tigi

Razem jesteśmy silni (4)

Poprzednia część Wersja do czytania Następna część

Pod Crashdown doszedł Nasedo. Zauważył Maxa siedzącego razem z Rayem. Zaniepokojony tym faktem Nasedo wszedł szybko do środka. Na odgłos dzwoneczka, Max odwrócił się. Usłyszał jak Ray wymawia jego antarskie imię. Chciał się odwrócić, ale mocne spojrzenia Nasedo powstrzymywało go.

— Zan? – powtórzył Ray. Kiedy to nie poskutkowało, zapytał – Max?

— Max co się stało? – zaniepokoiła się Isabel. Chłopak w ogóle nie reagował na nich.

— Zan? – zapytał tym razem Michael. Max odwrócił się do niego. Jego oczy nic nie wyrażały. Wszyscy byli zdumieni oraz zaniepokojeni.

— Macie rację. Czas odkryć, kim jestem.
Do stolika podszedł szybko Nasedo. W tym momencie był z siebie zadowolony, że na dzisiejsze spotkanie miał maskę.

— Max! Idziemy!
Chłopak spojrzał na niego ostrym wzrokiem.

— Chodź. – Max widział to wściekłe spojrzenie, pragnął zostać na miejscu i porozmawiać z Rayem o kamieniach, ale nie miał na dzisiaj już sił na kolejną kłótnię z Nasedo, a na to się zanosiło. Wolał już go dzisiaj nie prowokować.
Max wstał i podążył za Nasedo.

— Kim był ten człowiek? – zapytała nieśmiało Maria.

— Musimy się pośpieszyć! – Ray wstał gwałtownie i podążył do wyjścia. Zależało mu na śledzeniu Maxa i jego towarzysza. Jeśli to Zan, a wszystko na to wskazywało, ciągle pamiętał zdanie wypowiedziane przez Maxa, że czas odkryć prawdę, to jest w niebezpieczeństwie.
Za Rayem szybko podążali Micheal i Isabel.

— Max, co ty sobie wyobrażasz! To nasi wrogowie, a ty z nimi po przyjacielsku siadasz? Wytłumacz mi się natychmiast! – krzyczał Nasedo.

— Poczekaj aż dojdziemy do domu. Wszyscy się na nas patrzą.

— Nie mam zamiaru znów denerwować Tess. Jedziemy na pustynię.

— Dokąd oni jadą? – zapytała Isabel.

— Nie wiem. Obojętnie co usłyszycie na mój temat, swój nie wierzcie temu. Pamiętajcie Nasedo chce Zana zrazić do nas. Wy się schowacie i nie będzie się pokazywać. – tłumaczył Ray.

— Co może się stać?

— Nie wiem. Naszym zadaniem jest chronienie i uratowanie Zana. Nie mogę zostawić go samego z złym Nasedo. On nie panuje nad sobą.

— Sam nie dasz rady! A co jeśli to jednak nie jest On? – Isabel zaczęła się bać. Nigdy ray nie był tak poważny.

— To tylko popatrzymy! – odpowiedział za niego Michael.
Skręcili za nimi na pustynie. Schowali wóz za skałami a sami podbiegli bliżej by słyszeć o czym rozmawiają.

Nasedo krążył wokół Maxa. Spojrzał na Maxa. Chłopak przestał się już bać. Wiedział że Nasedo najwyżej tylko pokrzyczy, ale nic więcej nie zrobi. Spokojne spojrzenie Maxa jeszcze bardziej zdenerwowało Nasedo. Wymierzył mu policzka.

— Już więcej nie zachce Ci się głupot.
Max nie był już tym spokojnym chłopcem co przed chwilą. Patrzył gniewnie na opiekuna.

— Czy ty chcesz nas zgubić?! Zależy Ci na naszej śmierci!? Pomyśl o Tess. Przy nich jest bezbronna. Czy ty myślisz że jak jesteś królem to masz niewyobrażalną moc, którą możesz ich zawsze pokonać? Po co się ujawniać! Lepiej jak chcesz zaatakować to z ukrycia, niech nie wiedzą kim jesteś! Jutru wykradniemy im kamienie! – krzyczał Nasedo.

— Licz się tonem jakim do mnie mówisz! – zdenerwował się Max. – Twoje zachowanie jest nie do zniesienia. Będę robić co uważam za słuszne. Spróbuję po przyjacielsku porozmawiać, a nie od razu kraść. Wydają mi się mili.

