Kocham was oboje cz.5
Max przewiózł ją do domu Michaela.
— Max co teraz??!!!!!!!! AAAAAAAAA............
— Liz...
— To strasznie boli!!! Max umiesz odbierać poród?? AAAuuuu.....!!!!!!
— Nie!!
— To masz 30 sekund żeby się nauczyć!!
— Liz, ale.......
— Max nie ma czasu dziecko nie będzie czekało, aż się wykształcisz!!
— Co mam robić???
— Oglądałeś ostry dyżur???
— Tak. Liz ale to znaczy że ja...ja...ja będę musiał ciebie zobaczyć!!
— A teraz mnie nie widzisz???
— Ale zobaczyć cię nagą!!!!!!
— AAAAAAAAAAAuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
— Max ja nie wytrzymam!!!!!!!!! To strasznie boli!!!!!!!!!
DRRRRR.
— No nie jeszcze tego mi brakowało. OTWARTE!!!!!!!
— Max na Boga co się tu dzieje??!!!!
— Isabel dzięki Bogu, Liz rodzi!!!!
— Co??!!!!!
— MMMAAAAAAAAAAAAXXXXXXXXXXXXXXXXXX!!!!!!!!!!!!
— Max ona może z bólu umrzeć!!!
— To co mam zrobić???
— Ja spróbuje wejść do jej umysłu i sprawić że będzie myślała o czymś innym, nie ma już czasu żeby dzwonić po Marię, więc ty musisz odebrać poród.......
— Ale ja nie umiem!!!
— Widziałeś "Ostry dyżur"???
W tym momencie Liz chwyciła Maxa za rękę i tak go ścisnęła, że biedakowi krew nie dopływała.
—Liz już!!! Isabel zaczynaj!!
— Tak jest!
— Liz oddychaj głęboko i zaufaj mi . Isabel ok.
— Tak ufamAAAUUUUUU!!!!!!!!!!!!! pośpieszcie się!!!!!!!!!!!
Po upływie 2 godzin Liz spała, zresztą tak samo jak Isabel, która z wycieńczenia o mało nie straciła przytomności. Max zajmował się co dopiero urodzonym noworodkiem, które o dziwo wyglądało normalnie.
Pierwsza obudziła się Isabel.
— Max, co z dzieckiem?
— Wszystko ok.
— Całe szczęście.
— Dzięki za pomoc siostrzyczko, bez ciebie bym sobie nie poradził......
— I ja również, nie poradziłam bym sobie bez was obu dziękuję wam bardzo(w tym momencie po policzku Liz spłynęła łza uściskali się)
A co z moim dzieckiem?
— Wszystko w porządku.
— Dzięki Bogu!
— Gdzie teraz jest?
— Śpi w drugim pokoju, nie martw się. Dziecko wygląda normalnie, więc mam nadzieję, że nie będzie tak źle.
— To dobrze, ale jak wytłumaczy to że urodziłam 2 miesiące wcześniej?
— Czy twoi rodzice wiedzą dokładnie kiedy masz rodzić?
— Nie, lekarz nie podał dokładnie daty porodu.
— Myślisz że uda ci się przekonać rodziców, że rodziłaś tylko o miesiąc wcześniej?
— Myślę że tak, a właśnie chyba trzeba ich powiadomić.
— Tak.....
— To może ja zadzwonię- zaofiarowała się Isabel
— Liz ja...ja ci chciałem powiedzieć, że długo nad tym myślałem i ... bo widzisz.....
— Max, wyduś to z siebie.
— Liz ja chciałem powiedzieć, że ja mogę zostać ojcem małego...
— Małego? Jezu, ja nawet nie wiem że mam syna !.Chwila coś ty powiedział?!!
— Ożenię się tobą Liz, oczywiście jeśli tego będziesz chciała i zaopiekuje się małym i tobą oczywiście, w końcu dziecko potrzebuje ojca, a ty opieki, bo chyba chcesz się dalej uczyć, a zresztą nikt nie musi wiedzieć, że to dziecko nie jest moje.....
— Max, wcale nie musisz się w to pakować, jestem Ci wdzięczna i wiem że Michael kazał ci się mną opiekować, ale nie musisz się ani poświęcać ani litować..
— Liz.....
— Nie Max przecież ty też chcesz się uczyć, starczy że ja jestem potępiona przez moich rodziców, ty nie musisz.
— Ale.....
— Max, nie wiesz jak to jest gdy właśni rodzice patrzą na ciebie tak jakbyś co najmniej zabił im matkę. (Liz zaczęła płakać)
— Liz, proszę nie płacz, możesz im powiedzieć , że to ja jestem ojcem, a nic im nie mówiłaś bo sama mi nie powiedziałaś aż do teraz.
— Max, przecież oni już wiedzą, że to Michael jest ojcem...Max, nie możesz...
— Liz, kocham Cię, nawet nie wiesz jak bardzo! Nigdy tego do nikogo nie czułem, Liz Parker czy zostaniesz moją żoną?
