***
W swoim pokoju sprzątała Tess, nie miała wiele, ale jej szafa była wielkim pobojowiskiem. Podeszła do boomboxa i włączyła jakąś płytę, akurat była to najnowsza płyta Black Eyed Peas. Włączyła dość głośno i tańcząc dalej sprzątała w szafie.
Po skończeniu postanowiła sprawdzić co porabia Kyle, mogła w końcu wykorzystać to, że są sami. Weszła po cichu do salonu. Chłopak siedział na kanapie i oglądał mecz koszykówki w telewizji. Podchodziła powoli, aby tylko nic nie usłyszał. Nagle pod jej stopą zaskrzypiała podłoga, zacisnęła zęby. "Bogu dzięki nic nie usłyszał".
Kyle był tak wciągnięty w oglądanie, komentowanie, że faktycznie nic nie usłyszał.
Tess była już tuż, tuż. Jeden mały krok dzielił ją od niego. Wyciągnęła rękę, aby dotknąć jego ramienia. Teraz to tylko centymetr aby go poczuć. Zawahała się.
Nagle chłopak jak szalony podskoczył i wykrzykiwał coś w stylu "hurra". Wyciągał ręce w górę i darł się jakby wygrał milion w toto lotka.
Tess wystraszyła się trochę tej reakcji i odruchowo odskoczyła w tył wpadając przy okazji na mały stolik, na którym stał pięknie zrobiony wazon.
Gdy Kyle usłyszał odgłos rozbicia się szkła, zakończył swoje "podskoki" i odwrócił napięcie. Na ziemi otoczona szkłem podnosiła się Tess
— Co ci się stało?? – spytał podbiegając z pomocą
— Nic, po prostu potknęłam się...Auć – dziewczyna podpierając się położyła mocno rękę za szkło – Ała...mam ja pecha – powiedziała patrząc na trochę zakrwawioną dłoń
— No, choć pomogę ci ją opatrzyć – Kyle pomógł Tess wstać na równe nogi, posadził bezpiecznie na fotelu i pobiegł po apteczkę do łazienki.
Po chwili wrócił z niedużym pudełkiem. Wyjął z środka bandaż, wodę utlenioną i watę. Wylał wodę utlenioną na rękę. Słyszał tylko syknięcie Tess z bólu. Zaśmiał się pod nosem i wytarł krew wacikiem, a potem obwinął bandażem.
— Już, możesz przestać krzyczeć, już skończyłem – powiedział Kyle
— Aha, to dzięki – odpowiedziała dziewczyna – Gdzie oni wszyscy są, powinni już wrócić
— Nie wiem, już południe powinni już być, może gdzieś się zatrzymali – odpowiedział chłopak – A co nudzi ci się ze mną??
— Nie...ja tylko...ja pytam po prostu...- mówiła trochę zmieszana
— Wiesz co, może gdzieś pójdziemy dziś, no wiesz we dwoje się przejść??
— Chodzi ci o randkę??
— No, można to tak nazwać
— Ok., a gdzie pójdziemy?? – spytała Tess z uśmiechem
— No nie wiem, ja nie znam tego miasta, ty zadecyduj, może po prostu spacer??
— No nie wiem, pomyślę, ale zrób dla mnie coś jeszcze...
— Co?? – spytał niepewnie chłopak
— Pocałuj mnie, tak naprawdę, proszę – Tess siadła obok niego na kanapie, przysuwając się
— Oki, ale... – nie zdążył nic powiedzieć bo dziewczyna zrobiła pierwszy krok.
Pocałowała go delikatnie w usta ( kaczusie). Kyle nie sprzeciwiał się, podobało mu się to, postanowił pocałować ją tak naprawdę. Popatrzył jej głęboko w oczy, zbliżył się i pocałował, tak naprawdę, jak chciała. (w tle Just A Man " I am sorry")
Jednak ich ktoś przerwał tą piękną chwile. Do mieszkania, śmiejąc się weszła grupa ich przyjaciół. Alex, Max i Michael nieśli wielkie siatki z zakupami. Tuż za niemi szły trzy dziewczyny plus szeroko uśmiechnięty Nicholas. Valety nie wytrzymał i powiedział ze złością w głosie:
— Wy to zawsze musicie przyjść nie w porę!
