Liz Parker

Kocham Was Oboje (6)

Poprzednia część Wersja do czytania Następna część

Kocham was oboje cz.6

To co Liz usłyszała przywróciło ją o zawrót głowy.
Nie wiedziała co ma powiedzieć i też nic nie powiedziała, bo Michael rozłączył się zaraz jak to powiedział:" Liz wracam do Ciebie" To był dla niej szok. Zmierzała korytarzem jej nowej uczelni, aby się zapoznać z budynkiem. Liz i Max mieli już kupione mieszkanie, które opłacali im oboje rodziców, Max miał również studiować w tym samym collegu co Liz, ale na innym wydziale o dziwo poszedł w ślady ojca i dostał się na wydział prawa ( czy to nie śmieszne? To dokładnie w stylu Maxa, dość spokojny zawód tylko czasami nerwowy :))
Małym Zathem miała się opiekować tzw. Babysitter. Maxa nie było w domu kiedy dzwonił Michael, gdy wrócił udawała że śpi, wolała nie poruszać na razie tego tematu, nie wiedziała co ma o tym myśleć, może Michael był pijany i tylko tak zadzwonił? Nie to nie w stylu Michaela, wkońcu kosmici nie mogą pić, więc Liz szybko odrzuciła tę myśl. Nie wiedziała co ma robic, kochała Maxa, ale Michael był jej pierwszą miłością: nie nie ja kocham Maxa, przez Michaela miałam tylko same problemy- Liz powróciła do pisania dziennika- o mało nie wpadłam w depresje i bulimie, mało brakowało i gdyby nie Max... nikomu nie mówiłam o tym że byłam chora na bulimie, nawet moja mama o tym nie wie. Maxowi tyle zawdzięczam nie mogę go opuścić i nie opuszczę, nie mogę, boję się tylko że wspomnienia odrzyją i ....
Musze powiedzieć Maxowi że Michael przyjeżdża, ale nie mogę mu powiedzieć, co on mi powiedział...
Liz szukała Maxa, wkońcu go znalazła jak spacerował z małym Zathem po uniwerku i pokazywał mu gdzie co jest. Za tydzień mieli wziąć ślub, dokładnie za tydzień Liz będzie zoną Maxa, ale czy na pewno?

— Hej Max!

— Hej Liz. Patrz Zath mama przyszła

— M-a-m-a

— Tak słoneczko mamusia i jak podoba ci się to miejsce?

— Taaaa

— Max, muszę Ci coś powiedzieć

— Co?

— Bo widzisz kiedy Cię nie było.....

— Która godzina?

— A co?

— Jestem spóźniony!!!

— Ale na co?

— Zath idź do mamy, opowiem Ci wszystko jak wrócę, to niespodzianka.

— No Zath, coś mi się zdaje, że zanim powiem twojemu tacie, to Michael już tu będzie

— T-a-t-a!!!!

— Tak a skąd ty maluch wiesz że to twój tata?

— T-A-T-A!!!!

— Witaj Liz

— Michael!!!

— Tak to ja, masz niezłe przeczucie sprawdziło się nieprawdaż?

— Tak...

— No Liz uśmiechnij się, ja wiem ze to nie łatwe po tym co ci zrobiłem, ale czy ty kiedykolwiek mi wybaczysz?

— Michael, po co przyjechałeś?

— Jak to po co? Po ciebie!!!

— Michael, za tydzień wychodze za Maxa!!

— Liz przeciez go nie kochasz! Kochasz mnie!!!

— Nie ja kocham Maxa i wyjde za niego!!!

— Chyba sama w to nie wierzysz!!

— Michael jak śmiesz!!!

— Liz nie powiesz mi że nie tęsknisz za tym co było, za pocałunkami (i wtedy ją pocałowal, Liz oddała pocałunek, po czym go odepchnęła)

— Liz ja cię Kocham a ty mnie

— Nie ja cie nie kocham!!

— To spójrz mi w oczy i to powiedz!!!

— Ja cię nie.....

— Widzisz nie możesz!

— To nie fair, gdzie straciłeś swoją europejską lafirynde co??!!! Znudziła ci się więc wracasz do małej naiwnej Liz tak???

— Nie Liz ja zrozumiałem że cie kocham, zrozumiałem to dopiero wtedy gdy Isabel zadzwoniła do mnie poinformować mnie o ślubie.

— Wcale mnie nie kochasz, jestes po prostu zazdrosny!!! Sam nie weźmiesz i sam nie dasz egoista!!!
(dziecko zaczęło płakać)

— Nie płacz Zath, już idziemy

— Zath?? A jednak mnie kochasz

— Co ty bredzisz?

— Jakbys mnie nie kochała, to nie dałabyś mu imienia Zath

— Po prostu uważałam że dziecko powinno choć troche po ciebie odziedziczyć.

— Odziedziczyło więcej, na pewno ma dużo mojego charakteru, a w pomieszaniu z twoim da silnego i mądrego przywódcę, Liz ono musi mieć ojca

— Ma...

— Kogo Maxa?? Chodziło mi o prawdziwego ojca!!! Czyli mnie!

— Prawdziwy ojciec nie zostawia swojego dziecka i jego matki!!!

— Przepraszam nawet nie wiesz jak mi przykro zrozumiałem swój błąd, zrozumiałem że cię kocham, Liz kocham Cię i pragnę!!!
Znów ją pocałował, Liz też go pocałowała, ale tym razem nie próbowała go odepchnąć, mały Zath patrzył tylko z uśmiechem , na całujących się rodziców. Liz spływały łzy po policzku, nie umiała tego opanować, zrozumiała, że go kocham, w końcu to on był jej pierwszą miłością i ojcem jej dziecka, kochała go i nic tego nie zmieni!

— Liz wróć do mnie, odwołaj ślub z Maxem i wróć do mnie proszę!

— Michael to jest złe!

— Liz przecież się kochamy!

— Michael to nie jest takie proste!!!

— Wiem, ale...

— Michael rodzice Maxa wierza że to ich syn, moi rodzice cię nienawidzą, a ja kocham Maxa!!! Przepraszam ale nie mogę!!!
Liz rozpłakała się wzięła małego Zatha na ręce i wybiegła z budynku.
Myślała nad tm długo, wiedziała że te powody go nie powstrzymają zresztą nawet ją bardzo nie powstrzymują, chodzi jej o to że nie chce po raz kolejny się zawieść, zranić Maxa, być nienawidzona przez swoich rodziców oraz przez rodziców Maxa. To było dla niej zbyt wiele, ale nie mogła na zawołanie przestać kochać Michaela.

— Hej tu jesteś ( Liz siedziała w parku, to było jej ulubione miejsce)

— Michael proszę!

— Ale.............
Zamknął jej usta pocałunkiem.

— Liz.............- Max to zobaczył, stanął jak wryty, nie wiedział co ma powiedzieć.

— Witaj Maxwell.






C.D.N.





Poprzednia część Wersja do czytania Następna część