Jon Demento usmiechnął sie pod nosem otwierając drzwi do swojego pokoju w motelu. Wraz z nim weszła do niego rudowłosa piękność, o śniadej karnacji. W barze, gdzie ją zobaczył niecałe półgodziny temu, nazwał ją w myślach "dziewicą z Teksasu", skąd jak się okazało naprawdę pochodziła. Dziewczyna raczej nie była dziewicą. Zaciągnęła go do łóżka.
— Zamknij oczy... – powiedział mu, a on bez wachania to polecenie wykonał.
— Możesz otworzyć.
Zrobił to i krzyknął. Rudowłosa piekność zniknęła. Zamiast niej siedziała na nim okropna poczwara. Jego koszmar z dzieciństwa. Kobieta, a raczej to coś co było przed chwilą kobietą, uśmiechnęła sie ukazując długie i ostre zęby. Takie miały piranie, tyleże te były duzo większe. Zamiast włosów miała węże, które niebezpiecznie wiły się w jego stronę.
— Nie ma kobiet wampirów-meduz. One nie istnieją. Zaraz się obudzisz i to będzie się śmiał z tego. Już wiedział dlaczego ona tu jest. Żałował, że brał udział w tamtej akcji. Wampirzyco meduza uśmiechnęła się szerzej. To była ostatnia rzecz jaką zobaczył w swoim życiu.
XXX
Ciało znalazła sprzątaczka. Wezwano koronera i policję.
— To juz trzeci agent FBI w tym tygodniu. Robi się naprawdę gorąco – powiedział koroner przez telefon do swojego rozmówcy – głównego szefa FBI – Nicka Polacka.
— Czy to zemsta??? -spytał Nick.
— To pan niech mi to powie. Wiem, że Ci trzej brali udział w jakiejś akcji. I to pan wydał im ten rozkaz.
— Nie mogę niestety potwierdzić tych inofrmacji. Są ściśle tajne.
— Pan jest ostatni. Grozi panu niebezpieczeństwo. Potrzebna panu ochrona.
— Potrafię się chronić i w razie czego bronić.
— Tak jak tych trzech??? – spytał z ironią koroner.
— Muszę kończyć. Gdyby coś się działo niech da mi pan znać.
XXX
Szef FBI siedział w swoim sześciedziesięciometrowym gabinecie. Miał 40 lat. Był szczupły z lekką siwizną, ale ciągle przystojny. Do jego gabinetu weszła nowa sekretarka -Angelina. Była godzina 23.00. Angelina uśmiechnęła się. Przyniosła kawę. Miała na sobie krótką czerwona spódnicę oraz takiego samego koloru obcisłą bluzkę. Wiedziała jak uwydatnić swoje krągłości. Nick czuł, że nowa sekretarka próbuje go uwieść. Była tu mimo, że skończyła pracę godzinę temu.
Podszedł do niej. Ona odstawiła kawę. Zaczeli się całować. Nagle poczuł nieprzyjemny zapach. W czasie całowania miał zamknięte oczy. Otworzył je. Zamaist jego sekretarki całówał się z trupem. Jego piękna asystentka zniknęła, a zamiast niej stał przed nim szarzielony trup – kobieta. Nick cofnął się.Krzyk uwiązł mu w gardle. Otworzył usta w niemym krzyku. Oczy miał otawrte z przerażenia.
Kobieta – trup miała wielkie wytrzeszczone oczy, czarne połamane zęby oraz ledwo trzymające sie przed rozkładem ciało. Co gorsze była ubrana identycznie jak Angelina.
— Kim jesteś???
— Twoim koszmarem.
— Ja, ja nie rozumiem. Jesteś senną marą. Ja usnąłem w gabinecie, a ty mi się tylko śnisz.
Kobieta szybko i bezszelestnie podeszła do niego i złapała go za rękę. Mocno. Zabolało. Próbował się wyrwać, ale to nic nie dało. Spróbował jeszcze raz. Udało mu się, pośrednio, gdyż nadgarstek wraz z dłonia trupa został na jego ręce.
