Alex Whitman

Kosmici

Wersja do druku

Zaplecze kawiarni Crashdown.

— Całowałam się z Michaelem, jak zwykle zresztą, gdy nagle poczułam na jego głowie dwa wzgórki... – opowiadała przyjaciółce – Maria.

— Przestaliśmy się całować, a ja przyjrzałam się im dokładnie i okazało się, że to... czułki. No wiesz takie antenki. Wyobrażasz sobie! Jemu rosną czułki.

— Max będzie miał takie same? – spytała z przerażeniem Liz.

Maria popatrzyła się poważnie na wystraszoną Liz i... wybuchnęła śmiechem.

— Żartowałam! Wyobrażasz sobie takie antenki u Maxa lub Michaela?!

— No wiesz! Wystraszyłaś mnie. Mówiłaś tak poważnie.

— Chyba się nie obraziłaś?

— No co ty!

— A słuchaj musimy się zbierać.

— Gdzie?

— Jedziemy do komory inkubacyjnej.

— Po co?

— Jakieś zebranie tam robią. Tak mi przekazał twój chłoptaś – Max.

— On nie jest moim chłopakiem – udała oburzenie Liz.

— Wiem, wiem jesteście tylko przyjaciółmi.

— Właśnie!

— Właśnie mam nadzieję, że to się zmieni.

— Cześć dziewczyny! – przywitał je przyjaciel Alex.

— Gotowe do drogi?

— Jasne – odpowiedziały.

Wyszli na dwór, gdzie stała "Jeta" Marii. Przed samochodem czekał na nich Kyle.

— Kyle?! Co ty tu robisz? – spytała zdumiona Liz.

— Wkręciliście mnie w to międzygalaktyczne zamieszanie, to teraz mam prawo wiedzieć co jest grane.

— Kyle ma rację – poparł kolegę Alex.

— Czujemy się wykorzystani. O połowie spraw nie mamy pojęcia, a one też nas dotyczą. Od dziś to się zmieni.

— Wow! Ale żeś mowę strzelił.

— Dobra wskakujcie do wozu. Kto prowadzi? – zapytał Kyle.

— Ja! – powiedziała Maria. Bo to mój wóz.

Wsiedli do samochodu i ruszyli za miasto. Byli już w połowie drogi, gdy poczuli zapach spalenizny. Zauważyli, że spod maski zaczyna wydobywać się dym.

— Maria, zatrzymaj się! – krzyknął Alex.

Dziewczyna gwałtownie zahamowała. Wyskoczyli z samochodu. Maria pobiegła przed siebie i rzuciła się na ziemię zakrywając głowę rękami. Alex, Liz i Kyle patrzyli się na nią zaszokowani.

— Maria, co ty wyrabiasz? – spytała Liz.

Dziewczyna podniosła głowę.

— W filmach zazwyczaj, gdy się dymi z samochodu, to on wybucha – wyjaśniła im.

Kyle i Alex zaczęli się śmiać. Liz uśmiechnęła się. Maria wstała i podeszła do nich.

— Żartowałam! Aż tak głupia nie jestem – oświadczyła i zaczęła się śmiać.

Gdy już się wyśmiali, Kyle zajrzał pod maskę samochodu.

— Jest kłopot – powiedział ponuro.

— Jaki? – zapytała zaniepokojona Maria. To był jej i mamy – Amy, jedyny samochód.

— Nie wiem co się stało.

— Przecież był dym. Wydobywał się spod maski, widzieliśmy.

— Wiem.

— Spróbuję odpalić. Sprawdzimy, może działa – rzekł Alex i usiadł za kierownicą.

Przekręcił kluczyk w stacyjce. Silnik nie zaskoczył. Spróbował jeszcze raz. Znów nic.

— Co się dzieje? – zaniepokoiła się Liz.

— Wracamy do miasta na piechotę! – zaproponował Alex.

— Żartujesz?! 20 kilometrów! W życiu tyle nie przechodziłam – zaprotestowała Maria.

— Tędy powinni jechać Max, Michael, Tess i Isabel – stwierdziła Liz.

— Za ile godzin? Ile mamy tu czekać? Może oni tam są. Rozpoczną zebranie bez nas.

— Maria, to jak ty trzymasz linię, jeśli nie musisz biegać? – spytał z rozbawieniem w głosie Kyle.

— Nabijam się z buddystów.

Tymczasem Liz odeszła na jakieś 15 metrów, by rozejrzeć się, czy przypadkiem nikt nie jedzie. Nagle poczuła jak jej noga się zapada. Po chwili ziemia zapadła się pod nią. Liz Parker spadła w czarną otchłań.
Kyle i Maria zaczęli się kłócić, gdy uciszył ich Max.

— Gdzie Liz? – zapytał zaniepokojony.

— Dopiero co tu była. Tu jest tylko pustynia. Nic więcej. Powinniśmy ją widzieć jak na dłoni – stwierdził Kyle.

— Szczególnie na twojej, bo wygląda jak tapeta – powiedziała zaczepnie Maria.

— Twój ojciec musiał być saperem, bo masz buźkę jak niewypał – odgryzł się jej Kyle, za późno orientując się, że strzelił gafę.

— Dzięki – odpowiedziała mu zimno.

— Zamkniecie się. Liz zniknęła – przypomniał im zdenerwowany Alex.

XXXX

Dziewczyna otworzyła oczy. Zobaczyła nad sobą otwór, przez który wpadła.

— Alex! Maria! Kyle! – krzyknęła.

— Słyszałem Liz – rzekł Kyle.

— Liz! Liz Parker! – zaczął ją wołać syn szeryfa.

— A jaka inna Liz tu może być – odezwała się Maria.