— Kyle, co tu się działo jak nas nie było? – spytał podejrzliwe Alex
— Właśnie?? – spytali wszyscy naraz
— Nic my po prostu oglądaliśmy mecz i weszliście w ważnym momencie, wiesz James strzelił pięknego kosza z trójki – próbowała ratować Tess
— Tak, tak właśnie było – dodał Kyle
— Dobra my to już znamy te numery – wszyscy zaczęli się głośno śmieć po słowach Liz
Po opadnięciu atmosfery Maria i Isabel podeszły do siatek i zaczęły wyciągać:
— No pomyślałyśmy, że jeżeli mamy tu zabawić dłużej przydałyby nam się jakieś ciuszki dziewczynki – zaczęła Maria
— Kupiłyśmy kilka fajnych ciuszków – dodała Is
— Ale nie zrobilibyśmy tego bez Miśka, który pstryknięciem palcami wyczarował trochę kasy – zakończyła De luca
— No, ale panowie nie martwcie się, dala was też coś mamy. Kilka koszul, spodni no i bielizny! – Isabel zagryzła wargi
— No, dzięki wam mamy ciuchy na imprezę w piątek
— O, to my robimy jakąś imprezę? – spytała zaciekawiona Tess
— No, wiecie taką zapoznawczą, dla naszych kochanych nowojorczyków – odpowiedział Max
— Zapowiada się fajnie!!!!!!! – wykrzyknął Kyle – Napoje, zajebista muza i PANIENKI!! – dodał tym samym tonem, ale po chwili widząc zabójcze spojrzenie Tess umilkł i siadł z powrotem na kanapę
***
Wieczór. Dziewczyny siedziały w pokoju Isabel i przymierzały nowe ubrania. A były one naprawdę fajne. Tess dostała beżową spódnicę za kolana i do tego ciemno czerwoną bluzkę na ramiączkach. Maria kupiła sobie mini spódniczkę w moro i kozaczki w tym samym stylu. Is kupiła sobie tylko białą, wełnianą, długą narzutkę. A Liz sprawiły bordową sukienkę na ramiączkach, dość obcisłą, do kolan.
— Ciekawe do kiedy będziesz mogła się w nią wcisnąć – spytała głośno Isabel
— No ja też nie wiem, mam nadzieje, że do piątku jeszcze wejdę – odpowiedziała Liz oglądając się w lustrze
— A dla czego niby nie miała by się zmieścić, jej figura nie ma niedociągnięć – spytała dociekliwe Maria
— Właśnie, grama tłuszczu, prościutkie nogi, a reszta, wole nie mówić – dodała Tess wciskając się w spódnicę
— Nie...my tylko tak... no wiesz gdybamy...wszystko się może zdarzyć....oczywiście twu twu, twu.... – jąkałą się Is
— No tak, gdybamy...a co będzie po dziewięciu miesiącach – mruknęła po nosem Liz, jednak nie wiedziała czy Maria i Tess usłyszały, miała wielką nadzieję, że nie.
***
W tym samym czasie w salonie siedzi Max, Michael, Alex i Kyle. Plotkują jak baby, o tym jak było na zakupach, co robili inni w wolnym czasie:
— No, było okropnie, a zwłaszcza wtedy, kiedy Maria dorwała się do mojego portfela – opowiadał Michael
— A jak Is znalazła sklep zoologiczny, przez pół godziny nie chciała z niego wyjść – ciągnął dalej Alex – a potem poszła jeszcze do sklepu z dziecinnymi rzeczami, kupiła dwa kaftaniki i grzechotkę, powiedziała że może przydać się zawsze
— Ej ty Alex, czy ty powiedziałeś nam po wszystkim – spytał dociekliwie Max mierząc chłopaka wzrokiem
— Max, uspokój się, nic nie zrobiłem twojej siostrze...wyluzuj – bronił się Whitman
— Dobra, dobra, powiedzmy że ci wierzę, ale jak jej coś zrobisz to nie ręczę za siebie – zagroził Evans
— Świętoszek się odezwał – zażartował Guerin
— Właśnie, już pierwszego dnia przeleciałeś Liz i to jeszcze w ogóle jej nie znając! – Alex jednak wygrał tą bitwę. Cała czwórka zaczęła się śmiać