Zaczął krzyczeć.
Z oderwanego nadgrastka zaczęły wydostawać się robaki: prusaki, karaluchy, muchy, pchły, wszy...
Nick bał się owadów od dziecka. to był jego koszmar z dzieciństwa. Zawsze się ich bał, od dnia w którym wpadł w gniazdo jakis dziwnych robaków, bał się że znów go oblezą... I tak sie stało. Zaczęłay mu wchodzić pod koszule, do uszu i nosa...
— Tak akcja 20 lipca była twoją życiową porażką i błędem. Nie powinno do niej dojść – powiedziała kobieta – trup. Zniknęła. Robaki też. Ale Nick tego nie widział. Umarł z przerażenia, parę sekund wcześniej.
XXX
Sprawczyni tych wszystkich zgonów wróciła do domu. Usiadła w fotelu. Obrazy powracały falami. Obrazy, których nie chciała już pamiętać. Nie miała siły znów tego przechodzić. Ale one wracały. Zawsze wracały. Tym razem ze zdwojoną siłą. Pamiętała to jak dziś, a wydarzyło się to pół roku temu:
Państwo Evansowie, panśtwo Valenti – Deluca oraz państwo Parker wraz z dziećmi i wnukami wybrali się na piknik za miastem. Jesse i Isabel zabrali ze sobą swoja córeczkę Karen, a Max i Liz wzieli swoje dzieci Patricka i Lutricię. Evansowie, Parkerowie oraz matka Marii wiedzieli o tajemnicy ich nieziemskiego pochodzenia i tego co musieli przejść. Wiedzieli też, ze dziecko Maxa – Patrick jest również synem Tess. Okazją, którą uczczono wypad za miasto była rocznica ślubu Michaela i Marii oraz wieść o tym, że Maria spodziewa się dziecka. Żona Kyla zmarła tragicznie rok temu zostawiając go samą z ich córką – Lieną. Bawili się w najlepsze. Żartowali i śmiali się z popisów dzieci. Isabel poszła za wzgórze za potrzebą. Nagle na polanę wjechał jeep. Wyskoczyli z niego mężczyźni ubrani na czarno. Mieli pistolety. Zastrzelili Maxa i Michaela bez wahania. wiedzieli, że oni są najgroźniejsi z całej tej rodziny. Isabel usłyszała strzały. Wyjrzała zza wzgórza. Ktoś zabijał jej bliskich. Jej rodzinę. Widziała jak jeden z mężczyzn podchodzi do rannego Jessiego, który swoim ciałem zakrył dzieci Karen i Lienę. Widziała jak mężczyzna zabija całą trójkę z uśmiechem na twarzy. Słyszała jak Liz krwawiąc przytula swoje dzieci i prosi by je oszczędził. Widziała jak zabił najpierw dziecko, a dopiero później Liz. Isabel zemdlała, gdy sie ocknęła była noc. Ciała zabrano. Nie było śladu po strzelaninie. Płakała. Płakała wielie dni i nocy. Nie wróciła do domu. Gdy wypłakała wszystkie łzy zaczęła rozmyślać nad zemstą.
XXX
Tamtej nocy, gdy nie mogła już płakać, przeobraziła się. Isabel Evans-Ramirez umarła, tak jak jej dziecko, mąż, brat, rodzina i przyjaciele. Zaczęął żyć dla zemsty. Odkryła w sobie nowe pokłady sił i mocy, by walczyć.
Tej nocy, gdy zabiła Nicka, poczuła że jej misja się zakończyła. Zemściła się, ale teraz pragnęła tylko umrzeć.
W momencie, gdy chciała sobie podciąć żyły pojawił się... Kivar. Zmienił się. Wyczuła to. Poprosił ja by nie odbierała sobie życia. Kochał ja i chciał z nią żyć. Był gotów zrezygnować z korony i Antaru by być z nią. Postanowiła wrócić do domu. Swego dawnego domu na Antarze. To co było w niej z człowieka – wtedy umarło. Umarło przez człowieka, istotę, którą chciała zawsze być.
KONIEC