***
Liz gdy tylko usłyszała, że zaraz teren się zwolni, wstała z łóżka i podeszła do lustra. Poprawiła makijaż który rozmazał się pod wpływem łez.
— Liz, nie martw się. Wszystko będzie dobrze. On po prostu nic nie pamięta- mówiła sama do siebie
Po upływie ok. 10 min, zamknęła oczy, wciągnęła powietrze i skoncentrowała się "Nareszcie poszli, chata wolna". Otworzyła naraz oczy i otworzyła drzwi. Wyszła i stanęła przy lodówce. " Poproszę lody waniliowe" I wyjęła z zamrażalnika cały kubeł lodów (nie znaczy to, że sobie je wyczarowała). Rzuciła się na tapczan, wyjęła z szafeczki obok Discmana i włączyła. Zajadając lody słuchała, z zamkniętymi oczami, swojej ulubionej płyty, Dido. Właśnie leciała jej ulubiona piosenka "White Flag". Wstała i zaczęła kręcić się w kółko po całym pomieszczeniu, w dalszym ciągu zajadając lody.
W tym samym momencie, gdy piosenka się skończyła ona poczuła wielki przeszywający ją ból. Otworzyła oczy. Przed nią stał jakiś facet. Popatrzyła na miejsce gdzie bolało ją najbardziej. W brzuchu miała wsadzony wilki nóż. Otworzyła z bólu usta, z rąk wypadło jej pudełko lodów i osunęła się bezwładnie na podłogę. Słyszała tylko półprzytomna jego śmiech i słowa "Nasado Będzie zadowolony"
***
Max biegł jak strzała przez tunel choć jeszcze nie znał drogi wiedział gdzie biec. Zatrzymał się dopiero przed wejściem stanął jak dąb. W pomieszczeniu stał jakiś facet, trzymał cały zakrwawiony nóż w dłoni i z szyderczym uśmiechem na twarzy. Lecz nie to zwróciło jego uwagę, na podłodze tuz obok tamtego leżała ona, Liz. Cała zakrwawiona. Bez namysłu wystawił rękę przed siebie i blask niesamowicie niebieskiego światła rzuciła tamtego o ścianę. Podbiegł do dziewczyny ze łzami w oczach i powiedział:
— Liz, musisz na mnie spojrzeć proszę – dziewczyna resztkami sił otworzyła oczy i spojrzała na Maxa. Chłopak położył dłoń na jej ranie z niej wydobyło się identyczne niebieskie światło.
~*BŁYSK*~
Max widział migawki życia na Antarz. Jak poznał Liz, Ave, na balu z okazji jego 14 urodzin, jak od tamtej pory bawili się cały czas razem, jak oświadczył się jej na jej urodzinach, jak Khivar oznajmił, że jeżeli nie będzie z Khivą zamorduje Vilandre, jak potem spotykali się potajemnie
~*BŁYSK*~
Max poczuł ból w klatce piersiowej. Pochylił się lekko, aby odetchnąć. Nagle usłyszał głos:
— Max, Max co się stało?? – mówiła jeszcze trochę nieprzytomna Liz.
— Liz, udało się. Żyjesz – chłopak złapał ją za rękę i przysunął do swojej piersi. Liz usiadła i przytuliła się do niego.
— Liz, Liz co się stało??- wykrzyknęły naraz Maria i Is które właśnie przybiegły. Widząc plamę krwi na bluzce Liz rzuciły jej się na szyję. Max wstał i podszedł do leżącego nieruchomo faceta pod ścianą.
— Kto cię tu nasłał, mów bo inaczej zginiesz – złapał go za koszule i przyłożył dłoń do jego serca – gadaj go cię zabiję
— To Nasado – i osunął się z braku sił. Wszyscy słysząc to popatrzyli na siebie z niedowierzaniem.
***
— Boże, ja go zabiłem – Max odsunął się od mężczyzny – ja zabiłem człowieka
— Max...- do chłopaka podeszła Is – ty po prostu broniłeś jej, swojej...- w tym samym momencie usłyszała głos Liz "Proszę, Is, jeszcze nie czas" – ...Liz, uratowałeś ją
— A to poza tym nie jest człowiek...- wszystkie twarze zwróciły się w stronę Marii – to jest Skór
— Kto?? – spytali Isabel i Max naraz
— To takie istotki, które żyją na planecie Khivara, są im posłuszne, i niszczy je światło – dopowiedziała Liz
— Popatrzcie na jego twarz – dodała Maria wskazując na mężczyznę
— Przecież on wygląda jak stary dziad – powiedziała Is z kwaśną mina. Faktycznie facet który przed chwilą nie wyglądał na więcej niż 30 lat, teraz na co najmniej 70.
— Zaraz stąd zniknie, pozostanie tylko kupka pyłu – Liz strasznie zpowarzniała. I tak też się stało.
Nagle w mieszkaniu pojawili się Michael i Alex. Gdy tylko zobaczyli krew na ubraniu Liz podbiegli do niej i obrzucili mnóstwem pytań typu: "Co ci się stało?" Isabel opowiedziała im wszystko, ale gdy doszli do wątku o Nasado, Michael przerwał:
— Czekaj, czekaj, Jak to Nasado nasłał tego faceta na ta dziewczynę??
