak do niego robiłaś maślane oczy, czy jak tam to nazwiesz. Kooooochasz go.'

Liz pokręciła głową, jej mina poważna. 'Nie kocham go Chas, to tylko małe zakochanie, to wszystko.'

Chasity podeszła do drugiej strony małego czarnego samochodu. 'Liz, nie bój się wpuścić kogoś do środka. No bo, jeśli tylko na to pozwolisz, to akurat możesz go pokochać, a Max Evans może być tym jedynym.' Powiedziała jej szczerze.

Liz spojrzała ponad dachem samochodu na swoją siostrę. 'Nie ma czegoś takiego jak miłość...' powiedziała zanim weszła do samochodu.

TBC...




Poprzednia część Wersja do druku Następna część