Lizzy_Evans

Czy tak musi być?

Wersja do druku

-Hej max- max odwrocil sie i ujrzal liz.

—witaj kochanie-pocalowala ja w usta i nastepnie usmiechnal sie- co tam u ciebie?

—max jest nie za dobrze...kyle trafil do szpitala...mial bardzo dziwny wypadek..w jego ciele znalezli jakies odlamki...nie wiadomo jeszcze czego..
a jesli to oni..skorowie przylecieli zeby nas zabic?

—nie liz napewno nie.chodzmy do szpitala.

Gdy weszli do szpitala zobaczyli pana valentiego, marie ,micheale i isabell placzacych.

—co sie stalo?-spytali.

—kyle...kyle nie przezyl..- isabell coraz mocniej plakala. wszyscy byli ze soba zrzyci..i kochali sie nawazejm.

—to nie mozliwe!!!!-krzyknela maria i wybiegla na ulice.
nie fortunnie traf chciał i wpadla pod samochod.

—nie!!!!!!!!!-micheal podbiegl do lezacej na jezdni ukochanej.

—nie opuszczaj mnie ..mario nie opuszczaj...-lkala zalamany chlopak.

—michael ja .. ja nie chce umierac tak wczesnie... wiem ze to juz koniec... -zalkala- ale pamietaj moj czechoslowaku- w tej chwili zakaszlala krwia-

— pamietaj.. ze bardzo cie kocham.. i moja milosc do ciebie nigdy nie przeminie..nigdy..- powiedziawszy ty pocalowala jego reke i zmarla.

Michael zaczal glosno plakac przytulajac do siebie marie.

—nie!!!- pryzlozyl reke do jej brzucha i probowal uzdrowic to nic jednak nie dalo.

—Micheal...-powiedziala Isabell- musimy isc... przykro mi...cos jest nie tak...gina ludzie ...chodz-zlapala go za ramie i przytulila do siebie,
bardzo teraz tego potrzebowal.

Zostala przy zyciu juz tylko Isabell Liz max i michael.

—wiec co my teraz zrobimy...co..-urwala liz patrzac na stojaca w dzwiach crashdown osobe. boze to byla tess!!!

—co ty tutaj robisz?boze to ty ich wszystkich pozabijalas!-krzyknela isabell i probowala uzyc swojej mocy.

—ha ha ha -zasmiala sie tess- wasze moce na mnie nie dzialaja. glupcy pozabijam was wszystkich. a to wszystko przez ciebie max.
gdybys tylko nie zakochal sie w tej... liz, wszyscy by zyli!

—zostaw nas!-krzyknal michael i rzucil sie na tess.
Rozblyslo swiatlo i wszyscy zobacyzli kaluze krwi..
to michael...zostal raniony.

—Micheal!!!max podbiegl do przyjaciela. Isabell i liz staly a z ich oczu kapaly lzy.
tego juz za duzo...

—haha kto nastepny?- spojrzala na isabell.

—sproboj tylko!- z reki isabell wydobylo sie swiatlo ktore rozpromienilo cale crashdown.
niestety tess obronila sie. widac ze maial zdwojone sily!
odepchnela isabell rzucajac ja o sciane.
wziala noz...i trzymajac isabell na scianie trafila nozem prosto w jej serce...

—NIE!!!- teraz liz sie odezwala...

—nie...-zaczela glosno plakac.

Max wstal od micheal pociagnal liz za reke i pobiegl w storne ulicy.
gdy tam wyszli zobaczyli ze sa otoczeni..przez skrow.

—nie ma ucieczki moi drodzy-tess glosno sie zasmiala-teraz jest juz po was..

—ale napewno nie zgine z twojej reki!-mowiac to max pociagnal liz i pobiegl w strone pustyni..tess nie oczekiwanie dala im fory!

—max ja nie chce tak umierac- przytuliwszy sie do cieplego ramienia chlopaka powiedziala liz.

—liz jestem z toba..i kocham cie...- pocalowala liz.
teraz mimo zagrozenia czuli sie szczesliwi ze sa i zawsze juz beda razem.

Niespodziewanie do groty weszla tess moca przyciagnela do siebie liz.

—no max teraz patrz jak ginie twoja milosc- hahaha.

—max kocham cie...-to byly ostatnie slowa liz...

—zaplacisz mi za to wszystko!- max zaczal plakac i podbiegl do ciala dziewczyny.
Mocno sie wkurzyl i z jego reki wybieglo ogromne swiatlo. tess nie umiala sie jemu oprzec!
swiatlo coraz to powiekszalo sie az zabilo tess i wszystkich skorow.
max wygral jedynie dzieki zemscie za t smierc bliskich.
wrzala w nim nienawisc.

pochowal wszystkich swoich bliskich.
na nagrobku liz napisal:
"niech milosc nasza wiecznie trwa...tylko ty i ja."

koniec!

Wersja do druku