— Nawet nie próbujcie – ostrzegł ich Alex.

— Hej! Jestem tu pod ziemią.

— Gdzie?

— Wpadłam do jakiejś dziury.

Po paru minutach znaleźli ją.

— Liz! Czy ty zawsze musisz się w coś wplątać – powiedziała Maria, nachylając się nad otworem, przez który wpadła jej przyjaciółka.

— Pomóżcie mi się wydostać.

Wtedy ziemia ugięła się pod trójką przyjaciół i sami wpadli do środka.

— Tak! To już totalne dno – powiedziała Maria otrzepując swoje ubranie z piachu.

— Co masz na myśli? – spytał Kyle.

— Nieważne i tak nie nadążasz nad moim tokiem myślenia.

Po upadku, na szczęście nic nikomu się nie stało.

— Dziwne miejsce – stwierdził Alex rozglądając się po miejscu ich wpadki.

Znajdowali się w jakby małej komnacie. Jej ściany były z piachu i kamieni.

— A tak w ogóle to gdzie my jesteśmy? – zapytała Maria.

— Nie wiem! – odpowiedział jej Kyle.

— Nie ciebie pytałam! – rzekła chłodno dziewczyna.

— Sorry, ale czy możecie się zamknąć – przerwała im Liz.

— Patrzcie – zawołał ich Alex. – Tu jest jakiś właz, w ziemi.

Liz, Kyle i Maria podeszli do kolegi i wspólnymi siłami otworzyli kwadratowy, kamienny właz. Ich oczom ukazały się schody.

— Schodzimy? – Liz popatrzyła się pytająco na przyjaciół.

— Lepiej spróbujmy się stąd wydostać, a później tu wrócimy – zaproponowała Maria.

— Boisz się? – podpuścił ją Kyle.

— Nie bardziej niż ty.

— Naprawdę zamkniesz się! My tu z Liz myślimy co robić, a wy się kłócicie – zdenerwował się Alex.

— Górą się nie wydostaniemy, więc co mamy do stracenia?

— Życie?!

— Ja schodzę! A co wy robicie? – postanowił Alex.

Po krótkim wahaniu uznali, że zejdą wszyscy. Zaczęli schodzić. Niżej, coraz niżej, aż w pewnym momencie schody zakręciły ostro w prawo. Za zakrętem ukazało im się prostokątne pomieszczenie. Puste.

— No i koniec drogi – skomentował ponuro Kyle, gdyż przez kłótnię z Marią stracił humor.

— Nie powinieneś być teraz w stadium spokoju? No wiesz medytować itp. – spytała z ironią Maria.

— Jestem w stadium wściekłości – oznajmił Kyle.

Zaczął chodzić od ściany do ściany, sprawdzając czy nie ma jakichś ukrytych drzwi lub włazów. Wtedy zauważył mały przycisk, na którym był odciśnięty dziwny znak. Zawołał pozostałą trójkę.

— Taki przycisk był w jaskini w rezerwacie zauważyła Liz. Naciskamy ten przycisk?

— Nie! – krzyknęła Maria. – Jeśli tam jest facet wyjadający wątroby, albo jakiś potwór zjadający mózgi.

— Maria! Uspokój się. To nie "Z Archiwum X".

Kyle chcąc zrobić na złość Marii włączył przycisk. Zapadła cisza. Odczekali kilkanaście sekund, a nic się nie stało.

— To atrapa – stwierdziła Maria z ulgą.

Wtedy rozległ się zgrzyt i ściana, w której był przycisk zaczęła się podnosić.
Odskoczyli zaskoczeni. Ich oczom ukazała się... komora inkubacyjna. W każdym z inkubatorów był umieszczony Obcy. Były to mini wersje Maxa, Isabel, Michaela i Tess. Nagle coś nad nimi huknęło.

— Ktoś zamknął klapę – zauważyła przerażona Maria.

Usłyszeli cichy trzask i w jednej chwili oblepiła ich dziwna plazma.

— Bleee – krzyknęły z obrzydzeniem Maria i Liz.

— No, no, kogo my tu mamy. Ludzie – autorem tych słów był Nicolas, który zszedł ze schodów.

— O patrzcie państwo. Skąd tu się wzięła skorupa nr 1 – rzekła z kpiną w głosie Maria.

W jednej chwili otoczył ich świetlisty pierścień. Dziwna plazma, która ich oblepiała zniknęła.

— Nie radzę wam przerywać kręgu, jeśli chcecie jeszcze parę minut pożyć.

— Skąd ciała obcych znalazły się tutaj? I te inkubatory? – spytała zaciekawiona Liz, chcąc grać na zwłokę.

— Chciałem stworzyć sobowtóry Królewskiej Czwórki, kolejne klony. Niestety, nie mogły przeżyć, bo nie mam granilithu. Ale to już tylko kwestia czasu.

Czworgu przyjaciół obraz nagle zaczął się zamazywać.

— Ja chyba ślepnę – szepnęła Maria.

Stracili przytomność. Obudzili się po jakimś czasie. Ku ich zdumieniu, byli na powierzchni, koło samochodu.

— Gdzie Nicolas? Jak my się tu dostaliśmy? – spytał Alex.

Usłyszeli warkot zbliżającego się samochodu.

— To jeep Maxa – powiedziała Liz i podniosła się z przyjaciółmi.

— Dlaczego Nicolas zniknął? – zastanawiał się głośno Kyle.

— Może wyczuł, że Max, Michael, Isabel i Tess się zbliżają. Sam nie wiem – odpowiedział mu Alex, zanim podjechał do nich jeep.

Zanim do niego wsiedli Kyle i Maria pogodzili się.

KONIEC




Wersja do druku