***
Wszyscy jak na zawołanie obudzili się rano, ok. wpół do siódmej. Umyli się, ubrali, zjedli śniadanie i spakowali do samochodów. Pojechali po Sarę i ruszyli lotnisko.
Pozostawili samochody na strzeżonym parkingu i weszli do budynku. Było w nim pełno ludzi, jakby akurat dziś chciało im się przylecieć, albo gdzieś odlecieć. Wszystkie siedzenia w poczekalni były zajęte, ale jakiś facet ubrany w garnitur puścił Liz widząc ja, że jest w ciąży. Czekali chwilę, zaraz potem odezwał się głos w głośnikach :
— Samolot do Miami...wejście nr 2 – powiedział ktoś przez nos :]
Podeszli do taśmy i położyli swoje torby. Przeszli przez bramki. Jeden z ochroniarzy zatrzymał Alexa.
— Proszę pokazać co ma pan w kieszeniach – jego wygląd im nie odpowiadał
— Panie, wyluzuj...nic nie mam... – chłopak rozłożył ręce w geście rezygnacji i odwrócił się
— Ej ty... stój... powiedziałem wyjmuj wszystko...- jeden z mężczyzn złapał go za ramię
— Oki...- odpowiedział Alex odpychając ręce ochroniarza
— Proszę pana, mu nic nie mamy...tak ładnie proszę... niech nas pan puści... jedziemy na wakacje z przyjaciółki – podeszła do niego Isabel i uśmiechnęła się uwodzicielsko do mężczyzn – proszę...
— Eh, niech wam będzie...- odpowiedział facet mierząc wzrokiem bogate ciało dziewczyny i puścił ich
Weszli do samolotu i zajęli miejsca, mniej-więcej obok siebie. Przy oknie siadła Maria, obok niej Michael, Max, a od brzegu Liz. W następnym rzędzie, środkowym, siadła Is, aby mogła gadać sobie z Parker, Alex, Tess i Kyle. A w trzecim rzędzie siedli Nicholas i Sara.
Jakaś kobieta powiedziała, aby zapięli pasy, wszyscy to zrobili, oprócz Liz która miała z tym lekkie problemy. Zaraz podeszła do niej młoda pracownica i spytała czy może w czymś pomóc.
— Tak bardzo dziękuje, cos się chyba zacięło – odpowiedziała Liz
— Najwidoczniej – odpowiedziała stiuardesa – kiedy rozwiązanie? – spytała z uśmiechem
— Heh...już niedługo...nie wiem dokładnie kiedy – odpowiedziała
— A lekarz pozwolił pani lecieć samolotem, podobno to szkodzi...?
— Nie, powiedział, że powinnam gdzieś pojechać na wakacje...tak dla odpoczynku...- Liz uśmiechnęła się do dziewczyny
— Co się stało?? – spytał Max który był jak dotąd zajęty rozmową z Michaelem
— A zacięło się coś...- odpowiedziała stiuardesa
— Nich pani pokaże, ja to załatwię...- Evans złapał za pas – nie chcę iść – popatrzył na Liz przy której miał właśnie twarz, a ona uśmiechnęła się – zrobimy to delikatniej – załapał jak najdalej, aby nic nie było wydać, używając "siły" odblokował pas
— Dzięki...- powiedziała Liz – Kocham Cię...- szepnęła po chwili
— Przynieść państwu coś do picia?? – spytała pracownica
— JA na razie dziękuje, a wy chcecie...- spytała Liz wszystkich, ale oni nie słyszeli, byli zbyt zajęci rozmowami
— Widzę, że ma pani całą obstawę – zaśmiała się stiuardesa
— Tak, tak... i nie musze się niczego bać – odpowiedziała Parker
Gdy dziewczyna odeszła Liz przysunęła się do Maxa i pocałowała go w policzek. Chłopak nie spodziewał się tego i spytał za co to, a dziewczyna nic nie odpowiedziała, jedynie pocałowała go jeszcze raz tym razem w usta.
