***
Słowiki śpiewały nad ich głowami, a oni leżący na kocu spali. Poranne słońce przebijało się przez gałęzie drzew, aby jeden chociaż promień dotarł do ich śpiących uśmiechniętych twarzy. I ten jeden nędzny promień musiał popsuć ten uroczy moment budząc oboje naraz. Najpierw ona spojrzała z zaciekawieniem na jego budzące się oczy. A gdy je otworzył uśmiechnęła się a on odwzajemnił to.
— Hej – powiedziała przesuwając się do pozycji siedzącej
— Cześć Is – odpowiedział całując ją delikatnie w usta
— Jak ci się spało??
— Cudownie, czasem spanie na powietrzu robi dobrze
— Która godzina?? – Alex spojrzał na zegarek
— Ósma, wcześnie dziś wstałem jak na mnie
— Ja tak samo! Idziemy?? – spytała dziewczyna wstając z koca
— Aham – chłopak wziął koc i oboje skierowali się w stronę domu – Ciekawe czy tamci już wstali? – wyrwał Alex gdy wchodzili na taras
— Pewnie nie, mieli na pewno barwną noc – Isabel rozsunęła szklane drzwi i ze głośnym śmiechem weszli do domu.
Isabel nie miała racji, nie wszyscy spali. Po kuchni krzątała się już Maria, Kyle i Max szykując sobie śniadanie. Gdy tylko Evans zauważył swoją siostrę spytał:
— A gdzie wyście byli całą noc??
— Spaliśmy na świeżym powietrzu! – Alex odpowiedział pierwszy
— Tak właśnie, korzystaliśmy z pięknej nocy na świeżym powietrzu! – Is uśmiechnęła się i siadła przy stole – Maria, możesz mi zrobić herbaty przy okazji?? – spytała przyjaciółkę
— Oki, a ty pójdź obudź Liz!! No Ja pójdę obudzić Miśka i Nicholasa, a ty Kyle odwiedz swoją kosmiczną dziewczynę – wszyscy wyznaczeni stanęli na baczność przed rozkazującym i ruszyli w swoje strony.
***
Czemu ona lubi tyle spać, przecież kosmici potrzebują tylko 3 godziny snu. Ale ona lubi i wcale się nie budzi w nocy, śpi jak kamień. Ale już spanie cztery razy więcej potrzebnego czasu to wielka przesada. Czas wstawać.
Liz przekręciła się na drugi bok i wyciągnęła rękę, tak jakby chciała sprawdzić czy Max jeszcze tam jest. Ale nie było go. Otworzyła oczy, aby się upewnić, ale na jego miejscu zauważyła tylko wielkiego, beżowego milutkiego pluszowego misia. W rączce trzymał jedną białą różę, owiniętą czerwoną wstążką.
Dziewczyna podniosła się lekko w górę i przytuliła się do pluszaka.
— Jaki on milusi...- powiedziała sama do siebie – A skąd on wiedział, że ja lubię białe róże?......Maria!!! Plotkara jedna – powąchała kwiatek, ale po chwili odepchnęła go od siebie i wstała szybko kierując się w stronę drzwi łazienki.
Wpadła jak strzała i klęknęła przed ubikacją. Muliło ją, strasznie. To już była stuprocentowa pewność. Ale ona się tego bała, nie chciała to było takie dziwne, skąd wiedziała tak szybko, może to dzięki tej jej "nieziemskości"? Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi, łzy same spływały jej po policzkach. Skulił się i zaczęła szlochać.
***
Is zapukała cicho w drzwi pokoju Max, no i od wczoraj Liz. Otworzyła drzwi, ale dziewczyny nie było, jedynie wieki misiek leżał na łóżku. Weszła dalej, ale Liz nigdzie nie było. Nagle usłyszała płacz dochodzący z łazienki. Poszła w tamtą stronę, aby sprawdzić co się stało. Na podłodze pod ścianą, skulona, płacząca siedziała Liz. Isabel przykucnęła przy niej i pogłaskała po głowie
— Liz, Lizzie Co się stało?? – Lecz parker nie przestawała szlochać – Zbliżyła się do niej i przytuliła – Liz, powiedz co się stało??
— Is, ja nie chciałam, ja się tak boję!!
— Kochanie uspokój się i powiedz w końcu co się stało...
— Is, ...Is ja jestem w ciąży – Liz popatrzyła zapłakanymi oczami na przyjaciółkę
— Co??! Jak to, z kim?? – Isabel była trochę oszołomiona
— No z kim, z twoim bratem, jestem w ciąży z Maxem, urodzę mu dziecko – Liz zaczęła płakać jeszcze bardziej
— Wszystko będzie dobrze, zobaczysz! – IS uspokoiła się trochę, ale w jej oczach było widać już "świeczki"
— Co ja zrobię, nawet nie wiem co urodzę, a jeżeli będzie to jakiś zielony, dwumetrowy stworek?? A w ogóle ile u nas trwa tak ciąża??
— Liz, skąd ja mam wiedzieć, będzie jak będzie, a nie urodzisz takiego stworka bo jak sama mówiłaś, TAM jesteśmy tacy sami jak tu – Evans Uśmiechnęła się
— Dobrze, spróbuję ci uwierzyć, ale jak ja jemu to powiem??
— Zobaczymy później, teraz choć, bo zaczną się denerwować – Is wstała i podała rękę Liz
— Dobrze, tylko obmyję twarz
I jak powiedziała tak zrobiła. Opłukała twarz i razem z Isabel wyszły z pokoju z powiedzmy, że udawanym uśmiechem.