_liz

Woda-Ogień (4)

Poprzednia część Wersja do czytania Następna część

Michael stanął na progu, zamykając za sobą drzwi. Liz odstawiła szklankę i wyprostowała się. Stali kilka minut w milczeniu i w ciemności. W końcu Guerin zrobił krok do przodu. Liz lekko drgnęła, ale nie ruszyła się z miejsca. Podszedł bliżej. Przełknął ślinę i powiedział miękko:

— Liz... Chciałem porozmawiać.
Dziewczyna zamrugała gwałtownie oczami. Rozchyliła usta i szepnęła:

— O... o czym?
Wcisnął dłonie w kieszenie i wzruszył ramionami. Nie lubił mówić. Nie lubił wyjaśniać. Wolał, aby to inni mówili i plątali się w zeznaniach. A teraz to była chyba najbardziej krępująca sytuacja w jakiej kiedykolwiek się znajdował. Mruknął coś pod nosem i wbił wzrok w podłogę. Liz zrobiła krok w jego stronę. Zawahała się w pewnym momencie i tez utkwiła wzrok w ziemi. Oboje się czuli w tej sytuacji kiepsko i nieswojo. Żadne z nich nie śmiało nic powiedzieć, a tym bardziej zacząć tę rozmowę. Liz znów się nieco zbliżyła. Michael zerknął na nią i zobaczył, ze ona mamrocze coś sama do siebie, jakby szykowała się do rozmowy i ustalała co ma mówić. Nieco go to rozbawiło. Przypomniał sobie o swojej swoistej właściwości na Liz, czyli o jej strachu i niepewności. To była jego przewaga. Zrobił krok w jej stronę i powiedział pewnie:

— Liz... czemu mamroczesz? Co chcesz powiedzieć?

— Ja...
Liz nie potrafiła się wysłowić i przymknęła oczy. Palce u rak splotła niezręcznie. Przesunęła się w stronę lady, chcąc usadzić się na stołku, ale nie udało jej się to. Szybko została osaczona przez Michaela. Uśmiechnął się lekko i zapytał:

— Co jest Liz?

— Ja...

— Co ty? – powiedział zbliżając się jeszcze bardziej

— Ja... Ty... – jęknęła – To jest takie... trudne...

— Ja? – Michael troszkę się zdziwił – Co jest trudne?

— Cała ta sytuacja...

— Jaka sytuacja? – zapytał półszeptem

— Chodzi o to, że... – Liz przerwała w połowie – Że...
Liz chciała uciec i to szybko. Drgnęła i skierowała się w lewą stronę. Ale ręka Michaela szybko oparła się o blat lady i zablokowała wyjście. Liz stanęła ze zdenerwowaniem i chciała błyskawicznie uciec druga stroną, ale i po tej stronie pojawiło się ramie Michaela, które już całkowicie uniemożliwiło jej ucieczkę. Liz jęknęła cicho, nie mając możliwości ulotnienia się. Usta zaczęły jej drżeć, a wzrok bezradnie wędrował po całej sali. Michael wbił wzrok w jej twarz, przysunął się ciałem jeszcze bliżej i zapytał półszeptem:

— Liz czemu drżysz?

— Ja nie drżę. – chciała zaprzeczyć

— Owszem. Trzęsiesz się. Zimno ci? – zapytał kpiąco – Chcesz czegoś?

— Nie. – odpowiedziała cicho

— Więc czemu drżysz?

— Ja...

— Boisz się? – zapytał lekko Guerin
Parker rozchyliła usta i spojrzała na niego. Wiedział, że się boi. Nie śmiała zaprzeczyć, ale nie miała tez odwagi przyznać mu racji.

— Boisz się. – powiedział już pewnym tonem

— Tak... – te słowa ledwo wypłynęły z jej ust

— Czego się boisz? – chciał, żeby to powiedziała, żeby się przyznała

— Ciebie... – szepnęła i szybko opuściła głowę

— Mnie? – wiedział, ze to prawda, a jednak było to zaskoczenie – Nie masz się czego bać. Nie jestem potworem. Nie zrobię ci krzywdy.

— Nie o to chodzi...

