***
Nichoals zaprowadził Sarę do pokoju i posadził na wielkim fotelu. Smutek z jej twarzy nie znikał, cały czas miała łzy w oczach, myślała o wszystkim i o niczym. Często patrzyła gdzieś w dal i nie patrzyła na nikogo.
Chłopak kucnął przed nią i popatrzył w jej oczy, bardzo głęboko. Jej spojrzenie było teraz takie puste, a wcześniej można było zauważyć w nich trochę szczęścia, gdy była razem z nim, albo z wszystkimi. Zazwyczaj uśmiech z jej twarzy nie znikał, cały czas śmiała się i cieszyła, a teraz wszystko "poszło w las". Czół jak bardzo będzie jej brakowało matki. Musi znaleźć jakiś sposób.
— Sara, musisz iść spać, jesteś wykończona – powiedział
— I tak nie zasnę – odpowiedziała przez łzy
— Ale przynajmniej połóż się i odpocznij – wstał i podał jej rękę ta tylko kiwnęła głową i wstała
— Połóż się – posłuchała – ja będę spać na podłodze
— Nie...- powiedziała Sara łapiąc go za ramię – proszę nie odchodź, połóż się tu koło mnie, tak się boję – chłopak chwilę zawahał się, ale zaraz położył się obok niej i objął ją ramieniem – Dziękuje...
— Nie ma za co, teraz odpocznij – pocałował ją w czoło i przykrył kocem, jak dziecko.
Ona złapała go za rękę i zamknęła oczy zasypiając.
Chłopak też zaraz potem zasnął.
~*BŁYSK*~
Znowu ten biały pokuj, znowu spodka się z Królową Matką, tym lepiej...
— Nicholasie, mam dla ciebie wiadomość – jednak jej postać nie pojawiła się tylko głos
— Słucham cię Królowo
— Wiem, że Sara jest ci bardzo bliska i chcesz uratować jej matkę...
— Tak, ona ma nowotwór nie do uleczenia...
— Jednak jest coś co może ją uleczyć Zan...On ma przecież moc
— Przecież...faktycznie
dziękuje....
~*BŁYSK*~
Melodyjka telefonu rozbrzmiewała po całym pokoju. Nicholas zerwał się i odebrał.
— Hej Alex, co jest??? – spytał
— Musicie przyjechać, coś z mamą Sary nie tak – powiedział chłopak po drugiej stronie
— Oki, zaraz będziemy – Nicholas spojrzał na dziewczynę która właśnie się obudziła i od razu, gdy tylko zobaczyła minę chłopaka posmutniała
— Co się stało?? – spytała – Mama??
— Jedziemy szybko...- Nicholas zerwał się z łóżka i poszedł do sąsiednich pokoi aby obudzić resztę.
Gdy przechodził spojrzał na zegarek, była pierwsza w nocy. "Pewnie wszyscy śpią, ale musimy jechać"
***
Trochę wcześniej w pokoju Marii
"Co za ciota, jak on mógł tak powiedzieć, rzecz...tak niech nazywa swojego małego... no mylę się, nie jest taki mały...Ale boże jak ona mógł tak powiedzieć...chuj...- myślała wściekle Maria – Mam go dosyć, przyjdzie jeszcze do mnie i mnie będzie przepraszał...zobaczymy...!!! Ale jeżeli ona miał dobre zamiary, może po prostu wystraszył się tego co powiedziałam – zaczęła rozmyślać – może nie powinnam tak reagować, przecież to mogło zdarzyć się każdemu... – posmutniała trochę – ...Ale powinien myśleć co mówi...nie ja muszę go przeprosić...źle zareagowałam...- jej uczucia strasznie się mieszały – ...Wiem, wiedziałam, że ta piosenka się kiedyś przyda – podeszła do swojej torebki i wyjęła nie wielki zeszyt. Na okładce widniał napis " Śpiewnik", otworzyła na jednej ze strona i zaczęła przypominać sobie słowa piosenki...Jednak przerwało jej stukanie do drzwi
— Kto tam??? – spytała
— To ja Nicholas, musimy jechać do szpitala, coś się dzieje...
— Oki, zaraz będę
Odłożyła zeszyt na biurko i założyła kurtkę. Poprawiła makijaż i wyszła z pokoju.
W przedpokoju stała już cała grupa gotowa do wyjścia. Dołączyła do nich i razem wyszli z domu.
Po 15 minutowej jeździe samochodem dojechali do szpitala i szybko pobiegli na górę do przyjaciół.
