zajavka

Sztuka wybaczania (3)

Poprzednia część Wersja do czytania Następna część

Liz siedziała na balkonie w swoim starym pokoju. W ręku trzymała swój pamiętnik, który zaraz po przywitaniu oddał jej ojciec. Zaskoczył ją tym, myślała, że spalił go, tak jak go o to prosiła. Powiedział, że nie potrafił. I choć wiedziała, że było to z jego strony niebezpieczne, to jednak cieszyła się, że tego nie zrobił. Mogła teraz, otulona światłem świec, w zupełnej ciszy, wrócić do swojej młodości. Przypomnieć sobie swój pierwszy pocałunek z Maxem, a potem jago późniejsze słowa: "Musimy zrobić krok do tyłu". Wrócić do chwili, gdy,, tu na balkonie Max oświadczył się jej, padając na kolana. Z przyjemnością wracała do tych momentów. Teraz w Roswell poczuła się w pełni szczęśliwa. W Greenville i Atlancie też była szczęśliwa, ale nie była to prawdziwa pełnia. Zadra przeszłości zbyt mocno w niej siedziała, by mogła się czuć tak naprawdę szczęśliwą. Teraz po powrocie do Roswell, do swojej przeszłości, pozbyła się tej zadry. Uwolniła się od niej i poczuła się szczęśliwa. Wiedziała, że tak samo jest z resztą. Przez całe dziesięć lat od opuszczenia Roswell, każdy nosił piętno tego, co się stało. Powrót do Roswell zdjął je, dzięki czemu wszyscy oni stali się wolni. Jej rozmyślania przerwał cichy odgłos latynoskiej melodii, sączący się gdzieś z dołu. Chwilę później usłyszał głos swojego męża, śpiewającego piosenkę "Tres diaz". Poczuła się niesamowicie, wyjrzała z balkonu i zawołała ze śmiechem:

— Wariacie, chodź tu, bo pobudzisz całe miasto – Max w odpowiedzi rzucił jej pęk białych róż i ochoczo wdrapał się na balkon. On również poczuł się, jak za dawnych lat. Podszedł do żony i namiętnie ją pocałował, nie zważając na kwiaty. A to był ich pierwszy pocałunek w Roswell od dziesięciu lat.
.............................

Michael zatrzymał się przy ośrodku ufologicznym. Był w Roswell, ale nie wiedział, co robić dalej. Bał się jechać do matki Marii, bo nie wiedział, jak zareaguje na jego widok i na wiadomość, że jej córka umiera. Ale jeżeli nie pojedzie do niej nie pojedzie, to w takim razie gdzie i po co właściwie tu przyjeżdżał?
"Michael, ty babo w ciele faceta, ruszaj. Maria cię prosiła" – pomyślał Michael i ruszył w kierunku domu Amy Deluca. Roswell bardzo się zmieniło, ale on nie miał czasu na rozglądanie się wokoło. Za bardzo się bał. Cicho zaparkował samochód na ulicy i odwrócił się do tyłu:

— Maria..- powiedział cicho. A gdy nie było odezwu,
powtórzył trochę głośniej – Maria...- żadnego odezwu. Westchnął, pogłaskał żonę po bladym policzku i wysiadł z samochodu. Postał chwilę bez ruchu, bo przypomniał sobie wszystkie chwile, które spędził w domu kobiet Deluca. Pamiętał okres po śmierci Alex, gdy praktycznie mieszkał z nimi. Pamiętał też wszystkie szczere rozmowy, które wiódł z Amy Deluca na temat jego związku z Marią. Ale nie mógł stać wieczność, podszedł do drzwi i zadzwonił. Nikt nie podchodził. Zadzwonił jeszcze raz. Znowu nic. Obszedł dom dookoła i zaklął siarczyście. Wszystkie okna były ciemne.

— Panie, panie,yyp, chodź pan tu -Michael odwrócił
się gwałtownie, słysząc wołający go głos. Zobaczył za ogrodzeniem mężczyznę w wieku ok. 50 lat. Podszedł do niego, ale od razu się cofną. Odór moczu, wymiocin i alkoholu był nie do zniesienia.

— Panie, yyp, kogo pan tu, yyp, szukasz – zapytał
Pijaczek.