— Ufasz mi? – zignorował jej wyjaśnienie
Liz przytaknęła głową i zamknęła powieki. Otworzyła je dopiero, kiedy poczuła delikatne muśnięcie na ustach. To był Michael. Pocałował ją. Nigdy nie przypuszczała, że może on być tak subtelny i delikatny. A jednak był. To był najbardziej spokojny i czuły pocałunek, jakiego doznała. Trwało to zaledwie kilka sekund, ale Liz zdawało się to trwać dłużej. Kiedy Michael oderwał od niej usta i powoli odsunął się, Liz mruknęła. Otworzyła oczy i utkwiła je w nim. Michael był przerażony. Teraz się zorientował, że zrobił coś czego nie planował, nie chciał. Poprawka! Chciał tego i to od dawna, ale czy ona tego chciała. 'Idioto! Teraz pewnie zarobię w pysk albo ona poleci do Maxa i mu wszystko opowie.' Guerin mówił w myślach sam do siebie 'Ona go kocha, nie chce mnie. Ona się mnie boi. Uważa mnie za potwora albo coś.' Ale dalsze rozmyślania nie miały już sensu. Liz zadbała o to, aby przestał się zadręczać. Widziała, ze się wystraszył, że zrobił coś nie tak. Ale było wręcz przeciwnie. Ona tego chciała. Liz zrobiła niewielki krok w jego stronę, co przykuło jego uwagę. Uniosła dłoń, a Michael zamrugał gwałtownie, sądząc, że zaraz dostanie. Jednak drobna dłoń Liz spokojnie dotknęła jego policzka. Michael otworzył usta chcąc coś powiedzieć, ale Liz uniosła palec drugiej ręki i przyłożyła go do jego ust:

— Ciiii... – szepnęła
To powiedziawszy przysunęła się jeszcze bliżej. Prawie czuł jej ciepło. Liz nie używając jakiejkolwiek siły powoli przysunęła go do siebie. Po chwili Michael poczuł znów smak jej ust. Najpierw słodko, spokojnie, chciała go uspokoić, powiedzieć, że jest ok. Guerin wsunął rękę na jej talię, a druga przesunął po jej ramieniu. Kiedy przerwali pocałunek i otworzył oczy, zobaczył, że ona się uśmiecha. I wtedy stało się coś czego nie przewidział. Liz całkowicie się do niego przysunęła i znów wpiła w niego swoje usta. Ale tym razem był to gwałtowny, namiętny i władczy pocałunek. Objął ją mocniej, jakby chcąc się z nią całkowicie scalić. Uniósł ją i zaczęli się przesuwać w stronę zaplecza. Wtedy oboje usłyszeli ciche kliknięcie. Ktoś otworzył zamek u drzwi wejściowych. Michael błyskawicznie wciągnął Liz na zaplecze. Parker łapiąc powietrze, zerknęła przez szybkę w drzwiczkach. To był Max. Stał na środku Crashdown i rozglądał się. Liz z przerażeniem zerknęła na Michaela i szepnęła:

— Pójdę z nim porozmawiać zanim tu wejdzie.
Michael się wyprostował, chcąc zaprotestować, ale przerwała mu:

— Milcz. I nigdzie się stąd nie ruszaj. Jeszcze z tobą nie skończyłam. – mrugnęła do niego i dodała – To potrwa sekundkę.
Michael z uśmiechem zgodził się na to i usiadł sobie na kuchence, obserwując jak Liz poprawia włosy i nabiera sił. W końcu zapaliła na głównej sali światło i weszła tam. Przystanęła, widząc Maxa.

— Max? – udała zdziwioną

— Hej Liz. – powiedział spokojnie

— Co ty tu robisz o tej porze?

— Chciałem pogadać. – powiedział ze skruszoną miną

— Teraz? Czy to konieczne?

— Tak. Wolałbym teraz.

— No dobrze. – Liz zgodziła się i przysiadła na jednym ze stołków
Max usiadł na krzesełku obok. Wziął głęboki oddech i powiedział:

— Liz kocham cię.
Parker otworzyła usta w pełnym szoku. Michael, który obserwował wszystko z ukrycia i doskonale słyszał wszystkie słowa, troszkę się skrzywił. 'Świetnie. Więc wszystko przepadło. Ona wyzna mu miłość, a ja pójdę w odstawkę' Uważnie zmierzył wzrokiem Liz i wsłuchał się w jej słowa:

— Max ja...

— Liz daj mi skończyć. Wiem, ze powiedziałem, że to koniec i to cię zraniło. Ten pomysł z rozstaniem i tylko przyjaźnią był kiepski, ale... Michael mnie prosił, żebym to skończył, bo...

— Michael?! – Liz prawie to wykrzyknęła w zdumieniu
Guerin przypomniał sobie, że rzeczywiście radził Maxowi zerwanie z Liz, ale wtedy to jeszcze nie tyczyło się jego uczuć. Teraz czuł się jakby kazał przyjacielowi zerwać z dziewczyną, żeby samemu ją mieć. Liz jednak nie dała po sobie niczego poznać i udawała zwykłe zdumienie.

— Tak Michael. – ciągnął Max – Po prostu baliśmy się, aby cię nie narażać i w sumie to po części miał rację. Ale ja tego nie chce. Nie chce aby coś ci groziło, ale nie chce też cię stracić. Zależy mi na tym abyś przy mnie była, wspierała mnie. Kocham cię Liz Parker.

