Upłynęło sporo czasu, Maria była już w szóstym miesiącu ciąży i całe miasto wiedziało o jej odmiennym stanie. Trójka przyjaciół cieszyła się, że nadszedł już ten upragniony szósty miesiąc i nawet, jeśli dziecko urodzi się teraz nikogo to nie zdziwi. Wcześniaki, które urodzą się w szóstym miesiącu i powyżej maja bardzo duże szanse na przeżycie.
Na szczęście dyrektorka szkoły nie wytwarzała sztucznych problemów i Maria mogła spokojnie uczęszczać na zajęcia. Wszyscy koledzy i koleżanki ze szkoły byli dla niej bardzo mili. Czasami ich troska trochę ja nużyła, nie dawała tego po sobie poznać, ponieważ nie chciała ich urazić.
Był piękny majowy dzień dla Amy Valenti zaczął się właśnie dziewiąty miesiąc ciąży. Cała jej rodzina była bardzo szczęśliwa. Wszyscy nie mogli się już doczekać narodzin dziecka. Maria i Kyle byli bardzo podekscytowani, czekali na rodzeństwo z niecierpliwością i radością. Choć gdy tylko dowiedzieli się, że rodzina się im powiększy nie byli zachwyceni. Amy miała swoja małą, słodką tajemnicę: wiedziała, że urodzi bliźnięta. Nie powiedział o tym nikomu nawet Jimowi – chciała zrobić mu i dzieciom ( traktowała Kyla jak Marię tak jakby oboje byli jej dziećmi).
W tej chwili stała w drzwiach i odprowadzała wzrokiem samochód Kyla, który w ostatnim czasie zaczął podwozić Marię i Liz do szkoły. Rozmyślała o przeszłości i przyszłości jej rodziny. Zamknęła drzwi i poszła do kuchni przygotować obiad. Postanowiła wytrzeć kurze w salonie. Zdawała sobie sprawę, że miała dużo odpoczywać i nie przemęczać się – nudziła się jednak. Nagle poczuła silny skurcz.
— Co to! – wykrzyknęła przerażona
Na szczęście skurcze szybko minęły. Po upływie jakiejś godziny odezwały się ze zdwojoną siłą. Bardzo przestraszona Amy postanowiła zadzwonić po karetkę.
Mniej więcej w tym samym czasie szeryf Valenti siedział spokojnie w swoim biurze i głowił się nad rozwiązaniem pewnej sprawy jedząc pączka i pijąc kawę.
— Szeryfie?
— O co chodzi, Mark? Mówiłem żeby mi nie przeszkadzać!
— No tak... Ale dzwonią ze szpitala...
— Ze szpitala?!? Dawaj no tu ten telefon!
Po chwili:
— Halo?
— Dzień Dobry! Czy szeryf Valenti?
— Tak. O co chodzi? Czy coś się stało?
— Właśnie przywieziono pana żonę – zaczęła rodzić.
— Już!?! Zaraz tam będę!
I szeryf wybiegł z bura zostawiając na biurku nadgryzionego pączka.
— Szeryfie, czy coś się stał? – spytał jego zastępca Mark widząc Jima wybiegającego z biura
A szeryf nawet nie zwrócił na niego uwagi. Był bardzo zdenerwowany. Po drodze wpadał jeszcze do szkoły po Marię i Kyla. Wiedział, że oboje nie wybaczyliby mu gdyby ich nie zawiadomił.
Po dłuższej chwili cała trójka wpadła do szpitala.
— Dzień dobry! Zadzwoniono do mnie z wiadomością, że moja żona zaczęła rodzić. Gdzie możemy ją znaleźć? – zwrócił się szeryf do recepcjonalistki
— A tak. Pana żona to Amy DeLuca, Valenti?
— Tak.
— Jest na porodówce. To nie powinno już długo potrwać.
— Dziękuję.
Amy siedziała w łóżku i przytulała do piersi dwa zawiniątka ( jeden niebieski a drugi różowy). Do pokoju weszli Maria i Kyle. Amy była już zaniepokojona, ponieważ lekarze nie chcieli ich wpuścić. Jim był u niej już kilka razy i widział już dwójkę swoich, malutkich dzieci.
— Och, mamo, jakie one są śliczne! – wykrzyknęła Maria
— Prawda? – zapytała dumnym i rozmarzonym głosem Amy
— Jak się nazywają? – spytał Kyle
— Ten młody przystojniak nazywa się James a ta piękna młoda dama ma na imię Mary.- matka przedstawiła swoje dzieci z dumą