***
Michael położył się spać dużo wcześniej niż reszta. Dziś spał u Alexa razem z Maxem. Nicholas gdzieś pojechał, Nasado nie było, a Lonnie i Rath pojechali na kilka dni do Vegas, pobawić się trochę. Tess jak to ujęła pojechała do cioci Jenny.
Cieszył się bardzo, że przez te dwa dni zdołał w jakiś sposób pokazać się Marii. Polubił ja za jej niezależność. Sam nie widział dlaczego w ciągu dwóch dni poczuł do niej coś takiego, to nie była tylko sympatia, to było coś o wiele więcej. Ale nie tylko to go dręczyło. Ciekawiło go też to, co powiedziała. Ta cała Liz, jak ona mogła być jego siostrą, przecież jej nawet nie pamięta, kim ona była oprócz zwykłej księżniczki Avarh? Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi. Tak go to dręczyło, że nawet nie zauważył gdy jego głowa opadła na bok i zasnął.
~*BŁYSK*~
Michael znalazł się w wielkim lśniącym korytarzu. Na małym krzesełku siedział młodziutki chłopiec, ok. 3 lata. Nagle twarz malca uniosła się, i spojrzała na wielkie drzwi. Z nich wyszedł młody mężczyzna. Podszedł do chłopca i powiedział:
— Rath, masz siostrzyczkę, wymyśliłeś już dla niej imię??
— Tak, tato, może być Ava?? – spytał malec, Micheal jakby zamarł słysząc swoje Antarskie imię, a potem Antarskie imię Tess – Ava.
— Bardzo ładne imię. Chcesz ją teraz zobaczyć?? – spytał ponownie mężczyzna
— Tak, bardzo... Gdy Zan ją pozna na pewno ją polubi – powiedział uradowany mały Rath
— Zan, pozna swoją przyszłą królowe dopiero na swoje 10 urodziny, bo teraz musi odlecieć na kilka lat na inną planetę. Król Antaru znowu walczy z planetą Librus, Starszy Khivar nie chce odpuścić. Ale księżniczka zostanie, będziesz miał z kim się bawić, a poza tym, na Soris i Ashmah też są dzieci. Zaprzyjaźnisz się z nimi na pewno – opowiadał mężczyzna, wprowadzając chłopca do komnaty. Michael poszedł z nimi. W komnacie leżała kobieta, brunetka. Na rękach trzymała noworodka. Guerin gdy tylko popatrzył na jej oczy poznał je, to były oczy Liz, te niewinne, pełne ciepła.
— To jest księżniczka Avarh – Ava, twoja siostra, i przyszła nażyczona Zana, księcia Antaru.
~*BŁYSK*~
Tym razem Michael znalazł się w pięknych ogrodach tuż obok wielkiego zamku.
— Ava, Ava gdzieś ty znowu się schowała?? – nagle przed jego oczami pojawił się...Troszkę już starszy Rath ok. 7 lat i młodsza trochę od niego dziewczynka
— Ava, proszę cię już czas na obiad jeżeli zaraz się nie stawimy to już nie dostaniemy, dopiero kolacja, Ava!! – mówiła dziewczynka
— Rath, Vilandra już idę...auć...jestem obok róży – krzyczał ktoś zza krzaku białej róży – chciałam tylko zerwać dla Marii i Alexa różyczki – nagle wyskoczyła stamtąd mała 4 letnia dziewczynka
— Ava, choć już – Rath pociągnął ją za rękę w stronę pałacu
~*BŁYSK*~
— Maaaammmoooo!!!! Rath znowu mnie gania z żabą!! – za uciekającą Avą biegł Rath z wielką oślizgłą żabą
~*BŁYSK*~
— Av, mam zaszczyt przedstawić ci mojego dawno oczekiwanego przyjaciela, Zana!! – Maria, Alex, Vilandra i Ava siedzą w wielkiej altanie. Są już w wieku od 13-15 lat. Nagle podchodzi do nich Rath z gościem.
