***BŁYSK***
Wieczorem wstąpiła do Courtney. Przeszły się do warsztatu samochodowego, żeby odebrać Toyotę Rili.
—O ja cię... – powiedziała Courtney, gdy zobaczyła pojazd przyjaciółki. – To jest większe od mojego domu!
—Nie przesadzaj – uśmiechnęła się Rila. – Może tylko od salonu.
—Dobra, dobra. A teraz dawaj kluczyki.
—Co?
—Prowadzę.
—Kto ci to powiedział?
—Ja. W zamian za to, że pozwalam ci u mnie nocować, mogę chyba przejechać się cudzym samochodem?
Postanowiły objechać miasto. Courtney prowadziła i ciągle zadawała pytania.
—To ile ich tam jest?
—Trzydzieści sześć tysięcy. Dziesięć tysięcy statków bojowych i dwadzieścia sześć tysięcy myśliwców. Plus flota Laricka. Czekają na rozkazy.
—Rety, dziewczyno – Courtney nie kryła zdziwienia. – Jak ty tego dokonałaś?
Rila uśmiechnęła się tajemniczo.
—To proste, kiedy Nicholas jest na drugiej półkuli. No i jak się ma znajomości. Larick powiedział, że...
—Jedzie za nami.
—Co? Larick? – Nienadążyła.
—Nie matołku – Courtney westchnęła teatralnie. – Michael vel Rath.
Umysł Rili wywinął fikołka.
***BŁYSK***
—Kal! – Usłyszałą czyjś głos. – Tu ktoś jest.
Rila nie otwierała oczu. Było cicho, więc walka się skończyła. Ktoś obrócił ją na plecy. Rozchyliła powieki – pochylał się nad nią jakiś żołnierz.
—Możesz iść?
—Chyba – wychrypiała. Pomógł jej wstać, ale nie mogła sama utrzymać się na nogach. Przed sobą zobaczyła Sakara spoglądającego na nią martwymi oczyma. Miał zmiażdżony tułów.
Nadbiegł drugi żołnierz.
—Nikogo tam nie ma – powiedział. – Nikogo żywego.
—Leć po doktora – polecił ten, który ją podtrzymywał. – Biorę ją do siebie.
—Ją?
—Leć po doktora.
Kal pobiegł w kierunku swojego statku i zniknął w jego wnętrzu. Rila nie mogła iść.
—Co ci jest?
Odpowiedziała dopiero po chwili.
—Będę rzygać.
***BŁYSK***
—Rila? – Przywrócił ja do rzeczywistości zaniepokojony glos przyjaciółki. – Dobrze się czujesz?
—Co? – Gapiła się w lusterko, gdzie jeszcze przed chwilą przejeżdżający samochód oświetlił motocyklistę.
—Pytam, czy dobrze się czujesz.
—Tak – odpowiedziała po krótkiej chwili. – Tylko boję się tego spotkania.
Courtney skomentowała to krótko:
—Głupia jesteś. Hej, może damy mu jakiś znak?
—O czym ty mówisz?
—O tym – i wyciągnęła rękę przez okno. W tym momencie kilka metrów w górze ukazał się znak w kształcie dziwnej spirali.
—Czyś ty zwariowała?! – Krzyknęła Rila.
—Nie bądź taka sztywna. Niech ma trochę rozrywki w postaci kosmicznych fajerwerków.
***BŁYSK***
Orkiestra grała kolejnego walca. Rila porwała z tacki niesionej przez kelnera kieliszek szampana. Miała serdecznie dość tego wieczoru, uśmiechania się do wszystkich na około. W ten podły nastrój wprawiła ją rozmowa z królem. Miał w sobie coś co ją przerażało. A do tego jeszcze pełna wyższości i pogardy postawa przyklejonej do jego boku Avy. A teraz jeszcze to.
Porozmawiała z kolejnym politykiem – chyba wysłannikiem Sero. Rozmowa czysto polityczna. I właśnie wtedy usłyszała za sobą głos osoby, której starała się uniknąć przez cały wieczór.
—Witam panią ambasador.
Odwróciła się i wymusiła uśmiech na twarzy.
—Dobry wieczór komandorze.
—Dajmy spokój tytułom – zaproponował. – Rath.
—Rila – przynajmniej nie zamierza schodzić na tematy typu wojna – pokój, pomyślała.
—Zatańczymy?
—Z chęcią.
Skierowali się w kierunku parkietu, na którym snuło się kilka par.
—Nie wiedziałem, że to ty jesteś tą zaufaną panią ambasador.
—Podobnie ja nie miałam pojęcia, że ratował mnie sam komandor wojsk Antaru.
—Tak jakoś wyszło.
—Długo zostajesz w pałacu?
—Zależy kiedy Zan mnie wypuści. A ty? Długo u nas zabawisz?
—Aż do odwołania.
Ani Zan, ani Kathana nie zamierzali zwalniać swoich podwładnych.
***BŁYSK***