Michael popatrzył się na nią a następnie spuścił wzrok.
— mamy kłopot. Poważny kłopot.
— To znaczy...
— Liz
— Coś jej się stało?
— Ona... ona jest w ciąży
— Co? Ale czekaj... jaki z tym jest kłopot?
— Maria. My od 4 lat uciekamy. Jesteśmy na wygnaniu. Nie możemy pozwolić, by Liz urodziła to dziecko.
— Po co jestem potrzebna?
— Nie mamy żadnych oszczędności. Musimy zdobyć 6 tysięcy dolarów. Tyle jest potrzebne na usunięcie ciąży.
— Chcę się zobaczyć z Liz!
— Nie możesz.
— Chcę z nią porozmawiać! W którym miesiącu ciąży jest?
— W szóstym
— Zwariowaliście!!! Nie pozwolę byście zabili niewinne dziecko. Czy Liz tego chce?
— Tak
— Michael?! Powiedz prawdę
— Oczywiście że nie. Zrozum to. Liz rodząc dziecko skazuje siebie i nas na pewną śmierć.
— Chcę się z nią zobaczyć. Muszę z nią porozmawiać
— Maria nie mogę...
— Więc przyjedźcie tutaj. Nikt się nie domyśli że możecie być u mnie.
— Nie możemy Ciebie też w to mieszać.
— Ja jestem w to wplątana od czasu strzelaniny w Crashdown. Jedziemy po nich.
Ubieraj się – zarządziła zdecydowanie Maria
— Nie!
— Jakie nie?!
— Poczekaj...
— Jedziemy po nich w tej chwili.
— Maria...
— Bez dyskusji.
— Maria, do jasnej cholery! Ja po nich pojadę a ty na nas poczekasz – krzykną Michael
— Co się drzesz? Było powiedzieć.
Michael wstał i ubrał się. Podszedł do Marii. Pocałowali się.
— Tylko wróć – szepnęła dziewczyna
— Wrócę. Obiecuję.
***
Przyjechali. Czekała ponad 2 godziny. Umierała ze strachu. Dwa razy miała głuche telefony. Nakarmiła psy. Weszli do salonu. Liz, Max, Michael, Isabel i Kyle. Widać było po nich ogromne zmęczenie. Jakieś napięcie, ale również jakąś stanowczość i hart ducha.
Maria popłakała się. Liz podeszła do niej. Przytuliła ją. Maria odwzajemniła gest. Zaczęli podchodzić wszyscy.
— Witaj Maria – powiedział Max
— Cieszę się że znów Cię widzę – rzekł Kyle
— Już prawie 9 , a ty bez makijażu – stwierdziła Isabel na powitanie.
— Ja też się cieszę, że Cię widzę Isabel – Maria uśmiechnęła się
— My pójdziemy zrobić herbaty – powiedział głośno Michael.
Wszyscy popatrzyli na niego.
— No wiecie... HERBATY – powtórzył z naciskiem mężczyzna
Max, Kyle i Isabel zrozumieli aluzję. We czwórkę udali się do kuchni. Maria została z Liz.
— przepraszam Maria
— wiesz jak to bolało. Nie spałam całymi tygodniami, myśląc czy jeszcze żyjecie. Jak mogliście mnie tak zostawić?
Liz miała teraz jasno-kasztanowe włosy, które sięgały jej do ramion.
— Michael powiedział mi o dziecku.
— Maria, co ja mam robić?
— Powinnaś urodzić to dziecko.
— To może ich wszystkich zabić
— Urodzisz to dziecko bez względu na wszystko. Zostawisz je... u mnie. Wszyscy u mnie zostaniecie
— To zbyt duże ryzyko. Mogą nas namierzyć.
— A co na to Max? Co on sądzi o dziecku?
— Boi się o nas, ale jednocześnie pragnie tego dziecka. Jego syn nie żyje. Rok temu zginął wraz z Tess na Antarze. Zabił ich Nicholas. Max przed ich śmiercią dostał sygnał. On bardzo to przeżył, mimo tego ze Tess zabiła Alexa, była tez jedna z nich.
— Potrzebujesz teraz lekarza?
— Nie. Na razie wszystko jest O.K.
— Jeśli urodzisz dziewczynkę to nazwiesz ją... Maria?
— Jasne
— Zostaniecie tak długo jak tylko to będzie możliwe.
— Dzięki Maria. Słyszałam że umawiasz się z Brendanem Fehrem. Jaki on jest?
Zaczęły plotkować.
Reszta siedziała w kuchni i czekała z niecierpliwością na finał rozmowy. Czekali do momentu, gdy usłyszeli śmiech. Wyszli z kuchni. Liz i Maria uśmiechnięte popatrzyły się na nich.
— A gdzie herbata? – zapytała się Maria
— Woda... ona się gotuje – odpowiedział zaskoczony Max
— 20 minut? – zdziwiła się Maria
— Czajnik elektryczny on był...
— ...zakamieniony – wtrącił się Michael
— Aha, tyle że ja nie mam czajnika elektrycznego.
Zapadła cisza. Nagle zaczęli się wszyscy śmiać. Napięcie opadło.
— Liz urodzi dziecko – oznajmiła za przyjaciółkę Maria
Odetchnęli z ulgą. Żadne nie chciało podjąć tej decyzji
— Dziecko możecie zostawić u mnie, Wy również zostaniecie.
Zadzwonił telefon.
Maria odebrała.
— Słucham. Tak... dobra...
Odłożyła słuchawkę
— za niecałe 3 godziny mam konferencję prasową, więc musze się przygotować. A wy rozgośćcie się. Dom jest wasz. Nikt nie protestował.
***
wybiegła z domu, wskoczyła do samochodu. Otworzyła pilotem bramę. Wyjechała z posesji. Brama automatycznie się za nią zamknęła. Ruszyła z piskiem opon, miała tylko 20 minut by zdążyć na konferencję.
Nie zauważyła ze ktoś z samochodu stojącego po drugiej stronie ulicy robił jej zdjęcia. Gdy ruszyła z piskiem opon, samochód z tajemniczym obserwatorem ruszył za nią. Ktoś ją śledził.
C.D.N.