ROSWELL
Liz i Isabel siedzą na tarasie i oglądają stare zdjęcia. Dzisiejsze popołudnie jest o wiele ładniejsze niż wczorajszy cały dzień.
Zupełnie zapomniały o wcześniejszych wizjach. Oglądając różne – z przed wielu lat, z urodzin, świąt – zdjęcia płakały ze śmiechu, albo ze smutku.
W końcu chłopiec zaczął kwękać za oknem. Liz od razu weszła do pokoju i wzięła malca na ręce. Zaraz za nią wyszła Is. Dziewczyna dała mu pić, aby się uspokoił.
— Liz, skąd ty to wszystko wiesz?? – spytała zaciekawiona Isabel
— Nie wiem sama, nie mam pojęcia skąd ja to wszystko wiem, przecież nigdy nie opiekowałam się dziećmi – odpowiedziała bujając chłopca na ramieniu
— On jest taki słodziutki – dodała po jakimś czasie IS głaszcząc go po policzku – ma takie śliczne niebieskie oczka, takie jaśniutkie – zachwycała się
— Może wyjdziemy z nim na spacer, przyda mu się, jest takie piękny dzień – powiedziała Liz uśmiechając się, a Evans przytaknęła
Przebrały chłopca w czysta pieluchę i wyszły na dwór. Postanowiły pójść do parku. Chłopiec śmiał się widząc latające ptaki, bawił się liśćmi i skakał po całym wózku.
— Wiesz kogo on mi przypomina...małego Alexa...- powiedziała po chwili zamyślenia Liz
— Dlaczego?? – spytała Isabel – oczy ma inne, włosy bląd
— Chodzi tu o charakter, zwariowany, ale kochany – odpowiedziała
— Może masz racje...strasznie tęsknie za Alexem, bardzo...- mina Is posmutniała
— Wiem Is...ale wiem też, że niedługo wróci – uśmiechnęła się – Ale jestem na ciebie wściekła, byłaś taka dla niego oschła – pomarszczyła trochę brwi
— Wiem, robiłam źle, ale teraz chcę to naprawić, chce z nim być już naprawdę, oczywiście jak on będzie tego chciał jeszcze – odpowiedziała Evans po czym obydwie siadły na ławce gadając o wszystkim i o niczym
Zastanawiały się nad imieniem dla chłopca, przecież całe życie nie będą go nazywać "kochanie". Do wyboru miały: Adam, Brendan, Alan, Matt, Jammy. Potem zastanawiały się czy nie lepiej nazwać go jak któregoś z paczki: Max, Kyle, Alex czy Michael? Były w kropce.
Nagle ich długie myślenie przerwał telefon Liz:
— Słucham?? – spytała
— Siemka Liz, jak tam u was?? – spytała znany jej męski głos po drugiej stronie
— O cześć Alex, a dobrze, kiedy przyjeżdżasz?? – spytała ponownie uradowana
— No a kogo się podziewałaś, Maxa??... nie no żartuje...powiedzmy, że jutro rano – zaśmiał się
— Naprawdę, właśnie tak chciałyśmy, abyś przyjechał jak najszybciej
— To Maria już jest, podobno gdzieś wyjechała, daj mi ją na chwilę?? – poprosił
— Nie, to nie Maria, Isabel się stęskniła – powiedziała Liz czując łokieć przyjaciółki wbijający się w jej żebro
— Isabel??...Ona....Isabel Evans?? Ta Isabel?? – wypytywał trochę zaszokowany tak głośno że nawet Evans to słyszała
— Tak, ta Isabel...- zaśmiała się Liz
— Czy...czy mogę z nią rozmawiać??
— Tak już ją daje – Liz podała telefon Is
— Halo, cześć Alex kiedy przyjeżdżasz?? – spytała trochę spięta Isabel
— Ja... no niedługo...tzn. jutro...- dopowiedział jąkając się chłopak
— To super, musze z tobą pogadać, naprawdę poważnie – odparła uradowana – Do zobaczenia jutro...
— Is!! Wiesz co, kocham cię – dodał
— Heh, ja cię chyba też – odpowiedziała i wyłączyła telefon
Liz widząc szeroko uśmiechniętą twarz przyjaciółki ucieszyła się. Ucieszyła, że ona jest szczęśliwa, a szczęśliwy będzie też jutro Alex, jej przyjaciele są szczęśliwi, a ona, samotna i smutna. Brakowało jej Maxa, jego pocałunków, miłych słów, bycia z nim i w ogóle wszystkiego.
Zamyślała się zakładając małemu czapeczkę z uszami myszki Micky. Gdy była dziś w sklepie, bardzo jej się spodobała, musiała ją kupić.
Isabel od razu zaśmiała się głośno widząc śmieszne nakrycie głowy chłopca. Coś jej się przypomniało. Natychmiast zareagowała na to Liz:
— Co jest?? Aż taka głupia jest ta czapka
— Nie, po prostu....po prostu przypomniał mi się mały Miky, też miał taką czapkę, przyszedł w niej kiedyś do szkoły, wszyscy się z niego śmiali, miał wtedy z dziesięc lat chyba...Mały Miky – odpowiedziała Isabel
— Miky...to jest właśnie to, będzie nazywał się Miky... – uśmiechnęła się Liz – Co tam Miky?? – spytała chłopca, a ten jakby rozumiał i uśmiechnął się
— Heh, nieźle, nawet reaguje od razu...- dodała Is
Śmiały się tak jeszcze przez chwilę, aż Liz powiedziała poważnie:
— Michael naprawdę miał taką czapkę i przyszedł w niej do szkoły?? – i znowu parsknęła śmiechem
— Tak...-odpowiedziała Evans
PO jakimś czasie Liz zdecydowała wrócić już, bo mały robi się marudny, a pozatym czas już na jedzenie.
Wróciły i dały małemu mleko. Była już dwudziesta same nie wiedziały jak ten czas szybko zleciał. Wyszły o szesnastej, a wrócił teraz.
Mały Miky zasnął zajadając mleko w foteliku. Liz dała mu smoczka i zaprowadziła na góre do łóżka. Spał jak kamień. Teraz dziewczyny miały czas dla siebie. Mogły coś zjeść, a były bardzo głodne. Isabel zaproponowała pizze. I tak też zostało, zadzwoniły, przyjechała po 15 min.
Zjadły umyły się i położyły spać. Liz odstąpiła swoje łóżko Isabel a sama poszła do pokoju rodziców. Zasnęły od razu.
~*BŁYSK*~
Isabel stoi na pustyni, pośród znaków księgo przeznaczenia. Rozgląda się. W oddali widzi jak coś małego drepcze w jej stronę. Idzie w tamtą stronę.
To przecież mały Miky, blondynek, niebieskie oczka, może troszkę starszy. Chłopiec łapię ją za sukienkę i próbuje się wdrapać. Ale niezbyt mu to wychodzi. Zaczął kwękać wyciągając ręce w górę i zawołam "Mama!". Isabel wzięła go na ręce. Chłopiec tulił się mocno do szyi dziewczyny. Nagle oderwał się i patrzył z uśmiechem w przeciwną stronę. Wyciągnął roczki przez ramie dziewczyny i zawołał "Tata!".
Isabel odwróciła się, aby spojrzeć kogo tak nazwał. Tuż za nią stał Alex.
~*BŁYSK*~