— Max. – Liz szepnęła przełykając ślinę – Zawsze będę przy tobie...
Michael walnął ręka w ścianę i chciał już się zmyć, uznając wszystko za stracone. Ale doszły do niego jej ostatnie słowa i zatrzymał się w pół kroku.

— Zawsze będę się wspierać Max. – powiedziała Liz – Ale... Ja nie...

— Wiem, nie chcesz cierpieć. – przerwał jej Max – I obiecuję, że już więcej cię nie zranię. Chce po prostu znów móc cię kochać. Liz ja...

— Max. – przerwała mu ostro – Możesz na mnie liczyć zawsze, postaram się wspierać cię jak tylko będę mogła. Ale... – nabrała powietrza – Max ja cię nie kocham.
Max zdębiał na krześle. Guerin zatrzymał się przy tylnym wyjściu. 'Ona go nie kocha?' Cofnął się i wyjrzał ukradkiem przez szybę w drzwiach. Liz z opuszczoną głową siedziała na krześle, a Max z bólem w oczach wstał

— Rozumiem. – powiedział – Nie potrzebnie tu przyszedłem.

— Max. – Liz wstała – Nic nie rozumiesz. Kochałam cię, ale zraniłeś mnie. Uwolniłam się od tego. Teraz jesteś najbliższym mi przyjacielem. Ale nikim więcej. Wybacz. – Max wyszedł
Liz patrzyła jak Max wychodzi. Postała jeszcze chwilkę i obróciła się. Wróciła na zaplecze. Michael stał w miejscu i mierzył ją ostrym wzrokiem. Nie uśmiechała się, ale nie była też smutna. Była obojętna na wszystko. To było tak pogmatwane. Spojrzała na Michaela i powiedziała cicho:

— Przepraszam. Wiem, że jesteś zły, ale... musiałam mu powiedzieć prawdę. To mnie zabijało zbyt długo. Patrzeć jak on się stara i cierpi przeze mnie, a teraz już totalnie mu skopałam życie.

— Liz. – Michael zrobił krok w jej stronę

— Nie. Lepiej uciekaj zanim i tobie stanie się krzywda. Przynoszę wszystkim pecha, jestem nieszczęściem, wszyscy przeze mnie cierpią. Uciekaj póki możesz, zanim będzie za późno. – wykrzyczała to i z płaczem skierowała się na schody
Guerin błyskawicznie zablokował jej drogę i mocno ją do siebie przytulił. Usiedli na schodach, a Parker powoli wracała do siebie. Po kilkunastu minutach Michael przemówił:

— Liz. Powiedziałaś... Przyznałaś się, że się mnie... boisz. Dlaczego?
Liz uniosła głowę i otarła dłonią policzek.

— Byłam ci winna szczerość.

— Nie o to pytam. Czemu się mnie boisz?

— A to. – Liz jęknęła – Po prostu...

— Że jestem agresywny, impulsywny? Kosmita?

— Nie. – Liz się zaśmiała – To ostatnie najmniej mi przeszkadza. Ale to, że w twojej obecności musiałam być sobą. To znaczy chciałam być sobą, a nie mogłam. Bo bałam się twojej reakcji.

— Reakcji na co?

— Cały czas grałam, kiedy ktokolwiek był przy mnie, bo nie chciałam, żeby wiedzieli co naprawdę myślę i czuję. Wtedy cierpieliby. Max by cierpiał, Maria, ty.

— Ja? – zaskoczył

— Jak byś się czuł... Jak się czujesz wiedząc, że przyjaciółka twojej eks dziewczyny i była dziewczyna twojego przyjaciela jest zakochana w kimś innym... w... tobie...
Nastąpiła chwila ciszy. Michael dokładnie analizował wszystko co padło z jej ust. '...zakochana w kimś innym...' Guerin ostrożnie wszystko sobie układał w pamięci '...w... tobie...' I wtedy do niego dotarło 'We mnie?!' Spojrzał na nią i zapytał ze zdumieniem i niedowierzaniem:

— Że co?!

— Zawsze tak czułam. – Liz powiedziała spokojnie – Coś do ciebie czuję. Coś mnie do ciebie ciągnie. I nie potrafię się temu oprzeć. I zabijało mnie jeszcze bardziej, kiedy zachowywałeś się jakbyś mnie nienawidził.

— Liz nie nienawidzę cię. – powiedział spokojnie – Czemu wcześniej mi nie powiedziałaś? Nie byłoby całego tego zamieszania. Ale trudno. Stało się i się nie odstanie. A teraz proszę dotrzymać umowy.

— Jakiej umowy? – Liz zerknęła na niego ze zdumieniem

— Podobno jeszcze ze mną nie skończyłaś. – powiedział i pocałował ją



Poprzednia część Wersja do czytania Następna część