***
W ciemnym pokoju tliła się jedynie przyćmiona lampka nocna. Zasłony z ciemnego materiału całkowicie otulały zamarznięte szyby. Na ścianie, na która padał wąski strumień księżycowego światła, majaczył cień dziewczyny. W szeleszczącej pościeli siedziała Isabel. Nie mogła zasnąć. Sięgnęła pod poduszkę i wyjęła spod niej niewielkie zawiniątko. Gdy zanosiła karton z zabawkami na strych, znalazła tam właśnie to. Jej uwagę przykuły dwie karteczki do tego przyczepione z jej imieniem oraz imieniem jej brata. Szybko zwinęła pakunek i ukryła go w swoim pokoju. Aż bała się otworzyć, nie wiedziała co tam jest. Mogły to być fotki z dzieciństwa lub jakieś inne pamiątki. Ale mogło to pochodzić jeszcze sprzed tych czasów. Czyli z okresu, gdy wylądowali na Ziemi. Wyciągnęła przed siebie drżące dłonie. Gwałtownie je cofnęła. Coś ją ciągnęło do paczuszki, ale jednocześnie jakiś zdematerializowany strach ją odciągał od tego zamiaru. Wahała się i kilkakrotnie wyciągała ręce przed siebie, poczym je cofała. W końcu, targana sprzecznymi odczuciami, pewnie wysunęła rękę przed siebie dotknęła puzderka i... coś nią szarpnęło. Przed oczami ukazała się nieokreślona ciemność, a potem obraz. Widziała siebie, Liz i Marię w jakimś dziwnym budynku. Dziewczyny po nią przyjechały, bo się martwiły, a ona je wciągnęła w pułapkę. Issy ocknęła się. Już nic nie rozumiała...
* * *
Liz cały czas wydawała się być zamyślona. Niespokojnie siedziała przy ladzie i czekała na kogoś. Kiedy drzwi od Crashdown się uchyliły i weszła Isabel, Liz błyskawicznie szarpnęła ją za rękaw i zaciągnęła na zaplecze. Issy była zdezorientowana.
— Liz co ty wyprawiasz?!
— Wybacz Issy, ale to dość poważna sprawa.
— Co się stało? – zapytała półprzytomnie
— Ja... Miałam bardzo dziwny sen.
Isabel pobladła.
— Śniło mi się, że ty i ja i...
— Isabel! – dał się słyszeć krzyk
Na zaplecze wparowała Maria i od razy zaczęła zasypywać Isabel pytaniami. Liz przerwała jej:
— Maria cicho!
— Liz to bardzo poważna sprawa. Miałam dziwny...
— Sen.- dokończyła Liz
— Tak, skąd wiesz?
— Ja tez miałam strasznie dziwny sen.
Obie spojrzały na Isabel, która ze strachem zaczęła przebierać palcami. W końcu nabrała głęboko powietrza i szepnęła:
— Nie rozmawiajmy o tym tutaj.
Liz rozejrzała się i zaprowadziła je do swojego pokoju. Zamknęły drzwi i usiadły. Isabel powiedziała cicho:
— Ja tez miałam ten sen. I bardzo się boję. Nie wiem co się dzieje, ani co to znaczy, ale... Boję się. Boję się o siebie, o was i o Maxa i Michaela. Mam wrażenie, ze coś się stanie, jeśli temu nie zapobiegniemy.
— A ta dziewczynka? – zapytała Maria
— Mam wrażenie, ze to nie o dziewczynkę chodzi a o tego mężczyznę. Jeśli czegoś nie zrobię, to... – urwała i złapała się za głowę
Znów wizja. Ów mężczyzna zatrzymał się w tym dziwnym domu. Isabel rozpoznała to miejsce. Nie było wyjścia. Musiała tam iść. Nic nie mówiąc Marii i Liz wstała i wyszła. Cofnęła się na chwilkę i powiedziała:
— Ani mi się ważcie mnie śledzić.
De Luca i Parker spojrzały na siebie. Bez słowa wyszły i oczywiście pojechały za Isabel.
c.d.n.