Majandra Delfino

M&M (2)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Puk Puk!!!!- zastukała Amy do pokoju córki.

—Proszę- odezwała się Maria.

—Kochanie, mogę wejść?- mama niepewnie zajrzała do środka.

—Jasne- spojrzała na matkę.

—Michael wyszedł?- spytała rozglądając się po pokoju. Maria wiedziała, że chodzi jej o coś innego.

—Kazałam mu wracać do kawiarni, nie chciałabym, żeby przeze mnie stracił pracę.

—To bardzo miły chłopiec- Amy usiadła na łóżku obok córki.

—Czy chcesz mi coś powiedzieć?

—No tak.....-wciągnęła głęboko powietrze.

—Jeżeli chodzi o ślub, to już Ci mówiłam, że bardzo się cieszę, tylko to był dla mnie mały szok.....- zaczęła Maria.

—Tak chodzi o ślub, ale.....- przerwała jej Amy- chciałabym, żebyś została moją druhną.

—Oczywiście- Maria uśmiechnęła się do matki.

—A Michaela zaproś do na jutro na kolację- powiedziała wstając.
Maria spojrzała na nią dziwnie.

—Po co?

—Chciałabym go lepiej poznać.

—Michaela?- Maria była jeszcze bardziej zdziwiona.

—Tak- uśmiechnęła się Amy i wyszła.

Max właśnie ubierał się w strój wizytowy w swoim nowym mieszkaniu. Wynajmował je z Michaelem od jakiegoś czasu. Tutaj czuł się swobodniej niż w domu. Dziś rodzice mają rocznicę i został, rzecz jasna, zaproszony na uroczystą kolację z tej okazji. W tej chwili wiązał buty, kiedy zadźwięczał dzwonek do drzwi.

—Liz- zdziwił się trochę- przecież mówiłem, że po ciebie przyjadę.

—Cześć Max- Liz pocałowała chłopaka i weszła do środka- Pomyślałam, że wcześniej skończę pracę i przyjadę tutaj. Nie cieszysz się?

—Jak możesz tak mówić!- chwycił dziewczynę wpół i podniósł do góry.

—Max, spóźnimy się!- zaśmiała się Liz.

—Halo?

—Maria? Mówi Liz.

—Hej mała!

—Jak się czujesz Mari?

—Już wszystko jest ok. Nawet nie wiesz jaką mam nowinę!

—Ja też mam dla CIEBIE nowinę!!! Zgadnij kto przyjechał do Roswell?

—Nie wiem!

—Jessi Ramirez!

—Jessi?!!?

—Tak! Ale, ale... nie po to dzwonię.

—Zastąpić cię w kawiarni?

—Skąd...a, to przez to...

—Nie, moje pseudo zdolności tak nie działaj.

—Hihihihi, ale jak widać rozumiemy się bez słów.

—Jasne, hihihihi.

—Wiesz zostałam zaproszona do Maxa.

—Jasne kochanie, nie ma sprawy. Będę w Crashdown za 10 minut.

—Ja jestem już z Maxem w samochodzie.

—Dobrej zabawy. Złóż życzenia ode mnie.

—Dzięki Marii. Papa.

—Pa Lizzy.

—Isabel, czy Alex też będzie?- spytała Diane- Bo widzę, że nakrywasz tylko dla pięciu osób.

—Nie mamo. Alex nie może przyjść.

—Kocham cię, wiesz?- pani Evans położyła głowę na ramieniu córki.

—Ja też cię kocham mamo- Issy pogłaskała ją lekko.
Maria zaparkowała jettę przed kawiarnią. Weszła głównym wejściem. Rozejrzała się po pomieszczeniu, w lokalu siedziało trochę ludzi. Poszła na zaplecze i ubrała się w zielone ubranko.

—Dwa gwiezdne steki i marsjańska sałatka- powiedziała do kuchennego okienka.

—Już się robi- Michael pozornie nie zmienił wyrazu twarzy, ale radość zabłysnęła w jego oczach.

—Kelnerka!- ktoś krzyknął od baru.
Maria podeszła z notesikiem, gotowa do odebrania zamówienia.

—Tak?

