gosiek

Dziecko Szczęścia (1)

Wersja do druku Następna część

Od Autorki: Szczerze mówiąc miałam zupełnie inny pomysł na tego ff, miał być w zasadzie o Liz i Maxie, ale...
Jeżeli was zaciekawi proszę w komentarzach mnie poinformować, jak zwykle J


Wiosenny wieczór w Roswell, i choć pora tak piękna, dziś cały dzień lało bez przerwy. Liz sama siedziała w swoim pokoju, na łóżku, rozmyślała. Wszyscy jej przyjaciele wyjechali na świąteczną przerwę. Jej rodzice też gdzieś wyjechali, namawiali ją do wspólnego wyjazdu, ale ona się nie zgodziła. Chciała być sama, pomyśleć trochę o Maxie, o tym, jak go zraniła i po wrzucać sobie za to, że on jest teraz z Tess. Bolało ją to, ale nie mogła nic zrobić, ona jest jego przeznaczenie, musi być z nią inaczej świat zginie, a razem z nim jej przyjaciele i rodzina. Nie mogła na to pozwolić.
Czas szybko jej mijał na wspomnieniach, łzach i uśmiechach. Była kiedyś taka szczęśliwa. W głowie szumiały jej słowa piosenki która leciała w radiu:
"Ile dałbym by zapomnieć cię, te wszystkie chwile które są, na niebo chce, bo chce nie myśleć o tym już, zdmuchnąć wszystkie wspomnienia niczym zaległy kurz, tak już po prostu nie pamiętać sytuacji w których serce klęka, wiem, nie wyrwę się, chociaż bardzo chce, mam nadzieje że to wiesz i ty.
Znowu widzę ciebie przed swoimi oczami, znowu zasnąć nie mogę, owładnięty marzeniami, wszystko, poświęcam myśli, że byłaś kiedyś blisko, kiedy czułem ciebie obok wtedy czułem, że mam wszystko. Tyle zostało po mnie, tylko ty i setki wspomnień ile dał bym za to, by móc o tym już zapomnieć. Teraz nie ma nas i nie chce być tam gdzie ty jesteś. Znowu staniesz przede mną, zawsze robisz mi to we śnie. Będę patrzeć jak odchodzisz chociaż chciałbym się odwrócić, będę myślał ile dałbym, komuś kto by czas zawrócił. Żeby ktoś zatrzymał wskazówki, tylko na ten jeden moment. W chwili w której cię poznałem poszedłbym już w drugą stronę" (Jeden Osiem L "Jak zapomnieć")
Te słowa tak odpowiadały jej sytuacji, tak ją to bolało. Nawet nie mogła wyjść na balkon, zapisać swoje uczucia w dzienniku. Ale co ma zrobić, musi zasnąć chociaż nie chce, nie chce znowu śnić o nim, o Maxie. Jednak nawet nie poczuła gdy jej lekkie powieki spuściły się w duł, a głowa na poduszkę. Zasnęła.
Z głębokiego snu obudził ją trzask otwierającego się okna, walącej o ścianę framugi. Spojrzała na zegarek stojący na biurku. Dwunasta. Środek nocy, a im się zachciało wielkiej ogromniastej burzy. Ze skwaszoną miną wstała i zamknęła z trudem okno. Otarła lekko zmoczoną twarz i zapaliła światło. Zachciało jej się jeść, w końcu od rana nic nie tknęła. Zeszła na duł, po omacku szukała następnego schodka z powodu ciemności. Weszła do kuchni, pusto. Ani jednej kromki chleba, ani jogurtu. Co ona ma zjeść?
Weszła do pomieszczenia caffeterii i nalała sobie cherry coli. Rozejrzała się po ladzie.

— O jak miło ktoś zostawił kawałek ciasta na tacy – powiedziała sama do siebie – Ciekawe ile ma dni – zaśmiała się cicho, ale zjadła kawałek szarlotki
Był nawet dobry, nie licząc suchego nalotu i gumowatości, ale czego człowiek nie robi jak jest głodny.
Okazało się, że nie tylko Liz była głodna. Usłyszała głos wywalającego się śmietnika na tyłach domu.