Max, Michael, Alex, Kyle i Tess wstali widząc ich. Liz natychmiast podbiegła do swojego chłopaka i przytuliła go.
— Max, co się stało – spytała Isabel
— Przenieśli ją na intensywną terapię...
— Zan....znaczy Max choć muszę z tobą pogadać...na osobności – powiedział Nicholas, Evans kiwną głową na znak zgody i oboje odeszli na bok
— Max, wasza matka znowu się z mną skontaktowała...- zaczął chłopak
— I co powiedziała?? – spytała zaciekawiony Max
— Że ty możesz uratować, przecież ty możesz uzdrawiać...
— Ale jak ja mam to teraz zrobić, koło niej jest mnóstwo lekarzy i pielęgniarek
— Mam pomysł choć i weź Liz ze sobą – rozkazał młody
— Oki, mam nadzieje, że wiesz co robisz – spytał Max, Nicholas jedynie kiwnął głową
Max zawołał swoją dziewczynę i razem z Nicholasem poszli w stronę sali gdzie leży matka Sary. Przed wejściem zatrzymali się i Liz zaczęła rozmawiać z Nicholasem
— Wiesz co masz zrobić, po prostu chwilę mają wierzyć, że jesteśmy prawdziwymi lekarzami i mamy zbadać ok.?-
— Ok., ale nie obiecuje wiele
— Ej, Liz ty nie musisz ich dotknąć...Tess musi najpierw dotknąć potem... – Liz jednak nie zwróciła uwagi na pytania Maxa i pocałowała go mówiąc
— Chodźmy już!!
Weszli do sali. Zauważyli, że pielęgniarki i lekarze dziwnie się na nich gapią i gadają coś. Max spojrzał na Liz, która stała nieruchomo z zamkniętymi oczami, mocno skupiona. Potem popatrzyła na Nicholasa. Także patrzyła na Liz. Nagle odwrócił się i popatrzyła na pracowników normalnie. Evans zrobił zaraz to samo.
— Witam was...Panie doktorze James, doktorze Evans i pana żonę – powiedział jeden z lekarzy.
Max dziwnie popatrzyła na Liz gdy usłyszał słowo "żona". Ta tylko uśmiechnęła się pod nosem, aby tylko nie spotkać jego wzroku. Evans pokiwał zrezygnowany, ale z uśmiechem głową i powróciła do "rzeczywistości"
— Zostawimy państwa samych, wiem musicie zbadać pacjentkę – powiedział znowu ten sam lekarz – Idziemy...- zarządził, a wszyscy wyszli razem z nim
Nicholas podszedł powoli do łóżka. Gdy doszedł rzucił porozumiewawcze spojrzenie na Maxa który znowu przyglądał się Liz. Evans zrozumiał intencję i podszedł do niego. Za nim szła dziewczyna.
Siadł obok kobiety. Wyciągnął dłoń, szukając miejsca nowotworu. Gdy znalazł go przyłożył dłoń do piersi. Tam zaszył się rak. Skupił się, z pod jego dłoni zaczęło wydobywać się bladoniebieskie światło. Już teraz zaczęła boleć go klatka piersiowa. Jęknął cicho, wiedział, że traci już siły...nigdy nie uzdrawiał chorego, jedynie rannego
Słysząc ból Maxa, Liz podeszła do niego i złapała za ramię. Zamknęła oczy i zaczęła przekazywać mu energię.
Chłopak czując przypływ pozytywnej energii odrazy zregenerował się. Wiedział, że musi ją uzdrowić, zrobić to nie tylko dla niej samej, ale i dla jego, jakby siostry, Sary. Ponownie skupił się na nowotworze i począł go niszczyć.
Liz wiedziała, że to ją też będzie kosztowało dużo energii, a była jej teraz bardzo potrzebna. Ale wiedziała też jak bardzo zależy mu na tym. On ją kiedyś uzdrowił, ale nie tylko ją, uratował wtedy też ich dziecko o którym ona jeszcze nie miała pojęcia.
Po kilku minutach niczego, kobieta zaczęła odczuwać uleczanie. Zaczęła się kręcić, głęboko oddychać. Nagle jej klatka piersiowa uniosła się w górę, a ona jęknęła z bólu.
— Max, wytrzymaj – szeptała Liz widząc zmęczenie chłopaka
Ten nie ustępował, robił to co trzeba. Nagle ciało kobiety opadło, a Max oderwał rękę. Było już po wszystkim.
Nicholas spojrzał na ekran EKG, jej serce znowu zaczęło rytmicznie bić. Popatrzył na kobietę budziła się.
