Max pochylił się nad Liz i przyłożył jej rękę do czoła. Próbował ją uzdrowić.
Minęło chyba z pół godziny gdy Liz otworzyła z trudem oczy.
— Liz dzięki bogu nic Ci nie jest!!!!
— Max, ja widziałam...widziałam Ciebie na tej innej planecie
— Co?? Co ci się w ogóle stało???
— Sama nie wiem, poczułam ciepło przepływające moje ciało i zarazem dreszcze. Max miałam wizje.
— Jakie wizje??
— Widziałam Ciebie Michaela i Isabel na twojej planecie...
— Widziałaś nas jako... zielonych ludzików???
— Nie pamiętam jak dokładnie wyglądaliście raczej czułam wasze aury, ale tak widziałam waszą dawną postać choć pamiętam wszystko raczej jak przez sen. Max, ale był tam jeszcze ktoś
— Kto??
— Nie wiem ale to chyba była jakaś dziewczyna
— To znaczy że z nami jest czwarty obcy???
— Chyba tak, ale nie to jest teraz najważniejsze, Max ktoś próbował nas ostrzec...
— Kto??
— Jakaś kobieta...
— Może to była moja matka moja i Isabel..
— Może, mówiła że nadchodzi niebezpieczeństwo
— Jakie???
— Nie dokończyła, ale powiedziała że tylko razem przetrwamy, że wszyscy musimy się trzymać razem tzn. ludzie i kosmici
— Chwileczkę, ale dlaczego jeżeli moja matka próbowała się z tobą skontaktować to dlaczego ja musiałem cię uzdrawiać i dlaczego nie skontaktowała się ze mną albo z Isabel???
— Powiedziała tylko tyle że wiedziała że ty powiedziałeś mi o sobie i że jest bardzo osłabiona więc nie umiałaby tak się ze mną połączyć żeby moje ciało nie zostało uszkodzone więc gdyby połączyła się z tobą to mógłbyś zginąć.
— Och Liz tak się o ciebie bałem, myślałem już że.... że...
— Max nic mi nie jest, jestem już przy tobie i nigdy cię nie opuszczę!!!!!!!!!!!!!!!!!! MAX!!!!!! MaX!!!!! Co ci się stało???!!!!
Tym razem Max osunął się na ziemię z wyczerpania. Uratowanie Liz przyniosło skutki, Max był "nieludzko" wykończony.
Liz nie wiedząc co ma zrobić zadzwoniła do Michaela. Michael był bardzo zdziwiony jej telefonem ( nie wiedział jeszcze że Max wszystko powiedział Liz). Liz wszystko mu wyjaśniła, a Michael uspokoił ją że to tylko przemęczenie i po kilku godzinach powinien dojść do siebie. Po pół godziny dołączyła do nich Isabel, która nie była zadowolona tym co się stało, gdy jednak Liz opowiedziała pozostałej dwójce o tym co przeżyła ( chodzi tu o wizje jakiej doznała) obydwoje zaczęli się trochę uspokajać (jeżeli chodzi o Liz oczywiście, a jeśli chodzi o wizje byli zdenerwowani i nie wiedzieli co mają zrobić, postanowili poczekać aż Max się obudzi)
W Crashdown
— Cześć Liz. LIZ co ci się stało wyglądasz jakbyś nie spała z tydzień!!!???
— Cześć Maria. Nic mi nie jest po prostu źle się czuję.
— To dlatego nie było cię dzisiaj w szkole???
— ...Tak.
— Liz, czy pogodziłaś się już z Maxem???
— Co???
— Z Maxem, nie wiem czy pamiętasz ale bredziłaś wczoraj cos o kosmitach...
— Maria!! Cicho!
— Liz o co ci chodzi???
— O nic po prostu mnie trochę głowa boli, a jeśli chodzi o wczorajsze to miałaś rację ( Liz nie patrzyła przyjaciółce w oczy, bo się bała że ta wyczuje jej kłamstwo) pokłóciłam się z Maxem, a później...zresztą nie ważne, ważne jest że już po wszystkim, a teraz przepraszam cię ale muszę się położyć.
— Ok. Na razie.
Ale Liz gdy tylko weszła do swojego pokoju, zaraz zadzwoniła do Michaela
— Obudził się już???
— Nie, Liz to trochę może potrwać, odpocznij trochę bo nie wyglądałaś najlepiej wychodząc stąd.
— Jak mam odpoczywać jak on tam leży i się nie rusza....(Liz zaczęła płakać)
— Liz uspokój się....
— Liz co się stało??? Dlaczego płaczesz???
Do pokoju Liz zmierzał jej ojciec. Liz szybko się rozłączyła i otarła łzy.
— Nic, tato nic.
— Liz, dobrze się czujesz???? wyglądasz...
— Wiem nienajlepiej. Źle się czułam i wychowawczyni mnie zwolniła.
— Dać ci jakieś tabletki???
— Nie dziękuję. Położę się tylko.
— Dobrze, jakbyś czegoś potrzebowała to zawołaj.
— Dobrze tato.
Liz wzięła prysznic, a później położyła się, umówiła się z Michaelem że jakby co to zadzwoni, jednak jej lęk przed utratą Maxa był silniejszy.
Liz zasnęła. Śniła o Maxie, jak jej jest z nim dobrze, czuła jakie przepełnia ją szczęście, czuła...że go kocha. Naprawdę go kocha.
— Obudziła się. Szybko wzięła czysty zeszyt i zapisała
15 maja 2003 nazywam się Liz Parker, a wczoraj moje życie przewróciło się do góry nogami.
Opisawszy to co się stało do tej pory napisała jeszcze:
Dziś śniłam, śniłam o nim. Nigdy nie miałam takiego snu, był pełen ciepła, czułam Jak Max jest mi bliski, jak jest mi z nim dobrze, gdy wypowiedziałam słowa :Ratuj mnie rozpoczęło się moje życie zrozumiałam to dopiero teraz. Ale teraz dopiero do mnie dotarło że go kocham. Tak jestem tego pewna i mogę to spokojnie powiedzieć Kocham Maxa Evansa nad życie!!!
Zamknęła pamiętnik i zaraz zadzwiniła do Michaela
— Obudził się???
— Właśnie miałem dzwonić. Tak obudził się.
Liz poczuła że wielki kamień spada jej z serca, bo przeciez ratując ją mógł sam stracić życie. Szybko się ubrała wzięła kluczyki od samochodu i pojechała do Michaela. Lecz zapomniała o jednym....................... o pamiętniku który zostawiła na swoim biurku.......................................
C.D.N.