— Głupie koty, trzeba to teraz iść posprzątać – zarzuciła na siebie kurtkę i poszła w kierunku tylnich drzwi
Otworzyła je i zapaliła światło. Popatrzyła na kosze, ale nikogo już nie było, ani jednego kociaczka. Nie wychodziła z progu domu, bo nie chciała zmoknąć. Nagle usłyszała płacz dziecka. Popatrzyła na schodki przed wejściem. W niewielkim jasnym koszyczku poruszało się coś pod kolorowym kocykiem. Nachyliła się, aby sprawdzić co się dzieje. Zajrzała do koszyka. W nim leżało małe dziecko, miało ok. pół roku, może troszkę więcej.
Wzięła kosz na ręce zaniosła do środka. Postawiła na stole i odkryła malca. Marudził, trochę płakał trochę pokwękał. Wzięła go na ręce i zaczęła go uspokajać jakimiś miłymi słówkami. Uspokoił się trochę. Zajrzała do jego łóżeczka szukając jakiejś koperty, albo czegokolwiek co może jej pomóc. Szczęście jej sprzyjało, na dnie koszyka leżała mała koperta z napisem "Pokochaj go jak własne". Otworzyła i zaczęła czytać liścik:
" Nie wiem kim jesteś, jak masz na imię, ale chce abyś pokochała go jak własne dziecko. Myślę, że jesteś odpowiedzialną osobą i zadbasz o mojego syna tak jakbym tego pragnęła sama. Wiem, że myślisz "co to za debilka, że porzuca dziecko i prosi o pomoc", ale ja naprawdę, nie mogę przy nim, jesteśmy narażeni na niebezpieczeństwo...szukają mnie i jego, sama nie wiem dlaczego. Nazwij go jak chcesz, bądź dla niego matka lub ojcem kimkolwiek jesteś. Pod materacykiem jest jego ulubiona zabawka i poduszeczka. Pije mleko w proszku i zazwyczaj jest grzeczny, potrafi sam się sobą zając jak go zostawisz. Lubi spacery i zabawe z innymi dziećmi. Ma sześć miesięcy i umie już troszeczkę raczkować, ale tylko troszeczkę.
Jest teraz nakarmiony, powinien spać ci do rana, wtedy możesz z nim pójść kupić mleko. Pozostawiam także trochę pieniędzy, abyś nie myślała, że zostawiam go z powodu nie posiadania ich.
Dziękuję

Ps: Proszę powiedz mu kiedyś, że kocham go i chciałam z nim być, ale zbyt go kocham, aby go narazić na niebezpieczeństwo
Kate. H. "

Liz odłożyła liścik i siadła z dzieckiem na tapczanie. Pobujała go chwile na ramieniu, a malec zasnął jak kamień. Weszła z nim na górę i położyła na łóżku. Sama poszła się umyć i przygotować do snu.
Weszła do gorącej pachnącej wody i zanurzyła. Nie zamykała drzwi aby słyszeć jak cos się będzie działo złego.
Siedząc tak w tej wannie myślała o tym co się przed chwilą zdarzyło. Czy to dziecko ma jej umilić czas w smutku. Miło mieć takiego małego szkraba w domu, będzie miała kim się opiekować i tak szkoła się kończy za miesiąc więc co jej zależy, rodzice jej pomogą...miała taką nadzieje. Chyba miało jej pomóc zapomnieć o Maxie, znowu jej myśli powędrowały w jego kierunku. Zanuciła melodie słyszanej wcześniej piosenki. Podobała jej się, była taka dziwna, a zarazem fajna. Coś miała w sobie co przyciągało ucho.
Po jakimś czasie wyszła z kąpieli i poszła spać obok chłopca.



Wersja do druku Następna część