— Bo nie wiedzą kim jesteś!

— Zamilcz! Czy ty czasami nie chcesz mnie zmylić? – Max stał się podejrzliwy. – Co ty kombinujesz?

— Wrócić do domu.

— Nie słuchaj go, panie! – zza skał wyszedł Ray. – Chce Cię zdradzić. Przyznał się!
Max obejrzał się zaskoczony. Michael i Isabel również spoglądali na niego zdziwieni, ale zostali na swoich miejscach.

— O czym ty mówisz? – zapytał Max.

— Mówiłem że to zdrajca. Chce nas zmylić! -Nasedo wystrzelił promień w kierunku Raya, ale ten zdążył się zasłonić.

— Porozmawiajmy w trójkę! – rozkazał Max.

— Chcesz go słuchać! – nie dowierzał Nasedo.

— A ma słuchać ciebie!? Można tobie jeszcze wierzyć?
Pojawienie się Raya wywołało na Maxie wielkie zdziwienie, ale i radość. Nareszcie porozmawiają. Ale również się obawiał czy Nasedo jednak nie miał racji co do jego zdrady. Czemu by ich śledził na pustyni. Żeby ich zabić? Ale znowu Nasedo ciągle oszukiwał go i załatwiał wszystko na własną rękę.
Ray podszedł powoli do stojącej dwójki. Nie spodziewał się, że Max pozwoli mu mówić. W ich kłótni wyczuł szansę uratowania Zana.
Zaś w duszy Nasedo rosło uczucie przerażenia, jak i złość na Raya, Maxa. Czemu dał się sprowokować i zaatakował Raya. Tym samym przyznał się częściowo do zdrady Maxa.
Dla Isabel i Michaela ta chwila trwała wieczność. Michael już wstawał by obronić Raya, ale Isabel go powstrzymała.

— Poradzi sobie! – szepnęła.
Dziewczyna przytuliła się do chłopaka.

— Odnalazłam brata. Tak się cieszę że to on!

— Zan czy lepiej Max, on chce kamienie by sprowadzić tu wojska nieprzyjaciela. Jak cię pokona, to Kivar będzie mógł zająć twoje miejsce i zostać królem Antaru.

— Kłamie! Jak bym chciał go zdradzić, zrobiłbym to 10 lat temu, gdy był mały.

— 10 lat temu, Kivar nie wiedział nic o nas na Ziemi. Nie dawno Ziemię odwiedził jeden ze sług Kivara. Wiesz gdzie trafił? Do Los Angeles.

— Przecież my tak mieszkaliśmy! – zdumiał się Max.

— Tak. Przyleciał zawrzeć z Nasedo układ, na mocy którego miałeś zginąć.

— Jaki układ? Żaden obcy nas nie odwiedził. Powiedz lepiej że trafił do Roswell, jeśli wiesz o jego istnieniu.

— Tobie nie będę się tłumaczył. Zan, uwierz mi. Mam dobre intencje.

— A kto spowodował katastrofę? Specjalnie zderzyłeś nas z Ziemią byśmy zginęli – Nasedo nie poddawał się.

— To był wypadek. Wszyscy dobrze o tym wiemy.

— Przestańcie! – Max miał już dosyć słuchania ich kłótni. – Wracam do domu!

— Grozi Ci niebezpieczeństwo! – chciał powstrzymać Maxa Ray. Nie mógł nie wiedzieć komu ufa, teraz król.
Zza skał wyszła Isabel z Michaelem.

— Max, uwierz nam! – spojrzała błagalnie na Maxa. Choć tym razem stała w odległość od niego, wyczuwała jego strach. Ta sytuacja przerastała go. Współczuła mu wyboru komu ma zaufać. My jesteśmy dla niego obcymi ludźmi, myślała.
Max odwrócił się aby spojrzeć na twarze Raya i Nasedo. Komu mam ufać? Musze to przemyśleć. Max spojrzał na siostrę. Czy ona mogła by chcieć go zdradzić? Czy Tess też jest w to zaplątana, jeśli to Nasedo jest zdrajcom. Poczuł odrazę do tego miejsca. Po co przyjeżdżali do Roswell. Czemu zachciało im się poznać Antar? Tyle przez to problemów.

