hotaru

New Graduation (4)

Poprzednia część Wersja do druku

- Epilog –

Liz siedziała na podłodze ich skromnego mieszkania i pisała coś w swoim pamiętniku. Na widok Michaela uniosła głowę i uśmiechnęła się.

— Czekałam na ciebie.

— Tak?
Lubił, jak Liz była uśmiechnięta. Lubił, kiedy była w domu, kiedy wracał. W ogóle lubił żyć koło niej. Isabel naśmiewała się z niego, że jest udomowionym tygrysem.
Ale sama była bardzo szczęśliwa z Jessim. Mimo, że przeszłość wciąż rzucała cień na teraźniejszość, starali się żyć dalej. Nie było z nimi Maxa i Marii, ale żyli wciąż w sercach Liz i jego.
Zdjął kurtkę. Po pokoju rozchodziły się smakowite wonie.

— Czy to ma związek z tym niebiańskim zapachem?

— Nie. To tylko nasza wigilijna kolacja. – uśmiechnęła się, odkładając pamiętnik do szuflady. Kiedyś chciała zostać biologiem i żyć u boku Maxa. Jedno marzenie spełniło się z nawiązką. Była biologiem... ale od kosmitów. Cztery lata walczyli z Michaelem, by zakończyć wojnę pomiędzy wojskiem i FBI a nimi. Cztery bardzo długie i ciężkie lata, aż ostatni skór nie został albo zlikwidowany, albo przeciągnięty na ich stronę. Ostatecznie, mieli za sobą i wojsko, i federalnych i większość kosmitów. Panował cichy pokój. Coś, o czym marzył Max... Jeśli zaś udało się na Ziemi, może udać się gdziekolwiek indziej.
Wzięła go za rękę i ciągnęła w stronę jej sypialni.
Cicho otworzyła drzwi i weszli do środka.
Na łóżku leżał mały, kilkuletni chłopczyk. Jasne włoski tworzyły iście anielski obraz. Twarzyczka tchnęła spokojem, jaki mogły odczuwać jedynie niczego nie świadome dzieci.

— To jest Zan... – szepnęła Liz i spojrzała na niego niepewnie – Pomyślałam... pomyślałam, że moglibyśmy się nim zaopiekować.

— Co z jego rodzicami?

— Ludzie, którzy go adoptowali, zginęli w zeszłym tygodniu w katastrofie lotniczej. To byli dobrzy ludzie. Obdarzyli go ogromną miłością.

— A czy my potrafimy?
Uśmiechnęła się w odpowiedzi. Objął ją i przytulił mocniej. Delikatnie pocałował ją w czubek głowy.

— Dziękuję.

— Za co?

— Za przyszłość. Za to, że dzięki tobie ja też mam wiarę... że sami tworzymy nasze przeznaczenie. Za to, że wciąż kochasz Maxa i właśnie widzę, jak ta miłość obejmuje również jego synka. Za to, że tamtego dnia w Crashdown Max cię uzdrowił i nasze życie się zaczęło...


Poprzednia część Wersja do druku