Weszliśmy wszyscy do Crashdown późno nocy. Było chyba po 1 nad ranem.
— Wiec tak... Tom będziesz spał w pokoju obok Juliette. Zaprowadzę was. Maria, wybierzcie sobie same swoje. Czujcie się jak u siebie. Dobrze?
— Jasne. – Powiedziała przemęczona już Maria, po czym ziewnęła. – Chodź Vicky.
Poprowadziłam Toma do przestronnego, dużego pokoju. Był pomalowany na niebiesko. Uznałam, ze będzie w sam raz dla chłopca. Juliette dostała pokój obok niego. Był śliczny. Pamiętam, ze w dzieciństwie zawsze marzyłam, aby w nim zamieszkać, ale rodzice się nie zgadzali.
— Podoba Ci się? – Zapytałam
— Super. Dziękuję za wszystko. Nie sądziłam, ze kiedyś wydarzy mi się cos trak cudownego.
— Cudownego?
— Tak. Bo po pierwsze: nie mieszkam już z rodzicami i choć za nimi tęsknię to się cieszę. Po drugie: mieszkam z Tomem. A po trzecie: jestem w najbardziej nieziemskim miejscu na ziemi!
— No tak. Kosmiczna wzmianka – zaśmiałam się. – Idź już spać. To był męczący dzień. Jutro możecie spać do której chcecie.
— Super!
— Nom Dobranoc.
— Dobranoc.
Kiedy znalazłam się w swoim pokoju zastałam go takim jaki zostawiłam wyjeżdżając. Książki szkolne porozwalane, ubrania które w ostatniej chwili wypakowałam leżące na łóżku, zdjęcia moje i Maxa za lustrem – wszystko było takie jak zapamiętałam.
Kiedy jednak podeszłam bliżej zdjęć poczułam przypływ gorąca. Max patrzył na mnie tymi swoimi nieziemskimi oczyma uśmiechając się. Nie mogłam znieść jego spojrzenia. Było tak hipnotyzujące, tak żywe, piękne... Nie mogłam go znieść, bo czułam, ze się rozpłaczę.
Kiedy wyjeżdżałam nie wzięłam ze sobą ani jednej pamiątki po nim. Może dlatego, że się śpieszyłam, a może po prostu chciałam w jakiś sposób zapomnieć?
Otworzyłam okno i stanęłam w nim. Powiało na mnie chłodem i tajemniczością nocy. Już dawno tak się nie czułam. Ogarniała mnie ciekawość i lęk. Pamiętam, że to samo uczucie zbudziło się we mnie kiedy Max mnie uzdrowił. Bałam się go, ale od razu pokochałam.
Patrzyłam się jeszcze przez chwilę w gwiazdy, po czym położyłam się i zasnęłam.
— Cześć śpiochy! – Powiedziałam, kiedy wszyscy zebrali się w kuchni. – Jakieś plany na dzisiaj?
— Mamo? Ty wstałaś tak wcześniej? Czy się dobrze czujesz?
— Znakomicie Tom. No, powinnam Cię zapoznać. Tu masz garnki... tu talerze... tu przyprawy.... a tu...
— Mamo, poradzę sobie. I tak tu pozmieniam.
— Dobrze, ale obawiam się, że przed śniadaniem nie będziesz miał czasu. Wszyscy jesteśmy głodni, a ja mam dzisiaj dużo pracy.
— Dobra, zrozumiałem aluzję. Jednak nie dzisiaj mamo. Padam z nóg. Nawet nie jestem głodny – Po tych słowach zaczął wycofywać się z kuchni
— A co z nami??
— Czyżbyście nie wiedzieli gdzie jest lodówka?
— Ha, ha, ha! Bardzo zabawne. No, ale dobrze. Idź i jeszcze odpocznij.
— Acha, pa wszystkim.
Zjedliśmy kanapki-niewypały mojej roboty i wszyscy zabraliśmy się do pracy – z wyjątkiem Toma i Juliette, którzy gdzieś zniknęli. Maria posprzątała cała część mieszkalną naszego domu, a ja i Vicky wzięłyśmy się za restaurację, która nie ukrywam, że super czysta nie była.
— Co robiłyście zanim mnie znalazłyście? – zapytałam
— Mieszkaliśmy u wujka Shona. Mama Ci chyba opowiadała?
