Dzięki filmowi czas im się już nie dłużył. Kilka minut po tym gdy się skończył (film) usłyszeli głos pilota:
— Proszę zapiąć pasy, schodzimy do lądowania...- wszyscy posłuchali się.
Chwilę później też poczuli lekkie wstrząsy i przez okno zobaczyli "ląd". Wylądowali bez problemów.
Do wejścia podsunięte zostały schody i wszyscy po kolei schodzili na ziemię. Cała grupa wyszła i czekała na taksówkę. Nagle pod ich zdziwione oczy podjechała długa czarna limuzyna. Wyszedł z niej ubrany w czarną marynarkę i czapkę kierowca i podszedł do nich.
— Witam pana panie Evans, pani Evans – ukłonił się lekko przed Maxem i Liz – witam też państwa – ukłonił się także przed resztą – czy to wasze rzeczy?? – spytał po chwili wskazując na torby obok
— Tak... – odpowiedział Max, ale zaraz potem został pociągnięty za ramię przez Liz
— Co to ma znaczyć? – mruknęła
— No co, powiedziałem, że będą same wygody, a limuzyna jest jedną z nich, przecież nie możemy się pokazać przed takich hotele w taksówkach – odpowiedział
— Max...!! – podbiegły do niego Maria, Is i Tess oraz Sara – Czy to nasza?? Możemy wejść – spytały naraz w podskokach, widząc pozytywne machnięcie głową przez Evansa pobiegły szybko do samochodu i wskoczyły do środka
— Czasem wydaje mi się, że jesteś dla mnie za dobry – Liz już nie mogła wytrzymać także była tym strasznie podniecona i weszła pospiesznie do limuzyny
Tak też zrobiła reszta.
W środku były piękne skórzane obicia, dużo miejsca. Po chwili z ciemnej szyby wyłonił się kierowca i spytał gdzie jechać, Max wskazał mu miejsce pobytu i ruszyli w kierunku hotelu.
Maria od razu odsunęła szybę u góry i wyjrzała. Wiatr rozwiewał jej kasztanowe włosy – których kolor zmieniła w ciągu ostatnich dni – i zaczęła drzeć się:
— Miami, zbliżamy się, aliens-gang rozłoży to miasto na łopatki!!!!!
— De luca uspokój się – na dół ściągnęła ją Isabel – Narobisz nam lipy!! – wydarła się na nią
— Dobra, spoxiu, już nie będę – broniła się i siadła posłusznie na siedzeniu.
***
Jasna sofa, skórzana była miękka, aż się w nią wpadało. Dywan milutki, można by chodzić na bosaka, a stopa by na pewno nie zmarzła. Barek pełen, stereo można by pozazdrościć. Jacuzzy (źle napisałam L ) gotowe zawsze. Pięć sypialni: dwie z dwoma łóżkami, trzy z jednym dużym. Wiele przestrzenie, niebieskie kolory, widok z ostatniego piętra na przepiękną wodę. Na dole basen zamknięty i odkryty, restauracja. A całość w stylu królewskim. Wprost dwa kroki do plaży, czego chcieć więcej.
— Witamy w apartamencie prezydenckim – powiedział bagażowy do zebranej tuż za nim dziesiątki przyjaciół
— Dziękujemy – odparł Max
— Czy mogę jeszcze w czymś pomóc to...- zaczął chłopak, ale widząc, że Maria podchodzi do niego z banknotem dokończył szybko – będę na dole, proszę wołać Jack'a – i wyszedł zamykając drzwi
— AAAA – piszczały dziewczyny – Max jesteś boski!!! – podbiegały po kolei i całowały go w policzek
— Ej...przepraszam...ja jestem zazdrosny – powiedział Kyle
— Stary... uspokój się...wiesz jakbyś mi pomógł też byś miał takie powodzenie – drażnił się z nim Evans klepiąc po ramieniu
— Wiecie co, ja mam ochotę iść cos zjeść, a wy??? – spytała po chwili Isabel
— Pewnie!! Oczywiście!! – wykrzyknęli wszyscy naraz
Wyszli z apartamentu i zjechali windą na dół do restauracji. Gdy weszli do dużego pomieszczenia stało już tam duży zastawiony stół. Siedli przy nim i zaraz po chwili podszedł do nich kelner:
— Witamy pana, panie Evans i pana żonę oraz przyjaciół, zaraz podadzą obiad
— Dobrze – odpowiedział Max i uśmiechnął się do Liz, która jedynie pomachała dziwnie głową
— Dlaczego nas nie nazwałeś?? – spytała Tess z udawaną smutną miną
— Heh, mylicie się – zaśmiał się cicho – Ty Tess i ty Kyle jesteście rodzeństwem Valnty, Sara jest siostrą Isabel, a Nicholas Alexa, Maria i Michael są po prostu razem, a Is i Alex są zaręczeni – opowiadał chłopak
— Dlaczego ja i Tess jesteśmy rodzeństwem, przecież jak zob...
