Znow razem
Akcja opowiadania dzieje sie po ostatnim odcinku trzeciej seri. Wszystko
jest tak jak bylo tyle ze Max nie ozenil sie z Liz. Cala grupa wyjechala
do Los Angeles jednak tam dla wlasnego bezpieczenstwa rozdzieli sie i
pozmieniali nazwiska. Zadne z nich nie wiedziala gdzie kto jest.
Czesc I 5 lat pozniej
—Liz naczelna cie wzywa- na siedzieniu nie spokojnie poruszyla sie kobieta, o dlugich brazowych wlosach i przenikliwym spjrzeniu. Miala jasna i czysta cere. BYla niska ale miala nieskazitelna figure.
Podnisola sie z krzesla i ruszyla w strone biura pani Carter. Zatrzymala sie jednak i rzucila przez ramie: dzieki Maribeth.
—wzywalas mnie?- rzekla zamykajac drzwi.
—tak. mam dla ciebie artykul- starsza kobieta okolo 40, skinieniem reki wskazala dziewczynie krzeslo.
Liz potulnie usiadla na fotelu.
—slucham?
—przeprowadzisz wywiad z Tommym O'Brien. To pisarz. jesgo najslawniejsza powiesc to "poki jestes przy mnie".
Co ty na to?- spokojnie spojrzala w glebie oczu dziewczyny i rzucial jej zachecajacy usmiech.
—coz.. chyba nie mam wyboru.
—Pieknie! Jestes z nim dzisiaj umowiona o 18:00. Mieszka pod adresem Wilington 18 Powodzenia!- entuzjazm poprostu bil z jej naczelnej.
" jak praca to praca" -pomyslala dziewczyna i zajela sie swoim zadaniem.
29 maja 2007 rok.
"Ten dziennik i moje wspomnienia to wszystko co pozostalo mi po maxie...
Ale ja nadal go kocham.. dziwne 5 lat minelo od naszego ostatniego spotkania
a ja nadal o nim snie.. Mam nadzieje ze przynajmiej on jest szczesliwy...bo ja cierpie kazdego dnia..
Mam inne nazwisko..Elizabeth Blythe..to nowa ja.. ale ze starymi wspomnieniami..dziennikarka..
smieszne!"
Liz zamknela dziennik i poszla wziac przysznic. Nastepnie ubrala sie w dluga czarna sukienke i ruszyla na spotkanie z panem O'Brien.
Dluzsza chwile stala przed drzwiami pisarza, jednak energicznym ruchem reki zadzwonila.
Po minucie pulchna kobieta otworzyla jej i wspucila do srodka. Wnetrze bylo dosyc bogate.
Liz w pierwszej chwili pomyslala ze osoba z ktora bedzie przeprowadzac wywiad to snob,ale przypomniala sobie
ze to wlasnie on przekazal 250 tysiecy na bezdomne dzieci.
—Pan O'Brien pania oczekuje.
—dziekuje
Dziewcyzna wkrocyzla do salonu i przysiadla na fotelu.
Nagle uslyszala za soba znajomy delikatny glos."ale to nie mozliwe..."
—panna Blythe?
Liz energicznie odwrocila sie do rozmowcy i spojrzala mu prosto w oczy. Na jego twarzy malowalo sie zdziwienie, radosc i milosc ale zarazem smutek bol i zal.
Liz poczula, ze spada w jakas pustke. 5 lat cierpiala nie widzac ukochanego. 5 lat nie umiala normalnie zyc. a teraz przed nia stoi on!
jej odwieczny ukochany, ubrany w biala koszule i niebieski opinajace dzisny. prawie woglole sie nie zmienil. jego muskularne cialo nadal mialo odcien brazu, a oczu nadal przypominaly glebie jednak wydaly jej sie smutne.
przez chwile stali tak w milczeniu nie przerywajac ta intymna chwile. jako pierwsza przemowila liz:
—mat .. to naprawde ty? czy ja snie? – w jej glosie dalo sie slyszec niedowierzanie.
—oh liz! jak mi ciebie brakowalo!- w sekundzie znazla sie przy niej i lekko gladzil jej wlosy- ah to jest za piekne najdrozsza!
—wiem to jest piekne!
—nadal jestes piekna-spojrzal jej prosto w oczy. wzial twarz dziewczyny w rece i delikatnie musnal oczy, szyje a nastepnie zlozyl namietny pocalunek na ustach.
Poddala mu sie bez wahania. poczula nagly przyplyw goraca tory zawladnal calym jej cialem. uswiadomila sobie ze przez te 5 lat brakowalo jej jego bliskosci, zapachu, smaku.. wszystkiego co bylo z nim zwiazane!
Wpila sie w usta maxa delikatnie i poczula przyplyw pozadania.
—oh max tak cie pragne!
—ja cie tez!
nadal calujac sie poszli w strone sypialni maxa, i przezyli tam najcudowniejszy dzien w swoim zyciu.
Sydney O'Connor jedna z najwybitniejszych prawnikot w Los Angeles podazala na spotkanie z klientem, Kaskada blond wlosow bezwladnie
opadala jej na ramiona, polyskujac w blasku slonca. Jej chlodne oczu lustorwaly kazdego pozbawiajac tchu.
Byla silna kobieta o wladczym charakterze. Nie dawala sobie jak to sie mow "dmuchac w kasze".
Energicznym ruchem otworzyla drzwi prowadzace do kancelari.
—czy pan jones juz jest?- spytala swoja sekretarke.
—tak czeka na pania w pani biurze.
—dziekuje helen
Kobiea wchodzac do gabinetu nie zwrocila uwagi na osobe siedzaca przed nia. Usiadla na swoim fotelu i dopiero teraz gdy widziala twarz klienta wydala jej sie znajoma.
—isabell?- rzekl mezczyzna z ciekawosia w glosie.
Na jego twarzy ppjawil sie przyjazny usmiech a oczy zalsnily jasnym blaskiem.- nie widzialem cie 5 lat i myslales ze juz cie wogole nie zobacze..
—ja tez.. oh kyle- wpadla mu w ramiona czujac przyplyw uczucia. stali tak w milczeniu dluzsza chwile napawajac sie szczesciem odnalezienia sie nawzajem.
Kelly Turner, blond pieknosci o niebianskim glosie przgotowywala sie do koncertu. brakowalo jej jedynie swojego menadzera i jego
otuchy ktora za kazdym razem jej dodawal oraz jego bliskosci.
Nagle ktos zastukal do drzwi garderoby.
—prosze- rzekla nie odwracajac oczu od lustra.
W drzwiach stanal wysoki mezczyzna, w rozwichrzonej czarnej czuprynie waskiej talii i niezlych barach:D.
Kobieta wstala i rzucila sie w ramiona ukochanego.
—micheal jak dobrze ze mam cie przy sobie- powiedizala i namietnie go pocalowala. Gdy tylko delikatnie ja od siebie odsunal zaczal mowic:
mario kochanie moje. odezwala sie we mnie nowa moc. czuje ze isabell spotkala sie z kylem a liz z maxe, jednak nie wiedza o sobie i o nas.
musimy ich jak najpredzej odnalezc jesli fbi sie dowie ze my to .. wiesz.. musimy leciec na nasz planete.
— wiem misiek i zrobimy to a teraz lece- przytulila go a nastepnie ruszyla na scene. Tluma zaczal wiwiatowac i klaskac.
Michael a raczej jakc wiedzial ze jego ukochana da czadu. Wiedzial tez ze ja kocha i musi odnalezc reszte swojej rodziny.
c.d.n