— Ona ma imię – powiedziała Maria poprawiając beznamiętnie chłopaka – Liz
— Dobra, mniejsza o to...co to wszystko ma znaczyć??
— Bardziej by cię to interesowało jakbyś wiedział, że to twoja siostra – mruknęła pod nosem De Luca
— Co?? – Michael jednak to usłyszał
— No bo...Liz proszę nie przerywaj mi mam tego dość – zwróciła się do brunetki-...Liz to twoja siostra, Tam i tu też – i eksplodowała
— Liz czy to prawda??- spytał Max
— Tak – mruknęła pod nosem – Tak jestem siostrą Ratha, księżniczką AVARH. Jednej z planet układu 5 planet. Po co ja to wam mówię – Liz złapała się za głowę
— Liz, dobrze, że to zrobiłaś. Przynajmniej niech wiedza tyle na razie – do dziewczyny podeszły Maria i Is przytulając ją.
— A możemy wiedzieć trochę więcej?? – spytał niepewnie Max
— Co jeszcze możecie wiedzieć?? Hmm...no może to, że ja i Maria jesteśmy także książętami, no ja to już królem, planet też w tym samym układzie. Maria jest z tak zwanej Soris, a ja Ashmah (czyt. Aszmah). Wiecie już, że Isabel i Max jesteście rodzeństwem. I to na tyle – opowiadał z obojętną miną Alex, cały czas patrząc na Is
— A co z Tess?? – spytał po chwili Machael gdy poukładał sobie wszystko
— Tess...No o to muszę się zapytać Liz...Mogę??
— Tess, jest siostrą Khivara...- Liz odpowiedziała sama na to pytanie, podchodząc powoli do Maxa. Evans i Guerin zamarli, nagle Max spojrzał na siostrę
— Is, nawet mi nie mów, że wiedziałaś o tym – patrzył na nią pytająco
— No...ja wiedziałam, ale nie wszystko – Is wiedząc, że Max i tak jej to wybaczy udawała smutną minę.
Alex myśląc, że to naprawdę, podszedł do niej i bez wahania przytulił ja. A ona odwzajemniła to. To samo zrobił Max podchodząc bliżej Liz i łapiąc ja w pasie (w tle piosenka Nickleback "Sameday").
Maria nie mogąc na to wszystko patrzeć odwróciła się napięcie. Nagle poczuła jak ktos łapię ja z jeden bok. Odwróciła się. Był to Michael, popatrzył jej głęboko w oczy i powiedział:
— Proszę cię pozwól mi chociaż raz...- dziewczyna zamiast odpowiedzi pocałowała go delikatnie w usta i przytuliła mocno.
Miłą atmosferę przerwał telefon Maxa:
— Max, to ja Tess, nie wrócę dziś na noc, jestem u ciotki...tak u ciotki Jenny...opowiadałam ci kiedyś o niej??
— Nie
— To trudno, wrócę jutro albo pojutrze, na razie
— Na razie – Max wyłączył telefon
— To Tess?? – spytała Liz, Max przytaknął
— Czego chciała?? – spytał ostro Michael
— Nic, nie będzie jej około 2 dni – odpowiedział chłopak
— Aha...tym lepiej dla niej, będzie miała 2 dni spokoju- Is uśmiechnęła się do Alexa
— Dobra mamy 18 co robimy?? – spytała Maria
— O...zapomniałem wam powiedzieć, jutro o 20 jest ta impreza w Zayanie – powiedział Alex
— Dobra, ja nie idę, nie mam ochoty – odpowiedziała Liz
— Ja też, po dzisiejszym nie mam siły – dodała Maria
— A ja pójdę z przyjemnością – Isabel zwróciła się wyłącznie do Alexa
— Oki, dziewczyny przyszykujecie ją na jutro? – spytał Alex
— Spoko, Jutro i tak nie mamy co do roboty, ja przy okazji zrobię większe zakupy jedzenia – powiedziała De Luca
— A ja, pójdę po prostu dla przyjemności...- Liz lubiła takie wypady
— Nie, ty to idziesz zrobić zakupy jakiejś ładnej wieczorowej sukni – powiedział Max
— Jakiej sukni, ja nie chodzę w czymś takim...- Liz zrobiła skwaszoną minę
— To załóż ją przynajmniej jutro na kolacje, proszę – Max zrobił błagalny wyraz twarzy
— Jaką kolacje??
— No jutro o 20 pójdziesz ze mną do ekskluzywnej restauracji. W takim stroju raczej nas nie wpuszczą, nie sądzisz – Max wskazał na skąpe ubranie dziewczyny
— Masz coś...- Liz próbowała udawać złą, ale zaraz jej przeszło – Ale ja nie umiem...
— Is ci pomoże, prawda siostrzyczko?? – Max zwrócił się do Isabel
— Oczywiście, wy mi, ja wam – uśmiechnęła się szeroko i siadła wygodnie na kanapie, tak samo jak ona postąpiła reszta.