—Proszę jedną Marię Delucę z frytkami- rzucił chłopak.

—Jessi!- zapiszczała Maria.

—Maria, ślicznie wyglądasz!
Deluca uściskała przybysza. Michael nie omieszkał tego zauważyć.

—Co u ciebie słychać?- dopytywała się.

—A po staremu. Koniec studiów i praca!

—A gdzie pracujesz?

—Jestem programistą.

—Hmmm, to musi być ciekawe- powiedziała bez entuzjazmu- Wiesz Jessi musimy pogadać. Przyjdź do nas dzisiaj na kolację, co?

—Z przyjemnością!
W tym momencie sałatka, którą przygotowywał Michael eksplodowała....

—Liz, takie piękne kwiaty!- Diane ściskała dziewczynę, w jednej ręce trzymając bukiet.

—Usiądźmy do stołu- zachęciła ich Isabel, która dziś była gospodynią.

—Kochanie, bardzo się postarałaś!- pochwalił ją Philip.
Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.

—Siedź mamo, ja otworzę- Issy zatrzymała mamę, wstając- dziś jest wasz dzień.
Podeszła do drzwi wejściowych i szybko otworzyła.

—Alex, cześć...

—Witaj królowo- chłopak wesoło wszedł do mieszkania- Gdzie solenizanci?

—Siedzimy już przy kolacji- poinformowała go, idąc do pokoju- Myślałam, że siedzisz z tym swoim kolegą- Jessim.

—Jessi chciał coś zjeść, poszedł do Crashdown, a mnie wysłał tutaj. Wszystkiego najlepszego pani Evans- podał jej kwiaty i uściskał serdecznie- Panie Evans- uścisnęli sobie dłonie i poklepali po plecach.
Liz i Max, przy słowach Alexa, spojrzeli na siebie porozumiewawczo.

—Alex siadaj- zaprosiła go do stołu Diane.

—Już przynoszę dodatkowe nakrycie- Isabel poszła do kuchni.

—Michael- Maria podeszła do chłopaka- To ja z Jessim już idę. Zamkniesz kawiarnię?

—Tak- Michael miał obrażoną minę, ale stał do Marii tyłem, więc tego nie zauważyła.
Kiedy Jessi i Maria już mieli wychodzić, Mich podszedł i pożegnał się z nimi. Marię namiętnie pocałował i powiedział:

—Pa kochanie, zobaczymy się jutro.( tak fajnie to brzmi po angielsku: Bye baby, see u tomorrow!J)
Dopiero w tym momencie Maria przypomniała sobie o jutrzejszej kolacji.

—Michael, zapomniałam, że jesteś jutro zaproszony do nas na kolację. Mama o to prosiła.

—Oczywiście, że będę- powiedział ciepło i poszedł na zaplecze posprzątać do końca naczynia.
Michael po raz pierwszy w życiu czuł się tak jak teraz. Targały nim sprzeczne uczucia. Nie bardzo kontrolował swoje moce i zachowanie. Nie wiedział, co robić. Podniósł słuchawkę i wykręcił numer Marii.

—Halo?- odezwał się męski głos.

—Czy dodzwoniłem się do domu pani Deluca?- myślał, że się pomylił.

—Michael? To ja, Jim Valenti.

—A szeryfie, to pan- Michael dalej nie rozumiał- Ale co pan tam robi?- spytał nie bardzo dyskretnie.

—A....hmmm....no....Amy zaprosiła mnie i Kylea...na kolację- wystękał szeryf.

—A jest Maria?

—Tak, już ją wołam, poczekaj chwilę.

—Dobra- chłopak oparł się o framugę drzwi.
Za chwilę usłyszał zbliżające się kroki i za słuchawkę złapała Maria.

—Michael, czy coś się stało?

—Nie...- odpowiedział po chwili- Jest tam....?

—Kto?- Maria niestety, a może na szczęście dla Michaela, nie mogła przez telefon czytać w myślach.

