Luthien

Król Zan i królowa Simbelmyne (3)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Rozdział 3 – Powrót domu

Państwo Parkerowie siedzieli w zamkniętej już kafeterii Crashdown i popijali kawę.
Zastanawiali się, co dzieje się z ich córką i wnuczkami.

—Ostatnio nie mogę się uwolnić od myślenia o Liz-powiedziała pani Parker.

—Wiedziałem, że z jej związku z Maxem nie wyjdzie nic dobrego- odkąd pan Parker dowiedział się prawdy przestał nazywać Maxa "ten Evans", ale nie był jeszcze do końca przekonany co do niego.

—A nasze wnuczki. One są prześliczne, mogę stwierdzić, że nawet piękniejsze od malutkiej Lizzie-nie dawała za wygraną pani Parker.

—Przez ostatni rok miałem wrażenie, że już nigdy ich nie zobaczę, ale rzeczywiście, od jakiegoś tygodnia czuję jakby byli niedaleko-odparł pan Parker.

—Właśnie. Zdaje mi się, że zaraz otworzą się drzwi i zobaczę moją mała córeczkę.

—Przecież drzwi są zamknięte-roześmiał się ojciec Liz, ale kiedy spojrzał na drzwi uśmiech zamarł mu na twarzy.

—Lizzz!!!!!! To naprawdę ty?!-Pani Parker nie wiedziała, czy to rzeczywistość czy dalsze jej marzenia.
Liz podbiegła do rodziców i rzuciła się mamie na szyję.

—Tak mamo to ja. Wróciłam! Tato czy wszystko w porządku?

—Tak córeczko, ale widzę, że nie przyszłaś sama. Witajcie dziewczynki!

—Cześć dziadku!-wykrzyknęły razem Elena i Mel.

—Ja jestem Elena

—A ja Melania, ale wszyscy mówią mi Mel.

—A mi El.

—A ja jestem waszym dziadkiem i obie zapomniałyście, że już was widziałem 3 lata temu.-Pan Parker uścisnął wnuczki.

—A gdzie Max, Maria, Isabel, Michael, Kyle i cała reszta dzieci?-spytała pani Parker.

—Max z siostrą poszli do swoich rodziców, Maria i Michael do Pani Deluca, a Kyle do szeryfa.-oświadczyła Liz wisząc teraz u szyji ojca.

—Ale przecież szeryf Valenti mieszka teraz u Amy.-odparła jej mama.

—Wiem, ale nie chciałam im o tym mówić. Uważam, że powinni dowiedzieć się o tym osobiście.

—Skąd o tym wiedziałaś?-zdziwił się pan Parker.

—Tato zapomniałeś, że ja też jestem teraz obca. Mam moce i znam czasami przyszłość.-powiedziała spokojnie Liz.
Niestety ton jej głosu nie potrafił zmienić reakcji rodziców.

—Jesteś obca?!-państwo Parker zapomnieli zupełnie o tym, co Liz napisała w pamiętniku.

—Tak, moje dzieci też mają moce. Myślę, że są nawet silniejsi od naszej trójki, nie czwórki kosmitów.
Uważam, że teraz jestem bardziej Antarianką niż Ziemianką, ale zawsze będę waszą córką.-powiedziała Liz.
Otworzyły się drzwi i do kafeterii weszli Max, Isabel, Kyle, Maria, Michael i całe młodsze i starsze pokolenie.

—Dzień dobry pani Parker, panie Parker-przywitał się Max i reszta.

—Witajcie, ale Max, kiedy nauczysz się mówić do nas mamo i tato?-spytała mama Liz.
Max spojrzał na pana Parkera, ale ten uścisnął mu dłoń i powiedział:

—Witaj synu. Dobrze, że przyprowadziłeś do domu naszą córkę i wnuczki.
Maxa zamurowało.


Poprzednia część Wersja do druku Następna część