- Proszę. Wasza kawa. – Zwróciła się Liz do Maxa i Michaela. – Na koszt firmy. – Dodała z uśmiechem.
Była ubrana w okropny mundurek w "UFO", lecz jak zwykle wyglądała prześlicznie. Miała gęste, długie, proste, czarne włosy i brązowe oczy. Maria również była bardzo ładna. Miała krótkie blond włosy. W tej chwili podeszła do stolika chłopców z ciasteczkami i powiedziała:
— To też na koszt firmy.
— Dziękujemy bardzo. – Powiedział Michael, patrząc na nią z podziwem. Dlaczego nigdy nie zauważył, że jest taka ładna?
W Crashdown nie było dużego ruchu, więc dziewczyny rozmawiały między sobą. Były bardzo szczęśliwe, że jechały w samochodzie z Maxem i Michaelem. Cały czas o tym gadały.
Gdy Max Evans i Michael Guerin wyszli z Crashdown Cafe, Michael powiedział:
— Myślę, że Isabel będzie wkurzona. Przecież ona jest jedną z nas... A co powiesz Liz?
— Chyba prawdę.
— Pogięło Cię?! Przecież ona może wygadać to FBI i z nami koniec. Chcesz zaryzykować? Już dużo zrobiłeś. Uratowałeś jej życie...
— No masz rację... Ale... Jeśli nie powiem jej prawdy to pójdzie do Valentiego, że to była krew i że ja kazałem jej kłamać. A jeszcze jak Valenti zobaczy jej brzuch z odciskami mojej ręki to dopiero koniec...
— Isabel to wytłumacz...
W domu państwa Evansów, Isabel Evans siedziała przed telewizorem i patrzyła na jakąś komedię. Isabel była młodszą siostrą Maxa. Była piękną blondynką. Miała długie włosy.
— Izzy... – Max zwrócił się do siostry. – Musimy pogadać.
— Ej no... Oglądam film nie widzisz? – Rzekła wkurzona.
— Isabel. To jest bardzo poważne. – Powiedział Michael.
Izzy widząc miny brata i przyjaciela już wiedziała, że stało się coś poważnego. Wyłączyła TV i powiedziała:
— No, co się stało?
Gdy Max i Michael opowiedzieli jej całe zdarzenie rzekła:
— Pogłupieliście?! Przecież ona może nas wydać!
— Ja jej ufam. Jakby miała nas wydać powiedziałaby Valentiemu, że ją postrzelili już w centrum handlowym.
— Michael! Powiedz mu coś! On oszalał!
— On ma trochę racji.
Nagle słychać było samochód. Po chwili dzwonek do drzwi. To była Liz.
— Hey Max! – Zawołała na przywitanie,
— Cześć... – Odpowiedział zmieszany.
— Ja przyszłam, żeby... Pogadać.
— No to chodź na górę do mojego pokoju. – Spojrzał na Isabel – była wściekła.
Gdy już znaleźli się u Maxa on jednym tchem wszystko z siebie wydusił. Bał się, że jeśli ona mu przerwie on nie dokończy. Zapadła cisza.
— Ja... Ja muszę już iść. – Powiedziała Liz i wybiegła z pokoju. Było słychać kroki po schodach i ciche "Cześć Michael", później zamykanie drzwi frontowych i zapalenie silnika.
Maxowi było strasznie smutno. Bała się jego, a on ją kochał. Piękna i Bestia.
W tym samym czasie Liz jechała do domu. Nie. Zawróciła. Jedzie do Marii...
Po rozmowie z Marią było jej lepiej. Maria na początku jej nie uwierzyła. Ale widziała przecież jak Max ją ratował. Że ona umierała. Uwierzyła. Liz pojechała do domu. Położyła się na łóżku i patrzyła w sufit. Myślała.
— Przecież ja za nim szalałam. Zawsze. W miłości nie liczy się wygląd ani pochodzenie. Czy ja go kocham? Może... Jeśli tak to nie mogę się go bać tylko kochać dalej. I nie może mnie obchodzić to, że on jest... Inny. Muszę z nim pogadać. Ale to jutro. Po biologii. Albo na...