— Tak mówiła.No tak, ale opowieści w jej wydaniu to historyjki pięciominutowe.
— Rozumiem. Nie wdrabnia się w szczegóły co?
— Właśnie. A ty skąd wiesz?
— Kiedyś zapytałam się jej jak poznali się z tatą. I wiesz co odpowiedziała?
— Co?
— Że najpierw ty poznałaś się z Maxem, a potem ona z tatą i poznała także Isabell i tato ją kiedyś porwał i to było mniej-więcej tak. Zacznijmy jeszcze od tego, że wtedy nie wiedziałam kim jesteś i kim była Isabell i Max.
— A teraz wiesz?
— Max to na pewno twój mąż. Isabell – nie wiem.
— Myślę, że twoja mama nie chce do tego wracać. Ja chyba zresztą też nie.
— Ale ty mówiłaś Tomowi o jego ojcu.
— No tak. Trochę mu opowiadałam, ale chłopakom zwykle wystarcza powiedzieć coś mało dla nas – dziewczyn istotnego i im to wystarcza, a ty zadajesz takie... no trudne pytania.
— Kapuje. Ale chciałabym cos o nim wiedzieć. Opowiesz mi coś?
— Nie, ja nie. Powiedz Marii, ze dorosłaś do tego, aby coś o nim wiedzieć. Przecież to w końcu twój tato.
— No tak, ale na nią to nie działa.
— Jeśli chcesz porozmawiam z nią.
— Byłabym wdzięczna.
— No dobrze, to teraz opowiedz mi co robiłyście mieszkając z Shonem.
— Oki. Mama pracowała, wujek zresztą też. Jednak to chyba najmilszy okres w moim życiu. Wtedy zawsze bawiłam się z nim wieczorem, przed snem. Jedliśmy razem prażoną kukurydzę i fajowo się bawiliśmy. Mama wracała wcześniej z pracy więc spędzałyśmy ze sobą dużo czasu. Chodziłyśmy po sklepach, grałyśmy w rzutki i było fantastycznie. Byłyśmy obie bardzo na siebie otwarte. Do czasu. Czasu, kiedy zapytałam jak się poznali. Mama mieszała, tak jak Ci przed chwilą mówiłam i stała się trochę bardziej zamknięta. Bałam się, ze zrobiłam coś złego, że ona mnie już nie kocha. Miałam wtedy 11 lat. Teraz rozumiem, ze to dla niej trudny temat, ale już nie jest tak jak było. Na pewno rozumiesz.
— Tak, nic nie jest tak jak było...
Wieczorem dom wyglądał zniewalająco. Wszystko wypucowane, wyczyszczone i poukładane. Postanowiłam, że otworzymy bar za tydzień. Muszę zatrudnić obsługę, kupić nowe talerze, filiżanki i może nowe stoliki? Dałam już ogłoszenie o pracę do prasy. Zgłosiła się Juliette, bo jak twierdzi musi jakoś podziękować za to, ze tu jest. Cieszy mnie zachowanie tej dziewczyny. Ona jest wspaniała.
— Maria? – Zapytałam, kiedy dzieci wybrały się na basen. – Możemy szczerze pogadać?
— Jasne, czemu nie?
— Rozmawiałam z Vicky. Mówiła mi, że nie chcesz jej nic opowiedzieć o Michaelu.
— Wiesz, że to nie tak.
— Wiem, ze ta dziewczyna nic o nim nie wie.
— To dla mnie trudne rozpamiętywać to wszystko.
— Ona to rozumie. Dlaczego nie chcesz o nim mówić?
— Bo powoli tracę nadzieję na jego powrót. Minęło 13 lat. 13 długich, ciężkich dla mnie lat. Bez niego. Za każdym razem, kiedy było mi źle błagałam, żeby wrócił, ale nic się nie działo. Ni ma go. Choć tak mocno go kocham, nie wiem co robić.
— Uciekasz? Ty?
— Nie uciekam. To ty uciekłaś 13 lat temu. Nie dawałaś znaku życia i nic cię nie obchodziłam – powiedziała Maria łkając.