—A już nic- szybko rzucił chłopak- Do jutra. Cześć- odłożył słuchawkę.
Maria stała chwilę z przyłożoną słuchawką do ucha. Tak jakby na coś czekała. Odłożyła ją i poszła z powrotem do pokoju, gdzie siedziała z Jessim i Kylem. Amy i Jim rozmawiali przy kuchennym stole. W pokoju panowała nie miła atmosfera. Kyle i Jessi bardzo się nie lubili. Kiedy Jessi był jeszcze w szkole bardzo dokuczał Kylowi, między innymi dlatego, że jego ojciec był szeryfem. Dopiero, gdy tamten opuścił szkołę, by iść na studia, Kyle odżył. Został kapitanem drużyny i bardzo popularnym chłopakiem w szkole. Nie lubił go tym bardziej, że to właśnie ojciec Jessiego- jakiś tam minister- sprawił, że Jim Valenti nie dostał awansu na bardzo poważne stanowisko. Teraz, jako przyszły brat i jeden z przyjaciół Marii, zaczął martwić się tą znajomością. Maria nie wiedziała wszystkiego o swoim ex. Trochę dziwiła ją ta oziębłość Kylea wobec Jessiego. Przyglądała się ich dziwnej konwersacji.
*"..Ja już cię załatwię.. Zobaczysz palancie..."- Maria popatrzyła ze zdziwieniem na Kylea.
*" Myślisz, że jesteś taki dobry?...Ty se gadaj, a ja zajmę się tą małą...."

—Maria, kto dzwonił?- Jessi odwrócił głowę do dziewczyny.

—Co....jak....ach, tak- trochę się zmieszała, czuła się jakby kogoś podsłuchiwała- Kto? Michael.

—A ten sympatyczny chłopak z kawiarni?- spytał z uśmiechem.
*"....Palant!!!! Kim on jest, w porównaniu ze mną?!!!....."
Maria aż się wzdrygnęła słysząc tę myśl. Kyle patrzył na niego wrogo.

—Tak- powiedziała twardo- Michael, to mój chłopak i bardzo go kocham.

—A ty powinieneś już iść- dodał Kyle.
Jessi trochę się zdezorientował, ale gdy popatrzył na ich twarze, zrozumiał, że nie jest tu mile widziany. Wstał i wyszedł.

—Wiesz Kyle...Chyba powinieneś o czymś wiedzieć.....
Max po udanej kolacji odwiózł Liz do domu. Wysiedli z samochodu.

—Dziękuję, że ze mną pojechałaś.

—Max, nie musisz mi dziękować- uśmiechnęła się Liz.
Pocałował ją lekko w usta.

—Słodkich snów!

—Dobranoc Max!
Patrzył jak wchodziła do mieszkania. Już miał wsiadać do jeepa, kiedy usłyszał trzask w kawiarni. Pobiegł zobaczyć, co się stało. Wszedł do środka, a tam Michael siedział na jednym z taboretów przy barze, a wokół niego leżały poniszczone różne przedmioty.

—Tym razem krzesło- powiedział nie odwracając się do Maxa.

—Co ty robisz?!

—Sam nie wiem.

—Odwieźć cię do domu?- zaproponował Evans.

—Dobra- Michael zeskoczył na ziemię.
Max ruchem ręki naprawił szkody. Wsiedli do jeepa. Max ruszył do domu.

—Powiesz mi co się stało?- spytał raz jeszcze.

—Nie chcę o tym mówić- odpowiedział sucho, patrząc na drogę.

—Słyszałem, że Jessi przyjechał do miasta- spokojnie powiedział Max.
W tym momencie wybuchło radio w samochodzie.

—Wow, wow . Przystopuj-Max zatrzymał samochód na poboczu. Machnął ręką i naprawił radio-Co to ma być?

—Co?- Michael wydawał się być obojętny.

—Jesteś zazdrosny- stwierdził Max.
To dopiero poruszyło Guerina:

—Ja??! Ja niby jestem zazdrosny?!! Nigdy! Michael Guerin nigdy nie jest zazdrosny!!

—Nie? Ale jak ktoś wspomni o Jessim i Marii....
Radio znów nie wytrzymało napięcia. Max uśmiechnął się z ironią, znów machając ręką nad urządzeniem.

—Dobra, pogadamy o tym w domu.



Poprzednia część Wersja do druku Następna część