Michael uciekał przez pustynię, za nim Max i Isabel. Nagle zza skały wybiegło dwóch mężczyzn z berettami. Zaczęli do nich strzelać, jednak uciekli. Biegli cały czas, gdy nieoczekiwanie na wprost Michaela wybiegł trzeci facet i postrzelił Michaela.
Michael zleciał z łóżka.
— To tylko sen...
Obydwoje z Maxem siedzieli u Michaela w domu. Okazało się, że Maxowi i Isabel wczorajszej nocy też się to śniło.
— Max, co ma znaczyć ten sen? – zapytał Michael
— Nie wiem, Isabel też się to śniło.
— A może naprawdę coś się dzieje? Może ściga nas FBI.
— Może, Pierce mówił, że to jeszcze nie koniec.
Tymczasem Liz oglądała w swoim domu wiadomości. Na początku były jakieś nieważne sprawy polityczne...
— Wczoraj w nocy znaleziono ciało 19 letniego Douglasa Shellowa, jak donosi policja...
— O mój boże!
Liz szybko podbiegła do telefonu i zadzwoniła.
— Max, mówi Liz, musisz tu szybko przyjechać!!!
— Co się stało?
— To nie rozmowa na telefon, szybko, przyjeżdżaj!
Max szybko wsiadł do Jeepa, zapalił silnik i odjechał. Przez całą drogę myślał o Liz. Może chciała mu coś wyznać? A może się czegoś dowiedziała? Ale czego?
Max szybko wysiadł i zapukał do drzwi Liz, razem weszli do jej pokoju.
— Co się stało? – spytał zaciekawiony Max
— Doug nie żyje!
— Co? Skąd wiesz?
— Mówili w wiadomościach.
— Myślisz, że FBI ma z tym coś wspólnego?
— Chyba tak...
— W takim razie...
— Max, proszę, powiedzcie szeryfowi! On będzie wiedział co zrobić.
— Nie... Liz, nie możemy, może bym chciał, ale Michael się nie zgodzi, a my wszystkie decyzje podejmujemy razem...
— Więc co teraz będzie?
— Nie wiem .... chyba będziemy musieli ...
— Co?
— Chyba będziemy musieli uciec na jakiś czas z Roswell...
— Max, nie...
Max pocałował Liz w czoło i odjechał. Powiedział wszystko Michaelowi i Isabel wszyscy postanowili, że wyjadą jutro z rana, tak, żeby rodzice nie widzieli...
Rano wszyscy spotkali się przy domu Michaela.
— Nie wiem, czy dobrze robię, nie mówiąc Liz... – mówił Max
— Max, my jeszcze wrócimy ... to na jakiś czas!
— Wiem, ale...
— Nie mamy czasu, wsiadajmy – rzekł stanowczo Michael
Max zapalił silnik i wszyscy odjechali. Jechali długą drogą przez pustynię. Isabel leżała z tyłu, Max prowadził, a Michael siedział obok niego. Nagle z naprzeciwka nadjechał jakiś wóz. Jechał prosto na nich, więc musieli się zatrzymć. Cała trójka wysiadła. Z drugiego auta wysiadła trójka gości z pistoletami. Max, Michael i Isabel zaczęli uciekać. Wszyscy uciekali przez pystynię, Michael na przodzie. Nieoczekiwanie z naprzeciwka wybiegł facet i postrzelił Michaela w ramię, ten upadł. Max i Isabel zatrzymali się przy nim.
— Kim jesteście? – pytał Max
— Pójdziecie z nami!
— Nigdzie nie pójdziemy!
— To się jeszcze okaże! – Facet wycelował w Maxa
— Rzuć broń! Aresztować go! – za plecami agenta zjawił się szeryf Valenti z dwoma posterunkowymi.
— Nie wie pan, co robi, szeryfie! – odezwał się agent.
— Dobrze wiem co robię. – odpowiedział spokojnie szeryf – zabrać ich!
Max podszedł do szeryfa.
— Dziękuję szeryfie!
— To nie moja zasługa.
— A czyja?
Szeryf wskazał na samochód służbowy, przy nim stała Liz. Max podszedł do niej i pocałował ją.
— Dziękuję – powiedział
— Nie ma za co...