— Dajcie mi spokój! Wszyscy!
Ruszył biegiem przed siebie, nie obdarzywszy ich już więcej spojrzeniem.

— Co będzie teraz? – zapytał Micheal.

— Jest remis. – powiedział Ray patrząc na Nasedo – Nie uwierzył nam do końca, ale nie jest ufa już Nasedo.

— To wy przegracie! – nasedo udał się do samochodu.

— Nie bądź tego taki pewny.

Całą drogę do Crashdown, Ray przemilczał. W środku wszyscy jeszcze na nich czekali.

— I co? – pytali, zanim tamci zdążyli usiąść.

— Mam dla was zadanie – Ray popatrzył po wszystkich twarzach. – Liz, Maria, któraś z was musi przekonać Maxa do nas. Nie jest źle, waha się, kto z nas mówi prawdę. Musimy to wykorzystać. Nasedo ma Ava, my mamy siebie. Która z was podejmie się tego zadania?

— Ja, poznałam go już w szkole, będzie mi łatwiej. – powiedziała Liz.

— Dobra. Nie możemy napierać, ale też nie możemy czekać bezczynnie. Michael i Isabel, wy się nie wtrącajcie. Czekajcie.

— Ale on jest jednym z nas, moim bratem.

— Isabel, przyjdzie czas że porozmawiacie. Wracajcie do domów, jest późno.

Max nie wiedział jak długo biegł. Chciał uciec, uciec od kłótni, myśli. Myśli, które mu cały czas przewijały się. Komu wierzyć? Tak bardzo chciał ich poznać, ale w innej sytuacji. Oni go po prostu szpiegowali! Z Nasedo żył 10 lat, ufał mu, choć ostatnio Nasedo dziwne podejmował decyzję, nie mógł uwierzyć że on miałby być zdrajcom.
Ray. Max wcale go nie znał, ale jeśli chciałby go zdradzić czy by mówił mu że grozi niebezpieczeństwo. Jego siostra. Czy nie chciałaby go poznać, tylko od razu zdradzać?
Ale Nasedo ostrzegał.
Max zapragnął porozmawiać z kimś nie zaplątanym w tą sytuację, ale z kimś kto znałby prawdę. Mógł mu doradzić. Czuł na sobie wielką odpowiedzialność za Tess, siebie, mieszkańców Antaru i za Nasedo i Raya. Któryś z nich kłamie, ale który?
Max dobiegł do drogi. Przez chwilę stał próbując nabrać tchu. Postanowił wracać do Roswell, szedł parę metrów od drogi, by żaden samochód go nie zauważył.

Nasedo wszedł wściekły do mieszkania. Nie zważał uwagi, że już dawno po północy i Tess może spać. Dziewczyna jednak siedziała na fotelu, ze skulonymi nogami.

— Gdzie Max?

— Nie wiem. Tess, ufasz mi?

— Oczywiście, jesteś dla nas jak ojciec.

— Idź spać.

— Na stole masz zrobioną kolację.
Nasedo zostawszy sam usiadł przy stole. Był zmęczony dzisiejszym dniem. Tyle wydarzeń: rozmowa z Rayem, kłótnia z Maxem, szukanie go, no i wydarzenie na pustyni. Gdzie jest Max? Odbiegł od nich tak szybko. Był pełen wątpliwość, czy nie zrobił sobie krzywdy? Choć miał go zdradzić już niedługo, żal zrobiło mu się chłopaka, tego co teraz przeżywa. Zdziwiło go, że jest wstanie zrozumieć co dzieję się w duszy Maxa. Tyle wydarzeń kręci się teraz wokół jego osoby. Nigdy nie mieli tylu problemów, wątpliwość. Prawie czuł jego bezradność, przerażenie. Najchętniej pojechałby na poszukiwanie go, ale nie chciał zostawiać Tess samej. Dziewczyna musiała się bać. Tak długo nie wracali, Maxa nie było. Gdyby ją teraz zostawił, na pewno by mu nie wybaczyła. Teraz bał się też o siebie. Martwił się o innych co nigdy się nie zdarzało. Gdyby to się działo przed spotkanie z wysłannikiem Kivara, nie byłby wstanie zdradzić Zana. Ale zrobił to. Dla kogo? Dla Tess? Obroniłby ją razem z Maxem, przed Kivarem. Nie pozwoliłby jej skrzywdzić. Ale już za późno.
Nasedo wziął talerz, wlał herbatę i szybko zjadł kolację. Jeszcze chwilę posiedział przy stole i zapadł w sen.