— Witam księżniczkę – Zan ukłonił się nisko przed Avą
~*BŁYSK*~
— Rath, Uciekaj!!!!!!- krzyczała nastoletnia Ava – Ratuj resztę!!! Spotkamy się za 50 lat na Ziemi
— Ava!!!!!! Ava nie!!!!- wrzeszczał Rath patrząc jak dwóch skurów zabija Avę i Zana- Zan!!!!!!!!!!!!!!
~*BŁYSK*~
Michael budzi się rano, nikogo nie ma już w tym pokoju. Cały zalany potem. To nie był zwykły sen to jakiś koszmar wspomnień. A więc to prawda, Liz była jego siostrą, księżniczką Avarh i prawdziwą Avą. Tess to tylko wieka kłamczuch, nadzorowana przez Nasado i swojego brata Khivara. Pewnie teraz obmyślają nowy plan zabicia Avy, o nie on na to nie pozwoli już nigdy, nie pozwoli sobie patrzeć na jej śmierć drugi raz.
Szybo wstał i wyszedł z pokoju. W salonie nikogo nie było. Spojrzał na zegarek, była równa 11. Podszedł do kuchni. Na stole leżała kartka: "Michael, dziewczyny pojechały na zakupy, ja i Alex poszliśmy na chwile do miasta załatwić kila spraw. Będziemy po 11. Max Ps: O czym ty śniłeś dziś w nocy, krzyczałeś przez sen...- Czyżby senny orgazm (Alex)"
— Ha, ha, ha...ale śmieszne – powiedział sam do siebie -Ciekawe czy zostawiliście coś do jedzenia – podszedł do lodówki, aby sprawdzić. Na jednej z półek leżał talerz pełen kanapek i małą karteczkę – " Michael, to kanapki dla ciebie. Jeżeli nie będą ci smakować, miej pretensje do Marii, uczyłam ją robić dobre kanapki, nie zbyt jej to wychodziło. Is" -przeczytał na głos. Wziął kanapki i rzuci się na tapczan. Chwycił pilota i włączył telewizje.
***
2 godz. Wcześniej...
W kuchni siedzi Liz, Is i Maria przygotowując omlet. Isabel śmieje się jak nigdy. Dziewczyny tak kaleczą, jak można nie umieć robić zwykłego omletu. Nagle w kuchni pojawia się Max w towarzystwie Alex'a.
— Nie tak, mówiłam, żebyś czekała aż nie będzie spływać!- krzyczała Is do Marii
— Jak tam idzie naszym kucharkom – spytał Alex, ziewając
— Szczerze, to źle, bardzo źle! – Evans opuściła z niechęci ręce całe w mące
— Is, przestań to nasz pierwszy raz...- Liz gdy tylko zobaczyła dziwny uśmiech na twarzach chłopaków dodała – ...bez skojarzeń proszę
— Alex, spróbuj, prawda że dobre – Maria podała przyjacielowi kawałek niezbyt estetycznie wyglądającego omletu – ty zawsze mnie chwalisz – uśmiechnęła się błagająco
— Ta...pyszne -powiedział Alex ledwo przełykając ciasto – ale czegoś mi tu brakuje, czy przypadkiem nie zapomniałaś tego usmażyć?? – spytał
— Alex, myślałam, że ty chociaż będziesz dla nas dobry! – Liz i Maria zaczęły udawać że ryczą. Liz natychmiast wpadła w ramiona Maxa przytulając się do niego.
— A mój Romeo jeszcze śpi??!! – spytała Maria krzyżując ramiona – czy on tak zawsze??
— Nie, chyba, że tak jak dziś w nocy śnią mu się koszmary i gada przez sen – powiedział Max nie wypuszczając Liz z ramion
— Pewnie miał senny orgazm – dodał Alex, a po chwili wszyscy zaczęli się śmiać
— Dobra dziewczyny, musimy już iść...mamy dużo spraw do załatwienia w ... centrum handlowym!! – po opadnięciu całej sytuacji Is "odczepiła" Liz od Maxa i razem z Marią podreptały w stronę wyjścia.
Max i Alex, gdy jednak poczuli głód, postanowili wybrać się cos zjeść. Zostawili kartkę dla Michaela, "aby przypadkiem nie popłakał się jak zobaczy że nie ma nikogo" (Alex).