— TO nie prawda. Nie było dnia, żebym o tobie nie pomyślała. Dzwoniłam do Ciebie do domu, ale mama mówiła mi, że już tam nie mieszkasz. CO miałam robić? Myślisz, ze mi nie było ciężko? Też potrzebuje Maxa! Chciałaby, żeby tu był i odmienił to moje nudne, monotonne życie tak jak zrobił to kilkanaście lat temu, ale też nic się nie dzieje. I nie uciekłam od opowiadań i prawdy. Uciekłam od powagi sprawy. Rozumiesz? – Przytuliłam ją mocno. – Zawsze byłam z tobą. Mario, jesteś moją siostrą. Nie mam oprócz Ciebie, Toma Vicki i Juliette nikogo. Dlatego nie chcę cię stracić, bo z nich wszystkich ty najlepiej wiesz co się stało, ze pokochałam Maxa.
— Przepraszam... Ja też nie chcę Cię stracić. Nigdy nie chciałam stracić też jego...
— Wiem. Tak widać musiało być. Może...
Dryyyyyyńńńńńńńńń! Dryńńńńńńń!
— Pójdę otworzyć – Powiedziałam.
— Ok.
— Tak? Słucham? – W drzwiach stał jakich mężczyzna, który dziwnie kogoś mi przypominał.
— Czyżbyś mnie nie poznawała? Co się z tobą Lizzy porobiło? – zapytał ze śmiechem. – Jestem Kyle Valenti. Czy mógłbym wejść?
— Kyle! – Rzuciła mu się na szyję. – Jejku jak niespodzianka! Maria!!! Kyle przyszedł!
Maria pojawiła się w przedpokoju i wszyscy gorąco się przywitaliśmy. Potem wypiliśmy gorącą herbatę i pogrążyliśmy się w rozmowie. była to głupia pogadanka na temat wszystkiego. O naszych ufoludkach nie padło ani słowo. To chyba za drażliwy temat dla nas wszystkich.
— Cześć mamuś. Mogę wejść? – Usłyszałam głos Toma dobiegający zza drzwi mojego pokoju.
— Jasne, proszę.
— Jeszcze nie wiedziałem twojego pokoju – Powiedział, kiedy znalazł się już w środku. – Wow! Fajnie tu. Czy to... tato? – Zapytał, kiedy zobaczył zdjęcie przy lustrze.
— Tak. Ładny prawda?
— NO jasne! Podobny do mnie hihi. Czy mógłbym...?
— Weź. Ja nie potrzbuje zdjecia, aby... no wiesz, kocham go.
— Wiem. Tylko błagam nie zrób mi wykładu o miłości! Drugi raz bym tego nie zniósł!
— Drugi?
— Nom, Juliette już raz mi tłumaczyła na czym „to” polega.
— I co Ci powiedziała?
— A... niezbyt ją słuchałem. – Odparł z u śmiechem, a ja rzuciłam w niego poduszką. – Niegrzeczny jesteś!
— Zależe dla kogo...
— Szczególnie dla tych których kochasz...
— Zaczyna się!
— Wcale nie!
— Ok., wierzę ci. Mamo... – Zaczął po chwili pauzy. – Gdzie teraz jest tato?
— Chciałabym Ci powiedzieć, ale nie mogę. Nadejdzie moment kiedy wróci i wtedy poznasz prawdę.
— Kontaktujesz się jakoś z nim? No wiesz telefon, maile, lub takie tam?
— Choć tu. – Wzięłam go za rękę i pociągnęłam do okna. – Zawsze wypatruję na niebie gwiazdę i wyobrażam sobie, ze on tez na nią patrzy. Zaczynam z nim rozmawiać.
— Mówisz sama do siebie?
— Mówię do niego. I on mnie słyszy. Choć nie wiee, że istniejesz to słyszał o tobie bardzo dużo rzeczy.
— Dlaczego to robisz?
— Co robię?
— No rozmawiasz w taki sposób? Przecież ty nie słyszysz jego słów.
— One są we mnie. Dla mnie i dla niego czas płynie inaczej
— Chodzi ci o strefę czasową?
— Nie to cos innego.
— No ale wierzysz, że on Cię słyszy, ale choć nie dociera do ciebie ani jeden dźwięk wiesz o czym ci mówi?
— Dokładnie.
— Jak ty to robisz?
— Po prostu wierzę, ze kiedyś wróci i ty tez musi w to wierzyć.