Na dworze świtało. Wschodził nowy dzień, kiedy Max wreszcie dotarł do mieszkanie. Otworzył po cichu drzwi. Wszyscy spali, może w niecodziennych pozach, jak Nasedo na krześle, ale było cicho.
Umył twarz i poszedł do swego pokoju położyć się. Był tak wyczerpany wydarzeniami i przebytą drogą że momentalnie usnął.
Tess obudziła się pierwsza. Niespokojna o Maxa, poszła szybko sprawdzić czy przebywa w swoim pokoju. Na jego widok uspokoiła się. Przykryła kocem i zamknęła ostrożnie drzwi. Następnie w kuchni pozmywała i zaczęła robić pyszne śniadanie dla trzech osób.
Nie wiedziała co wydarzyło się wczoraj w nocy, i nie pragnęła. Czuła, że obaj mężczyźni zaopiekują się nią i nie pozwolą jej skrzywdzić. Nie będzie mieszała się w sprawy nie dotyczące jej.
Zapach przygotowywanej jajecznicy obudził Nasedo.

— Witaj Tess. – uśmiechnął się do niej.

— Max wrócił. – Nasedo spojrzał szybko na drzwi do Maxa pokoju. Poczuł ulgę wiedząc o jego obecność. Nie wiedział czy to ulga spowodowane tym że Max jeszcze trochę mu ufa czy tym że nic złego mu się nie przytrafiło.

— Tess, pójdziesz sama do szkoły. Dajmy mu się wyspać.

— Dobrze.

Liz wstała z uśmiechem na twarzy. Miała w szkole do wypełnienia ważne zadanie, które sprawiało jej wiele radość. Wreszcie będzie mogła lepiej poznać Maxa. Ciągle pamiętała jego nieziemskie oczy, ale teraz jej już ni dziwiły. W końcu pochodził stamtąd.
W szkole przez każda godzinę starała się znaleźć Maxa, a nie było to łatwe ponieważ dzisiaj jeszcze w szkole trwał festiwal. Od jutra mieli mieć dopiero normalne lekcje. Mignęła jej parę razy sylwetka Tess, ale zawsze była sama. Bez niego. Liz zaczęła się niepokoić. Może coś mu się stało na pustyni w nocy? Jej obawy przeszły dopiero popołudniu. Zauważyła Maxa stojącego pod drzewem. Zauważyła z daleka że Tess idzie w jego kierunku. Liz zapragnęła być wcześniej i wymienić z nim parę zdań. Przyśpieszyła kroku.

— Max, cześć to ja Liz. – chłopak spojrzał na nią. Nie był zadowolony z jej widoku, pamiętał ją siedząca z Rayem. Czy wie o ich prawdziwej tożsamość?

— Cześć.

— Podoba Ci się w Roswell?

— Ładne miasteczko. Czy chcesz ode mnie czegoś konkretnego?

— Nie, chciałam tylko porozmawiać.

— Na temat wczorajszych wydarzeń.

— Też. – Liz uznała że nie ma co kłamać, jeśli ma zdobyć jego zaufanie.

— Czemu się mieszasz w nie swoje sprawy?

— To też jest moja. To są moi przyjaciele.
Do rozmawiających podeszła Tess.

— To jest Tess, a to Liz. – zapoznał Max dziewczyny ze sobą.

— Wyspałeś się? – zapytał słodko Tess.

— Tak. Dzięki za koc i śniadanie. Idziemy?
Para już odchodziła kiedy Liz przytrzymała rękę Maxa.

— Oni są godni zaufania. Musisz się zastanowić, komu ufać. To nie będzie się wiecznie ciągnęło, oni w końcu przylecą.
Max poczuł emocje Liz, przez dotyk. Widział obrazy z jej życia. Widział jak poznała obcych, jak ufali sobie wszyscy nawzajem i nie było wśród nich negatywnych uczuć. Nikt nie pragnął nikogo skrzywdzić.
Max spojrzał na Liz.