— Max... ja .... ja też Cię kocham, ale czy jesteś pewien że tego chcesz?przecież możemy się spotykać normalnie, nie musimy się zaraz pobierać.
— Nie Liz ja już nie chcę żyć bez Ciebie, proszę zastanów się chociaż nad tym
— O mój Boże!!!!!
— Isabel!
— Max, czy ja dobrze widzę!!!!???
— Tak!! I właśnie przeszkadzasz!
— O przepraszam.
— Liz...
— Max......Tak wyjdę za ciebie!
Teraz nastąpił gorący pocałunek.
— No gołąbeczki, dość tego lizania się moje gratulacje!!!
— Dzięki Isabel
— Dzięki siostrzyczko!
— No a teraz........
ŁŁŁŁŁŁŁŁŁŁeeeeeeeeeeeeee!!!!!!!!!!!
— O! O! Mamusiu synek wzywa.
— Ja po niego pójdę- Max powiedział to z taką dumą, że Isabel i Liz zaczęły się śmiać.
— No gratulation mamuśku, a teraz ostudź swoje przedmałżeńskie emocje i przygotuj się na przyjazd rodziców
— Kiedy...
DDDDRRRRRRR
— Będą........
— Ja otworze.
— Liz kochanie jak się czujesz?
— Trzeba cię zawieść do szpitala!
— Raczej szpital powinien przyjechać do niej, ona nie powinna się nigdzie ruszać przez najbliższe 2, 3 dni- wtrąciła Isabel
— No ale chyba tu nie zostanie.
— Czemu nie, dom jest pusty a Michael i jego tata na pewno nie będą mieć o to pretensji, zresztą na pewno ucieszą się że ktoś pilnuje ich "letniego domku" podczas gdy ich nie ma.- Max wszedł do pokoju z małym bobaskiem na rękach.
— Max! Nawet nie wiesz jak jesteśmy ci wdzięczni za to że odebrałeś poród i za to że tak opiekowałeś się naszą córką, gdy ten łajdak Michael wyjechał!
— Tak mój mąż ma rację jesteśmy ci bardzo wdzięczni i jak będziesz czegoś potrzebował to tylko daj znać, a teraz daj mi mojego wnuka.
— Mamo, tato bo widzicie Max i ja mamy wam coś do powiedzenia.
— Liz i ja pobieramy się.
Rodzice Liz zastygli....
— Moje gratulacje
Teraz to Liz i Max zastygli z wrażenia że tak łatwo rodzice Liz to przyjęli.
— No nie stójcie tak!
— Mówicie poważnie?
— Tak, chociaż w normalnych okolicznościach nie podobałoby się to nam w ogóle, ale Liz i tak nie będzie żyła normalnie. Skończy Liceum, ale Studia nie będą wyglądały tak samo, nie może mieszkać w akademiku, więc musi się tam przeprowadzić a ktoś kochający się jej przyda.
— Jim, ale my przecież...
— Tak?
— A może Max także chce iść na studia
— Max do jakiego collegu chcesz iść?
— Pani Parker ja pójdę wszędzie byle tylko być z Liz.
— Max nie poświęcaj się dla mnie, to ja popełniłam błąd, a nie ty i nie musisz płacić go za mnie.
— Liz ja go nie płacę za Ciebie, ja chcę być z tobą, nawet kiedy by się to nie stało to też bym z tobą wyjechał.
— Naprawdę?
— Tak.
— No gołąbeczki, przestańcie już proszę, bo się tak dziwnie robi, a nie chce beczeć bo mi się tusz rozmaże.
Wszyscy łącznie z Isabel wybuchli wielkim śmiechem.
Po upływie 2 tygodni Liz wróciła do szkoły w maju razem z Maxem ustalili datę ślubu na sierpień (Michael był wściekły na Maxa i nie miał zamiaru przyjechac na ślub) skończyli szkołę i już na wakacje wyjechali by szukać mieszkania przed studiami Liz. Co do państwa Evans, to nie byli zachwyceni tym co usłyszeli, a nie usłyszeli prawdy, ponieważ Max powiedział im że to jego syn (nazwali go Zath- po ojcu i po Maxie) tylko państwo Parker wiedzieli prawdę, wracając do państwa Evans, nie byli zachwyceni lecz w końcu się z tym pogodzili. Dziecko rozwijało się nieco szybciej nic normalne dziecko, z jakimś 4 miesięcznym wyprzedzeniem, wszyscy byli tym zdziwieni, ale naszym kosmitom i Liz udało się przekonać wszystkich, że dziecko jest po prostu mądre i szybko się uczy, dość szybko zaczęło pokazywać że ma niektóre moce, np. przesuwanie przedmiotów (w sumie to na jego korzyść, bo jak nie chciał jeść jakiejś obrzydliwej kaszki to sobie pomyślcie!:))
Jak na razie wszystko układało się nieźle, aż do pewnego dnia kiedy zadzwonił telefon:
— Słucham- odebrała Liz
— Hej!!!!!
— Kto mówi?
— Tu Michael wracam do ciebie.....
C.D.N.