Minęło trzy godziny lotu, nudnego lotu. Tematy na które mogli gadać, jak na złość, teraz im się skończyły.
Do zasypiającej na ramieniu Maxa Liz podeszła ponownie stiuardesa i zapytała:
— Może macie państwo ochotę na jakiś film?
— Wie pani uratowała nam pani tyłki, zaraz byśmy z nudów wyskoczyli przez okno – Liz uśmiechnęła się
— Nie ma za co, a jaki film byście chcieli?? – spytała ponownie – i proszę mów mi Meggi
— Dobrze, a więc...Meggi, co macie do zaoferowania??
— No nie wiem mamy wiele filmów, polecam "W rytmie hip hop" (ang. Save a last dance)
— A o czym to?? – do rozmowy wtrącił się Max
— No o baletnicy, której matka umarła i ona wyjechała na NY i poznała wiele fajnych ludzi...no, a zresztą musicie go obejrzeć nie będę zdradzać faktów – Meggi
— Oglądałam ten film jest zaje...tzn. super! – wykrzyknęła Isabel
— Dobra to niech będzie – powiedziała Liz poczym stiuardesa odeszła od nich
Po chwili na ekranach ukazał się film i wszyscy zaczęli z zaciekawieniem go oglądać (polecam mnie się strasznie podoba). Nikt się nie odzywał (w samolocie oczywiście nie byli oni sami, także inni pasażerowie), jedynie Alex czasem wściekał się na Is, bo opowiadała mu co będzie w dalszej scenie i zawzięcie komentowała:
— Teraz, to on powiewie, że ją odprowadzi – szeptała
— IS, proszę nie wyprzedzaj faktów
— Ale ta Nicki to jest ździra – szepnęła po chwili
— Isabel...- uciszał ją chłopak
— No dobrze już siedzę cicho – zrobiła smutna minę – przepraszam
— Nic nie szkodzi – odpowiedział zmieszany – I tak cię kocham- dodał po chwili
— Ja ciebie też...- pocałowała go w policzek
Sara spojrzała przez okno. Zatoka nad nimi wydawała się jakby była malutkim jeziorkiem o czystej krystalicznej wodzie. Gdzie niegdzie widać było białe punkty: żaglówki, łódki, albo czarne: barki, platformy. Dziewczyna leciała po raz pierwszy samolotem i choć bała się trochę na początku, już jej przeszło. Nie bała się, bo miała przy sobie Nicholasa i całą kosmiczną bandę, nie licząc Kyla, którego wręcz nie znosiła. Cały czas ją wkurzał, podrywał, gadał głupoty. Czasem, gdy chciała pobyć z Nicholasem sam na sam, zawsze się wtrącał i przez niego rzadko kiedy mieli chwilę dla siebie. Kiedyś miała ochotę go pobić, za to, że przez cały wieczór gdy koło niej siedział, łapał ją za kolano, albo w pasie.
— O czym myślisz?? – spytał chłopak odwracając się w jej stronę
— A tak, jakoś zamyśliłam się, bez powodu – odpowiedziała z niewinnym uśmieszkiem
— Aham... już wierzę...- odparł Nicholas – Myślisz o...hmmm...o tym jak wyglądam w kąpielówkach – zaśmiał się cicho – bo ja myślałem o tym jak ty wyglądasz w kostiumie
— Zboczeniec! – uderzyła go lekko w ramie – Nie wyobrażałam sobie ciebie w kąpielówkach...ja jestem grzeczna dziewczynką mamusi – udała dumną minę
— Dobra, dobra... a ja jestem w tobie zakochany...- powiedział chłopak
— Żartowałam...
— JA też...- uśmiechnął się, ale widząc, że szybko złapała o co chodzi dodał – żartowałem, że żartowałem oczywiście
— No to, to rozumiem – pocałowała go delikatnie
— Tylko tyle?? – spytał
— Nicholas, jesteśmy w samolocie...!!