Rozdział 5 Melaya
—Wyjdźmy na zaplecze, żeby porozmawiać w spokoju-zaproponował Max.
—Chwileczkę. Po pierwsze nie wiem czy coś wam powiem, a po drugie..
—Jak to nam nie powiesz?-przerwał jej Michael.
—Przez 40 lat ukrywam sie na Ziemi i walczę z ludźmi Khavara. Mam już tego wszystkiego dość.-odpowiedziała Melaya.
—My walczymy przez kilka lat, ale z pewnością mamy lepszą historię do opowiadania.-powiedział Michael.
—Czyżby?-nie dowierzała Melaya.
—Michael, przestań-rozkazał Max.
—Spokojnie, ona i tak nic nie wie.-bronił się Michael.
—Po drugie możemy tu rozmawiać-Melayę.
Dopiero teraz zauważyli, że wszystko dookoła jakoś zwolniło.
—Co się dzieje?-spytali zdziwieni.
—Sprawiłam, że ci ludzie są jakby we śnie. Nie będą później pamiętać mnie ani tamtego człowieka.
Dla nich nie zdrzyło się nic niezwykłego.-odpowiedziała Melaya.
—A czy mogłabyś odczarować naszych przyjaciół?-spytała Liz.
Melaya zamknęła oczy i w tej samej chwili Kyle i Maria ocknęli się.
—Kim ona jest?Co ona tu robi?-spytali.
—Jestem Melaya i jestem kosmitką.
Maria zlustrowała ją wzrokiem, ale przywitała się.
—Cześć, jestem Maria i jestem żoną kosmity Michaela.
Wszyscy wybuchnęli na to śmiechem.
—Czy możemy wreszcie porozmawiać?-spytał Max.
—o czym?-odparła Melaya.
—O tobie i Antarze.-powiedział Max.
—Nie wiem czy mogę wam ufać.Jesteście z Antaru, ale to nie wystarczy.
—Wiemy o Antarze więcej niż myślisz.-powiedziała Liz.
—Jeżeli jesteś wrogiem Khavara, to naszym przyjacielem.-powiedział Max.
—Ej, Max teraz ty przystopuj. Ona nam nie ufa, a my mamy zaufać jej?-rzekł Michael.
—A czego wy możecie się bać? On na was nie poluje, bo już bylibyście martwi.
Zapadła cisza. Mealya zrozumiała.
—Próbował was zabić? i żyjecie?
—Na nasze szczęście tak.
"Oni są dziwni. Czuję, że mogę im zaufać, ale mają swoje tajemnice, których mi nie wyjawią. Mają dużą moc. Musieli byc wysoko na Antarze."
"Max tylko nie wspominaj jej o strzelaninie w Crashdown, o mojej mocy i o waszym poprzednim życiu."-Liz przekazała Maxowi prośbę.
—Zgoda. Powiem wam. Jestem Melaya...
—To już wiemy-powiedział zniecierpliwiony Michael.
—Królowa planety Lamper-Melaya nie zważała na męża Marii.
Zapadła cisza.
—Nic dziwnego , że Khavar cię ściga.-przerwał milczenie Max.
—On mnie wysłał na Ziemię. Włada 2 planetami Układu. Potrzebna mu trzecia, aby miał większość głosów w radzie władców nikt z trójki nie chce się poddać. Poza tym królem Antaru jest Zan, nawet jeśli nie żyje na Antarze. Dlatego Khavar nie ma nawet 40% głosów. Musi albo zabić Zana albo przejąć władzę na kolejnej planecie.
—Nie możemy do tego dopuścić. Wiesz gdzie są pozostali władcy?-spytał Max.
—Z dwoma się kontaktowałam. Są na swoich planetach, ale Lahrek często przybywa na Ziemię.
—Lahrek, ten przyjaciel Zana?-spytał Max.
—Tak, to mój mąż. On "porywał", jak to mówią, pewnego chłopaka z Roswell.
—Brodego-przerwała jej Maria.
—Znaliście go?
—Rozmawiałem z Lahrekiem kilka razy-powiedział Max.
—Dziwne nic mi o was nie mówił. Kiedy to było?-spytała Melaya.
—Kilka lat temu.
—Widocznie zapomniał.
—O co chodziło tamtemu człowikowi Khavara?-spytał Max.
—Miałam wybór: albo Khavar albo Lahrek. Khavar oznacza powrót do domu,
a Lahrek siedzenie na tej głupiej planecie.
—To nie jest głupia planeta-wykrzyknęli wszyscy zebrani.
—Przecież jesteście jest z Antaru-Melaya była zdziwiona ich reakcją.
—Całe życie spędziliśmy na Ziemi i wcale nie spieszy nam się z powrotem.
Tu jest nasz dom i nasze rodziny-Powiedział Max i uśmiechnął się do Liz.
—Nie rozumiem was. Chociaż...ja w domu jestem królową, a tu...Wy jesteście w odwrotnej sytuacji.
—Nie o to chodzi, ale to nie ważne. Czy mogłabyś opowiedzieć nam coś o Królewskiej Czwórce i Antarze sprzed rządów Khavara?-spytał Max.
—Jasne.
—Czyli już nam ufasz?-spytał Max.
—A wy mi?
—Tak-odparła śmiało Liz.
"Więc dlaczego nie chciałaś jej powiedzieć?"
"Bo byłaby kłótnia z Michaelem."
—Mów za siebie-powiedział Michael.
—Mówię za siebie. Ja ci ufam.
—Jak się lepiej poznamy, to może i wy mi zaufacie. A co do Antaru, to historia Królewskiej Czwórki nie jest tajemnicą.