W poniedziałek w szkole Liz podeszła do Kyla.
— Cześć Kyle!
— Hej Liz!
— Kyle, musimy pogadać. Możemy spotkać się po szkole w komorze inkubacyjnej?
— Jasne, ale teraz muszę lecieć. Pa!
— Pa Kyle!
Liz jechała swoim samochodem na pustynię. Była bardzo zdenerwowana, nie wiedziała, jakiej reakcji ma się spodziewać ze strony, Kyla. Pamiętała jak się czuła, gdy odkryła, że ma moce. Była bardzo zaskoczona. Nie chciała uwierzyć, że nie jest już normalnym człowiekiem. Wiedziała jak dziwnie człowiek się czuje, gdy odkrywa coś takiego. Doskonale wiedziała, jakie ma się uczucie, gdy widzi się jakieś obrazy jakby przebłyski wspomnień i jednocześnie wie się, że nie pochodzą one z twojej przeszłości i na pewno nie działy się na Ziemi.
Dojechała na miejsce. Zostawiła otwarte drzwi od komory, aby Kyle mógł wejść. Z zamyślenia wyrwał ją jego głos:
— Hej Liz!
— Już jesteś? Cześć Kyle!
Podniosła się i zamknęła komorę. W końcu ktoś mógł podsłuchać ich rozmowę a to nie miałoby zbyt przyjemnych skutków.
— O czym chciałaś ze mną rozmawiać?
— W pewnym sensie o nas.
— Nie rozumiem.
— Od czasu, gdy Max mnie uzdrowił w moim organizmie zachodziły różne zmiany.
— Jakie?
Liz wzięła do ręki kamień i zmieniła jego kształt. Trzymała teraz w dłoni kamienny trójkąt.
— Posiadam moce teki jak Max, Michael i Isabel.
— Czy ty chcesz mi powiedzieć, że ja też?...
— Tak Kyle. Za około pół roku też staniesz się hybrydą.
Zostali w grocie jeszcze jakiś czas.