— Zamknij dupę...- wtrąciła Maria – zamulasz tymi uwagami!
— Właśnie przestań, albo pobawię się tobą moimi mocami – Tess przysunęła się do niego i pomachała strasząc go rękami
— Dobra, dobra już... sio... – odpowiedział przestraszony
Po kilku minutach kelnerzy przynieśli dania, a oni zaczęli zajadać smakołyki godne króla. Wszystko, oczywiście za prośbą Maxa, było na ostro, bardzo ostro.
Po kolacji powrócili do pokoju i rozpakowali się.
Isabel włączyła "wannę" i poszła przebrać się w kostium. W jej ślady poszła także Liz i Maria. Tess zabrała Kyla na przechadzkę po hotelu i okolicach. Sara i Nicholas siedli zaraz przed telewizorem i zaczęli oglądać jakieś filmy, których była cała szafka. Dosiedli się do nich Max, Michael i Alex.
Dziewczyny wyszły w pięknych kostiumach. Max spojrzał na Liz która wyglądała prześlicznie w białym bikini pokazującym jej piękny brzuszek (pomieszczenie było bardzo podobne do apartamentu w Las Vegas, a więc "bąbelkowa wanna" stała w tym samym pomieszczeniu jak kanapa i telewizor). Uśmiechnął się do niej z wzajemnością, a ona weszła do wody i razem zaczęły plotkować.
— Is...ty masz tatuaż...ale fajniutki – powiedziała Maria wskazując na tatuaż w okolicy biodra
— To on mnie namówił – wskazała na Alexa z udawaną wściekłą miną
Chłopak udał, że się przestraszył, a później uśmiechnął się
— Alex, możesz mi dać szampana i kieliszki?? – powiedziała Isabel
— Zaraz...chwile bo jest kluczowy moment...- odpowiedział
— Ale ja cię proszę...i daj też sok jabłkowy dla Liz...Alex słyszysz!! – powiedziała głośniej
— Tak już idę – odparł z kwaśną miną i podszedł do barku wyjmując napoje i szklanki i podał dziewczynie
Po chwili naszła go ochota wskoczenia tam do nich, a zwłaszcza widząc pod wodą czerwony stanik Is. Zaczął się rozbierać. Dziewczyny patrzyły na niego dziwnie. Alex rozebrał się do slipek i wskoczył do wody.
Max i Michael usłyszał tylko cichy plusk i popatrzyli do tyłu. Widząc, że ich przyjaciel dołączył do dziewczyn i ich naszła ochota. Popatrzyli na siebie i zerwali się z kanapy. W biegu po niewielkich schodach zaczęli zdejmować ubranie. Gdy stali przy "wannie" zaśmiali się cicho i wskoczyli do wody. Jedynie Sara i Nicholas nie skusili się na to. Woleli poczekać, a poza tym nie było już miejsca.
***
Kyle i Tess szli przez niewielki ogródek przed hotelem. Trzymając się za ręce cały czas uśmiechali się. Było ciepło, bardzo i choć robiło cię ciemno, nie odczuwało się chłodu, ani powiewu wieczornego wiatru. Szli tak, nie odzywając się przez chwilę, potem siedli na ławce. Tess, przed jakimkolwiek słowem wypowiedzianym przez niego, pocałowała go. Przyzwyczaili się do bliskości między sobą, przez ostatnie kilka dni byli oficjalną parą.
— Jak ci się tu podoba?? – spytała Tess po pocałunku
— No jest nieźle, barek pełen, jedzenie dobre...czego chcieć więcej, szkoda tylko że nie ma striptizu – powiedział poważnie, ale widząc minę dziewczyny po ostatnich słowach zaśmiał się – Żartowałem, ty mi wystarczysz
— No to, to rozumiem...
— Wiesz co...boję się trochę wrócić tam...choć w ogóle nie pamiętam tamtego życia – mina posmutniała mu trochę – A jeżeli oni znowu mnie zamkną, no wiesz, twoja rodzina??
— Ja na to nie pozwolę, zależy mi na tobie i chce, abyś był przy mnie, przynajmniej jako przyjaciel – odpowiedziała konsekwentnie Tess
— Mnie na tobie też... – pocałowali się ponownie, tym razem długi i namiętnie
***
Wszyscy się świetnie bawili w "bąbelkowej wannie", żartując. Większość ty żarcików było związane z Liz i jej stanem, śmiali się, że dzieciaki dostaną wstrząsów w jacuzy.
