natalii

Czas zmian (2)

Poprzednia część Wersja do czytania

"Odeszła, nie wiem gdzie jest, nie odezwała się do mnie od tygodnia. Tęsknię za nią ona jest moim całym światem. Od chwili, gdy uratowałem jej życie jej losy są związane z moimi. Każda minuta a nawet sekunda bez niej dłuży się jak godzina. Boli mnie myśl, że może odeszła przeze mnie, że nie mogła dłużej znieść mojego widoku przez tą całą historię, z Tess, zraniłem ją. Ale ona też mnie zraniła wiem, że nie spała z Kylem, ale i tak ten widok mnie zabolał, gdy zajrzałem do jej pokoju i zobaczyłem ich w łóżku poczułem się jakby ktoś kopnął mnie z całej siły w brzuch. Liz do teraz nie wyjaśniła mi, co się wtedy stało, a Kyle unika tego tematu jak ognia.
A teraz Liz wyjechała nie mówiąc nikomu gdzie i dlaczego, Ok niech będzie twierdziła, że musi odpocząć, ale gdy to mówiła unikała mojego wzroku zupełnie jakby coś ukrywała. Muszę ją odnaleźć i wyjaśnić, o co w tym wszystkim chodzi. Muszę, bo ją kocham i nie mogę bez niej żyć". Od wyjścia z Crashdown minęło już sporo czasu, lecz mimo to Max bez przerwy krążył po mieście i rozmyślał o Liz, jego Liz. Postanowił, że pójdzie do rodziców Liz i porozmawia z nimi, wiedział, że go nie lubią, ale mimo to musi spróbować.

***

—Panno Parker pani dokumenty z Roswell High są znakomite, jest pani naprawdę mądrą i uzdolnioną osobą. Mam nadzieję, że swój intelekt i swoją bystrość wykorzysta pani jak najlepiej, a nasza szkoła pani w tym pomoże- dyrektor Watters już od 15 minut nie zamykał buzi, wychwalając swoją szkołę i świadectwa Liz, czym zaczynał już ją nudzić.

— Również mam taką nadzieję panie dyrektorze i oczywiście bardzo się postaram

— Bardzo mnie to cieszy, a ponieważ już niedługo będzie dzwonek, chyba powinnaś już iść.
Liz zaczęła już z ulgą podnosić się z miejsca, gdy nagle dyrektor i odezwał się tubalnym głosem:

— Mam nadzieję, że nasza współpraca okaże się owocna i nie zawiodę się na pani. Do widzenia

— Do widzenia i jeszcze raz dziękuję.
Liz z ulgą opuściła gabinet nie wiedziała, czemu ale, mimo iż dyrektor okazał się miłym facetem to jednak ta rozmowa nieco ją rozdrażniła.

— Te laleczko uważaj jak chodzisz- z zamyślenia wyrwał ją męski głos

— Słucham?- Liz nie zrozumiała, o co chodzi stojącemu przed nią chłopakowi.

— To, że jesteś nowa nie zmienia faktu, że powinnaś patrzeć przed siebie, gdy chodzisz po korytarzu. Nie życzę sobie, aby wpadały na mnie jakieś nieuważne lalki- chłopak wydawał się być lekko rozdrażniony

— Ray daj jej święty spokój- wesoła blondynka podeszła do nich stanęła tuż koło chłopaka i spojrzała na Liz- Hej ty pewnie jesteś tą nową. Ja mam na imię Kelly, a to mój nieznośny brat bliźniak, Ray.

— Hej mam na imię Liz. Bardzo mi miło, ale nie za bardzo wiem, czym naraziłam się twojemu bratu- Liz miała dość niewyraźną minę, mimo iż Kelly od początku przypadła jej do gustu.

— Zapewne niczym. Mój brat to typowy troglodyta, którym żądzą hormony zobaczył ładną dziewczynę, więc postanowił zagadać a ponieważ jest w nim tyle delikatności, co w papierze ściernym nie znalazł lepszego pretekstu do zaczepki- Kelly uśmiechała się promiennie.

— Kochana siostrzyczko przedstawiasz mnie w niekorzystnym świetle przed naszą nową znajomą, zaczepiłem ją, ponieważ szła bardzo zamyślona i prawie na mnie wpadła- Ray próbował się tłumaczyć.

— Świetnie to ująłeś PRAWIE, więc nie musiałeś od razu dawać jej kazania

— Ale..

— Ok. nieważne mi również, miło jest was poznać, ale proszę nie sprzeczajcie się z mojego powodu- poprosiła nowych znajomych

— To nie jest sprzeczka bywało znacznie gorzej- Ray uśmiechnął się do Liz- A tak przy okazji to przepraszam, jeśli uraziłem cię tym, co powiedziałem wcześniej

— Nic się nie stało tylko po rozmowie z dyrektorem byłam odrobinę zamyślona i nie od razu zrozumiałam, o czym do mnie mówisz

— Faktycznie Watters potrafi zdołować i zanudzić człowieka- Ray melodramatycznie przewrócił oczyma.

— Nikt nie wie o tym tak dobrze jak ty- Kelly zaczęła chichotać- Ray ląduje w gabinecie dyrektora, co najmniej raz w tygodniu- wyjaśniła zdziwionej Liz.

— Tylko, dlatego że nikt nie potrafi docenić siły mojego geniuszu... – wywód Raya został przerwany przez dzwonek

— Wystarczy geniuszu. Liz gdzie masz teraz lekcje?
Zasłuchana i rozbawiona Liz spojrzała na swój plan

— Geografia w sali nr 206

— Świetnie to tam gdzie ja- Kelly szczerze się ucieszyła- a ty geniuszu idź na swoje lekcje

— Tak jest- Ray zabawnie zasalutował, po czym mrugnął do Liz-Żegnam nową koleżankę. Jeśli będziesz jadła drugie śniadanie razem z moją siostrą to zapewne jeszcze się zobaczymy. Na razie.
Liz spoglądała za oddalającym się Rayem, był to dziwny chłopak, ale zaczynała czuć do niego sympatię, zresztą do jego siostry również.

— Wiem, że jest dziwny i nieokrzesany, ale rodzeństwa się nie wybiera, a przecież mogłam trafić gorzej- Kelly zrobiła zabawną minę- Chodź Liz, bo spóźnimy się na lekcję, a chyba nie chcesz podpaść pierwszego dnia, co?
Liz ruszyła za Kelly. Szły korytarzem i rozmawiały o różnych drobiazgach. Na lekcję przybyły w ostatniej chwili.
Gdy Liz zajęła swoje miejsce pomyślała o Roswell, Marii, Maxie i reszcie wiedziała, że nic ich nie zastąpi, że nawet, jeśli Kelly zostanie jej przyjaciółką to nigdy nie będzie Marią, ale postanowiła, że postara się wytrzymać przez jakiś czas na Florydzie a wieczorem zadzwoni do Marii i wszystko jej wyjaśni żeby biedaczka się nie martwiła.

cdn.



Poprzednia część Wersja do czytania