Liz lekko ziewnęła i zaraz nakryła usta ręką. Na szczęście nauczycielka spoglądała akurat do podręcznika. Liz westchnęła w myśli. Geografia nigdy nie była jej ulubionym przedmiotem, a pani Cluchkin z pewnością nie czyniła go ciekawszym. I teraz, zerkając do swych notatek z poprzednich lat, monotonnym głosem dyktowała nikomu nieprzydatne informacje. Liz nawet nie próbowała się skupić. Wiedziała, że dokładnie to samo znajdzie w książce. Jej myśli odpłynęły ku wczorajszej nocy. Próbowała przypomnieć sobie twarz tego chłopaka, Maxa, ale widziała ją jak przez mgłę. Nie wiedziała dlaczego, ale wczorajsze wydarzenia były w jej wspomnieniach jakby zamazane.
BŁYSK
Spływające krwią plecy, których tkanka podlega przyspieszonej regeneracji. Grudka metalu wyłaniająca się z ciała i upadająca na podłogę z cichym brzękiem.
BŁYSK
Liz cofnęła się gwałtownie na krześle. Wciągnęła powietrze. Z zakłopotanie uświadomiła sobie, że wszyscy się na nią gapią.
— Coś się stało, Elizabeth? – pani Cluchkin patrzyła na nią ze zdziwieniem.
— Nie, nie, nic – Liz przysunęła się z powrotem do ławki i utkwiła wzrok w książce.
Nauczycielka milczała przez chwilę spoglądając na dziewczynę z troską, po czym wróciła do lekcji. Liz próbowała się skupić na jej słowach, ale litery skakały jej przed oczami. Co to było? Zdawała sobie sprawę, że mało pamięta z wydarzeń w kawiarni sprzed przybycia policji. Czy właśnie sobie coś przypomniała? Ale to bez sensu. To przecież niemożliwe, żeby czyjeś ciało się w ten sposób leczyło. Może widziała to w jakimś filmie. Alex puszczał im ostatnio coś o jakimś nieśmiertelnym stworze z kosmosu. Tak, to na pewno była scena z jakiegoś głupiego filmu Alexa.
BŁYSK
Chłopak (to Max, jak mogła go zapomnieć) pchnięty potężną siłą upada na nią. Jego oczy spoglądają na nią z bólem, ale i z radością, bo zdążył ją osłonić. Krew. Jego głowa opada. Nie czuje bicia jego serca. Jego serce nie bije.
Zimne oczy tego drugiego. Michael. Przypomniała sobie jego imię.
— Nic nie widziałaś – słowa docierające swym lodowym podmuchem aż do jej duszy.
Nic nie widziałaś. Nic nie widziałaś. Nic nie widziałaś.
BŁYSK
Podniosła się gwałtownie. Geograficzka zmierzyła ją rozdrażnionym spojrzeniem.
— Przepraszam – Liz nerwowo przełknęła ślinę. – Czy mogę wyjść na chwilę?
Pani Cluchkin już chciała jakoś skomentować jej zachowanie, ale zawahała się. Może sprawił to wyraz twarzy Liz. A może wiedziała o wczorajszym napadzie. Nie byłoby w tym nic dziwnego. Chyba już wszyscy wiedzieli.
— Dobrze – skinęła niechętnie głową. – Za 10 minut koniec lekcji, więc możesz zabrać swoje rzeczy.
— Dziękuję – dziewczyna szybkim ruchem zgarnęła zeszyt i podręcznik do torby.
Zanim wyszła dobiegł ją jeszcze głos Stevea Jacksona.
— Proszę pani! A czy ja mogę wyjść? Strasznie mnie ciśnie.
— Nie pajacuj, Steve – surowy głos nauczycielki starał się przywrócić w klasie powagę.
— Kiedy ja naprawdę już nie mogę. Uwaga, popuszczam, popuszczam! Proszę pani, mogę iść po szmatę?
Liz nie czekała na wybuch śmiechu klasy. Ruszyła korytarzem w stronę łazienki. Wślizgnęła się do środka i zamknęła za sobą drzwi. Szybko sprawdziła czy nikt nie zajmuje żadnej z kabin. Potem podeszła do lustra. Zmęczone odbicie odwzajemniło jej wzrok.
— Co tu się dzieje? – zapytała na głos.
Druga Liz najwyraźniej nie chciała odpowiedzieć. Może pytanie było za trudne. Dziewczyna odkręciła wodę w umywalce i zimną wodą spryskała twarz. Po chwili zastanowienia podstawiła złączone dłonie i zanurzyła ją całą. Gdy ponownie spojrzała w lustro napotkała czuły wzrok Maxa.
Odskoczyła gwałtownie. Nagle, jakby pękła jakaś tama, wspomnienia zalały jej umysł. Strzał. Max osłaniający ją w ostatniej chwili. Jego ciało bez śladu pulsu czy oddechu. Zasklepiająca się rana. I Michael każący jej zapomnieć o tym wszystkim.
W jej uszy wbił się natarczywy dźwięk dzwonka. Otworzyła oczy. Leżała na podłodze łazienki dla dziewcząt. Za drzwiami usłyszała wzmagający się ruch, gdy ludzie wychodzili z klas. Zaczynała się przerwa. Liz szybko wstała i zaraz przytrzymała się umywalki, bo zakręciło jej się w głowie. Czy to co widziała wydarzyło się naprawdę? Przecież to chyba niemożliwe. Jednak pasowało do tego co Maria opowiadała Valentiemu. A co ważniejsze, Liz to wyraźnie pamiętała. Spojrzała na swoje odbicie. Odpowiedział jej przestraszony wzrok, który powoli nabrał zdecydowania. Nie wiedziała o co w tym chodzi, ale znała kogoś kto wiedział. I wyjaśni jej, już ona tego dopilnuje.
Drzwi otworzyły się i weszły trzy dziewczyny, plotkujące o jakimś chłopaku z ostatniej klasy. Liz bez słowa minęła je i wyszła. Spojrzały za nią zdziwione, ale zaraz wzruszyły ramionami. Powróciły do ciekawszych spraw.