Zbliżała się dziewiętnasta. Isabel postanowiła pójść się przejść na plaże, aby zobaczyć zachód słońca. Oczywiście Alex szybko się ubrał i zdecydował pójść z nią, bo jak to ujął "boi się o nią, przecież może ją napaść jakiś zboczeniec".
W taki sposób z domu wybyli z domu także Is i Alex.
Liz wypiła do końca swój jabłkowy soczek i wyszła, aby się ubrać w piżamę, nie miała zamiaru już nigdzie iść. Założyła swoją niebieską koszulę nocną, którą ostatnio dostała od Maxa, a do tego takie same niby spodenki. Poszła do salonu i na samym wejściu rzuciła:
— Mam ochotę na górę lodów z polewą truskawkową, a z pięć gałek, a do tego rurkę i brzoskwinie! – miała straszna ochotę na to, a jej stan pozwalał na różne zachcianki
— Robi się – odezwał się Max złapał z telefon stacjonarny i wykręcił numer restauracji
— JA też poproszę – powiedziała Maria i Sara naraz
— Jak wszyscy to i ja, ale mniej poproszę – powiedział Michael
— Dzień dobry, mamy tu małe zamówienie...prosimy lody, najpierw pięć gałek: Waniliowa, truskawkowa, cytrynowa, jabłkowa i malina do tego truskawkową polewę i rurkę – mówił Evans do słuchawki
— I Brzoskwinie! – wykrzyknęła Liz
— Tak i brzoskwinie, drugie dwie gałki, śmietana i malina, dwie po trzy: malaga, orzech i truskawka oraz czekolada, kawa, jabłko. Następna to wszystkie truskawkowe z bita śmietaną
— O, ja chcę jeszcze śmietanę ! – ponownie odezwała się Liz
— No i to pierwsze też ze śmietaną, a ty Nicholas jakie chcesz??
— Ja to niech będzie dwie malaga i czekolada – odpowiedział chłopak, a Max przekazał to.
Czekali kilka minut, aż ten sam bagażowy który był rano przyniósł tace z pucharami lodów. Największy oczywiście należał do ciężarnej, która od razu zaczęła jeść. Dołączyła do niej reszta. Siedli na tapczanie i zaczęli rozmawiać. O dziw temat ponownie zszedł na Liz i jej dzieci.
— Liz, nie mówiłaś nam jeszcze, jak nazwiesz te małe stworki?? – spytała Maria zawsze ciekawska
— Właśnie, przecież to jest bardzo ważne – dodała Sara
— No wiecie...wiem już dawno jak to będzie...
— No powiedz nie trzymaj w niepewności...- powiedział Michael, a reszta zaśmiała się z niego – no co tez jestem ciekaw
— A ja wiem...- uśmiechnął się dumnie Max
— A skąd ty możesz wiedzieć – spytała Liz
— No wiesz, męczą mnie te wspomnienia z Antaru i ostatnio miałem takie właśnie cos i mówiłaś mi, jak nazwiesz swoje dzieci..- opowiadał szybko Evans
— No to może być prawda...- rozmyślał głośno Nicholas – Wiesz, może ty tego momentu nie pamiętnasz
— Pamięta dobrze, tylko go sprawdzałam, a więc jak je nazwę?? – spytała Maxa
— Tak dla chłopca to będzie Tommy, a dla dziewczynki Aliya... zgadłem??
— No dobra, wygrałeś
— A jak będą dwie dziewczynki?? – dociekała Maria
— Tak to podzielę, jeżeli będzie jedna dziewczynka, to Aliya Maris, a jak jeden chłopiec to Tom Rath, po moim najukochańszym braciszku – Liz pocałowała Michaela w policzek – ale wiem, że jego imię na Antarze dziedzica tronu będzie takie jak każdego króla: Zan, ale to tylko oficjalnie
— Ej...to ja miałem jakieś inne imię?? – spytał ciekawy Max
— Nie ty byłeś wyjątkiem , nie wiem czemu, podobno nie reagowałeś na inne – odpowiedział Nicholas
— A skąd ty to wiesz...jesteś jego ojcem czy co?? – zdziwił się Michael
— No przez pierwsze kilka lat jego życia z dala od was wszystkich, wtedy co musieli go gdzieś aby ukryć, ja się nim opiekowałem...ale on oczywiście tego nie pamięta i nawet mi nie podziękuje, że byłem z nim, aby mu opowiadać o księżniczce z Avarh – żalił się chłopak
— Czekaj, czekaj... Maris....Mar...Maria... Is...Isabel – rozmyślała Maria – przecież to od naszych imion mojego i Isabel prawda?? – spytała podskakując, a widząc że Liż przytaknęła rzuciła jej się na szyję – Dzięki!! – powtarzała