— Max, Liz, lecimy...- powiedział i we trójkę wybiegli z sali
Po wyjściu dziewczyna zamknęła ponownie oczy, aby wszystko co namieszała w głowach lekarzy wróciło do normy i tak było. Wszyscy lekarze pobiegli naraz do sali i ze zdumieniem patrzyli na wstającą kobietę. Emily popatrzyła na nich i spytała
— Gdzie moja córka??
— W poczekalnie...- odezwała się jedna z pielęgniarek
Janson wyszła z sali i poszła we wskazany kierunek. Widząc już z daleka siedzącą córkę podeszła szybciej i stanęła obok mówiąc:
— Kochanie, już wszystko dobrze- Sara podskoczyła i uściskała ją mocno
Nicholas nareszcie zauważył na jej twarzy uśmiech, taki prawdziwy, ten co wczoraj, gdy dostała prezent, była z nim.
Kobieta oderwała się od córki i podeszła do siedzącego Maxa. Obok siedziała Liz trzymając go za rękę. Cały czas patrzył na podłogę trzymając się za głowę.
Emily schyliła się do niego i powiedziała:
— Dziękuje, za to cokolwiek zrobiłeś – Evans i Liz popatrzyli na nią z niedowierzaniem, ale potem im przeszło
— Nie ma za co ciociu Em...- chłopak wstał i przytulił ją
— Pani Janson, musi pani iść na badania, musimy coś sprawdzić – powiedziała jakaś młoda pielęgniarka
— Dobrze, ale zdaje mi się, że nie ma po co jestem zdrowa jak nigdy – odparła Emily – Zaraz wracam, mam nadzieje, że odwieziecie mnie do domu?? – spytała wszystkich znając dobrze odpowiedz i poszła za pielęgniarką.
Po kilkunastu minutach czekania na mamę Sary w końcu doczekali się. Wróciła ubrana i gotowa do wyjścia. Wszyscy szybko zebrali się i weszli do trzech samochodów.
W jeepie jechał Max jako prowadzący, Liz, Nicholas, Sara i Emily. W pierwszym Mercedesie Michael jako prowadzący, Isabel i Alex. W drugim Kyle, Tess i Maria gdyż nie chciała siedzieć jeszcze w jednym samochodzie z Miśkiem, jeszcze nie była pewna, choć w domu mogła dać uciąć sobie rękę za to że go przeprosi, ale teraz znowu się wahała.
Max miał za zadanie zawieść Sarę i swoją ciotkę do domu i pozostawić bezpieczne przed drzwiami. Tak też zrobił. Potem razem z Nichoasem i Liz wrócili do swojego domu.
Merc gdzie siedziała Maria jako pierwszy zajechał przed dom. Ona szybko wysiadła i pobiegła do swojego pokoju, zamknęła się za pomocą swoich zdolności, aby nikt jej nie przeszkadzał i znowu zaczęła czytać coś w zeszycie, który leżał na łóżku.
Michael i jego samochód (jego, tzn. Liz, ale wiecie...niech będzie) przyjechali chwile później, też zaraz wpadli do domu, wszyscy byli strasznie zmęczeni, chcieli już się w spokoju położyć i spać do późna, ale nie będzie tak lekko jutro impreza, trzeba wszystko przygotować. Co za szkoda.
Guerin poszedł do pokoju, nacisnął klamkę, ale drzwi nie chciały się otworzyć. Od razu domyślił się co się dzieje...Maria...Zrezygnował po chwili i wszedł do pokoju Maxa, aby wziąć śpiwór i rozłożyć się obok tapczanu.
Wszyscy już spali, byli strasznie zmęczeni. Druga w nocy ma swoje prawa, każdemu powieki same zamykały się. Śnili o sobie nawzajem, wspominali życie na Antarze, czekali już chcieli być tam znowu razem, wszyscy. Is chciała uściskać swoją matkę, Alex cieszyć się ceremonią ślubną do końca, Tess żyć już normalnie, razem z człowiekiem którego pokochała, Kyle chciał tego samego. Max pragnął być w końcu z Liz, tak na to czekał, Liz myślała w snach jak powie Maxowi o dziecku. Maria, chciała już wrócić, aby znowu kłócić się o byle co jak zwykle z Michaelem, a Guerin godzić się z nią. Nicholas chciał aby Sara razem z nim wróciła.
Każdy z nich czegoś chciał, bez wyjątków. Niektóre pary tego samego inne w ogóle co innego, ale chcieli i to było ważne.