***
Nowy Jork jedno z największych miast USA. Pełno samochodów, wieżowców, ludzi. A najbardziej interesujące dla Liz, Isabel i Marii były jednak sklepy. Mnóstwo sklepów. Dziewczyny spacerowały od jednego centrum handlowego do drugiego, szukając jakiejś kreacji dla Liz, na jej pierwszą prawdziwą randkę. Taka randkę jakiej jeszcze nie przeżyła, Kosmiczną Randkę.
— Dobra Liz powiedź szczerze, jak było?? – spytała w pewnym momencie Is
— Z czym?? – Liz nie zbyt wiedziała o co chodzi
— Wiesz, randki z kosmitą jeszcze nie miałaś, ale już przeżyłaś kosmiczny sex – odpowiedziała nieznacznie Maria
— Normalnie!! – odpowiedziała beznamiętnie Liz
— Normalnie, jak możesz tak powiedzieć...To był przecież sex z moim bratem!! – wykrzyknęła Is na całą hale, aż ludzie się za nią obejrzeli
— Isabel, uspokój się...Alex na pewno nie będzie dziś lepszy od Maxa – Liz zaśmiała się pod nosem
— O nie ja nie jestem taka łatwa – Evans pokazała język
— Dobra zakładamy się. Daję 100 – i Liz podała rękę dziewczynie
— Ok. – Is bez wahania przyjęła wyzwanie
Trzy, cały czas śmiejące się dziewczyny, przechodziły przez progi najdroższych sklepów. W końcu Liz, miała dość. Nic z tych rzeczy jej nie pasowało. To wszystko było dla niej taki ELEGANCKIE. Nigdy dotąd nie nosiła takich ciuchów. Liz miała już swoje własne wyobrażenie takiej sukni. Siedziały już tu od ponad 4 godzin i nic. Jedynie kupiły coś dla Isabel na dzisiejsza imprezę. Nagle Liz stanęła przed jedną wystawą i powiedziała:
— Ta jest super! – na manekinie zobaczyła piękną, czarną, połyskującą w różnym świetle sukienkę. Miała długie rozszerzane rękawy. Z przodu była jakby wycięta zepsutymi nożyczkami. "Dziurę" oddzielał pod biustem mały sznureczek. Dzięki temu miała ona wielki dekolt.
— Mnie się niezbyt podoba, jest taka jakaś inna, jakby ufoludki w niej chodziły...ups...zapomniałam...my nimi jesteśmy – dodała Isabel
— Isabel, byłam w takiej samej sukni podczas kiedy Zan mi się oświadczał TAM. Ja musze mieć taką, może dzięki temu sobie coś przypomni – Liz miała mnustwo iskierek w oczach
— A nich bierze jak jej się podoba, ja tam tego tak dobrze nie pamiętam, aale cos mi tam świta – dodała Maria wykończona już tym łażeniem
— Oki bierzemy i zmykamy, musimy jeszcze: cię jeszcze umalować, uczesać, zmusić do zdjęcia kilku kolczyków, przygotować kolacje tak aby Michael myślał, że to Maria zrobiła, ja muszę się wyszykować...- wymieniała Is w drodze do środka sklepu.
Liz, Maria i Isabel po przymierzeniu i zakupieniu sukienki. Ruszyły w kierunku wyjścia.
***
Michael zdenerwowany, że jeszcze nie ma Maxa i Alexa postanowił zadzwonić do Evansa. Chwycił komórkę i wykręcił numer:
— Max...Gdzie wy do cholery jesteście??!
— No my, kupujemy prezenty...dla dziewczyn – Max z lekkim wahaniem odpowiedział
— I zabezpieczenie!! – nagle Michael usłyszał w słuchawce głos Alexa
— Ha, Ha, trzeba było tak od razu, mnie tez możecie kupić, może się przydać – odpowiedział Michael
— Dobra, zaraz będziemy...za 10 min
— Ok., Na razie
Guerin poczekał jeszcze kilka minut na chłopaków, którzy jak obiecali tak się pokazali