— Wszystko w swoim czasie. – Liz wyczuła w tym zdaniu sympatię do niej po raz pierwszy. Zastanawiała się co spowodowało taką zmianę. Ale Liz się ucieszyła. Nie stali na przegranej pozycji.
Liz oczekiwała cały wieczór, że Max przyjdzie do Crashdown, ale już zamykała z Marią drzwi, a on nie zjawił się. Nikt z obcych nie zjawił się.

— Rozmawiałaś z nim? -Maria wreszcie nie wytrzymała i spytała Liz.

— Tak, nie było to najlepsza rozmowa, ale nie możemy tracić nadziei.

— To musi być ciężkie wybrać miedzy osobami znanymi od dzieciństwa a nowo poznanymi. Jak mu chcesz pomóc?

— Maria, nie mam pojęcia. Nie miałabym tyle sił, gdyby nie wierzyła że w końcu zaufa nam.

Tydzień do końca mijał spokojnie. Max z Nasedo odnosili się do siebie sympatycznie, postronny obserwator, nie zauważyłby że parę dni temu zdarzył się coś bardzo ważnego dla obu. Liz starała się rozmawiać z Maxem, ale on nie chciał na temat komu zaufać, więc rozmawiali o normalnych sprawach. Coraz bardziej Liz poznawała wnętrze Maxa, i co dziwne, zakochała się. Każdego dnia myślała o Maxie. Wreszcie odnalazła swóją druga połówkę. Tylko na drodze stała jej Tess. Kim była dla Maxa? Dziewczyną czy przyjaciółką?
Ray codziennie obserwował z daleka Maxa, w razie czego gotów go chronić. Isabel siedziała po szkole albo u siebie albo u Alexa. Nie chodziła do Crashdown by przypadkowo nie spotkać Maxa. Nie byłby wtedy powstrzymać się i zagadałaby do niego. Michael. Michael cały tydzień chodził po mieście najbardziej wyluzowany z obcych. Pamiętał o prośbie Raya by z Maxem nie rozmawiać, ale to nie przeszkadzało mu na spotykaniu się z Marią. Kyle nie przejmował się sytuacją z Maxem. Żył normalnie. Wszyscy żyli spokojnie.

Aż nastał ten dzień. Dzień który zapoczątkował wiele zmian w życiu niektórych z nich. A zaczął się zwyczajnie. Niebo było raczej bezchmurne, czasami gdzieś na horyzoncie widać było mały obłoczek chmurki. Słońce od rana ciepło świeciło. Ptaki ćwierkały, psy biegały po ulicach. Sklepy normalnie otwierano. Zwykły powszedni dzień.

Ray obudził się ze złym przeczuciem. Wielkie zło zbliżało się do Roswell. Ubrał się szybko, wziął dwie skibki chleba. Napisał szybko karteczkę Michaelowi i wybiegł z domu. Chciał jak najszybciej dostać się do jaskini i sprawdzić co za niebezpieczeństwo się zbliża. Był bardzo zdziwiony, kiedy w jaskini Granolith pokazał czyste niebo. Nikt nie zbliżał się do Roswell. Więc co to za zagrożenie?
Michael obudził się chwilę po wyjściu Raya. Przeczytał karteczkę:
Pilnuj Maxa. Grozi mu dzisiaj wielkie niebezpieczeństwo. Ray
Chłopak wziął prysznic i poszedł czuwać pod mieszkaniem Maxa. Dzięki Rayowi wiedzieli już gdzie mieszka.

Cały czas mieszkanie Michaela obserwował Nasedo. On tak samo jak Ray bawił się w śledzenie. Wiedział co robi Ray, jak chodzi za Maxem i wraca potem do domu.
Nie umknęło mu wyjście dzisiaj ani Raya ani Michaela. Zakradł się do ich mieszkania i przeszukiwał je. W końcu znalazł to po co przyszedł. Kamienie. Były schowane pod łóżkiem Raya. Zostawił wszystkie rzeczy na swoim miejscu i wyszedł. Następnie udał się na pustynię. Zastanawiał się przez chwilę, ale w końcu wysłał sygnał. Sygnał który odebrał Kivar.

Ray chciał już wychodzić z jaskini, kiedy na świetlnej mapie Granolithu pojawił się znak, który posuwał się w kierunku Ziemi. Ray rozpoznał kształt tych punkcików.

— Wojska Kivara – wyszeptał. Wybiegł z jaskini. Znaczyło to, że Nasedo zdobył kamienie.




Poprzednia część Wersja do czytania Następna część