— Amy Deluca – odpowiedział Michael. Nie sądził, aby
ten facecik coś mu powiedział konkretnego, ale chciał spróbować.

— Amy, ypp, Deluca, powiadasz pan???? To ta, co
miała, yyp, córkę – niezłą dupcię...hue hue hue – zarechotał pijaczek, a Michael zacisnął zęby -
no ten tego, ypp, Amy już dawno się, yyp, ten tego wykorpytnęła. Tuż po tym jak, yyp, ta jej córcia uciekła, yyp, z tamtym fagasem i koleżkami, yyp.
No, a rok temu, yyp, ten jak mu tam, no ten Seul się wyprowadził, ypp.

— Wielkie dzięki – powiedział Michael i ruszył stronę
samochodu.

— Panie, yyp – zawołał za nimfacecik.

— Czego?? – warknął Michael

— Wspomóż, pan, yyp, biednego dziadka, yyp, potrze..-
nie dokończył, bo Michael rzucił mu garść pieniędzy, po czym wsiadł do samochodu i odjechał z piskiem opon. W myślach kotłowała mu się jedna myśl: Co robić?
........................

Liz i Isabel roześmiały się na cały głos, zagłuszając przy tym cicho grające radio, które stało na ladzie. Siedzieli całą czwórką w Crashdown. Max i Liz, po dłuższej chwili czułości na balkonie, zadzwonili po Is i Kyla, by ci przyszli do kafeterii. Liz założyła swój stary mundurek i właśnie przyjmowała zamówienie od Max. Isabel przyglądała się temu, co raz wybuchając śmiechem. Natomiast Kyle, który złożył już swoje zamówienie, podszedł do radia, by posłuchać wiadomości. Chciał się dowiedzieć, czy otworzono już drogę do Santa Fe, gdzie w szpitalu leżał jego ojciec. Kyle chciał do niego pojechać od razu po przyjeździe, ale okazało się, że na droga jest zablokowana z powodu wypadku. Podgłośnił trochę, bo śmiech Isabel zagłuszał głos spikera. Spokojnie wysłuchał wiadomości o prezydencie, polityce, gwiazdach i sporcie. O drodze do Santa Fe nie było nic. Już miał wyłączać, gdy spiker zapowiedział wiadomość specjalną. Podgłośnił jeszcze trochę, chciał lepiej słyszeć:

— "Uwaga poszukuje się niejakiego Michaela Guerina, który uprowadził ze szpitala w Los Angeles swoją śmiertelnie chorą żonę. Podajemy rysopis: szczupły, ok. 180 cm wzrostu i 80 kilo wagi, krótkie, brązowe włosy. Prosimy o kontakt. Telefon 85739572854. Dziękujemy.
W Crashdown zapadła cisza. Cała czwórka patrzyła na siebie z niedowierzaniem. Nie słyszeli o Michaelu od kilku lat, a teraz poszukuje go policja. Do tego śmiertelnie chora Maria....Liz zbladła. Uświadomiła sobie, że to ból Marii poczuła przed przylotem Kyla. Otworzyła usta, by powiedzieć to reszcie, lecz nie mogła wydobyć z siebie głosu. Zrobiło jej się słabo, musiała wyjść się przewietrzyć. Gwałtownie wstał i pobiegła na dwór. Max momentalnie ruszył za nią. Pozostała dwójka siedziała bez ruchu, a w radio grali właśnie remix piosenki "Don't worry, be happy"
...............
Michael od czterdziestu minut krążył po mieście. Wiedził, że nie powinien, bo traci w ten sposób czas, ale musiał się uspokoić po tym, co usłyszał. Zaskoczyła go wiadomość o śmierci Amy, a najbardziej bał się, co powie Marii, gdy ta się ocknie. Jego rozmyślania przerwał komunikat w radio, który ogłaszał, że policja szuka niejakiego Michaela Guerina, porywacz chorych żon. "Dobra – pomyślał, słuchając komunikatu – dość tego dobrego. Trzeba jechać do Atlanty, bo mamy coraz mniej czasu". Chwycił kierownicę obiema rękami i gwałtownie skręcił w ulicę, prowadzącą do wyjazdu z Roswell, a przy której znajdował się Crashdown. Mijając kafeterię, zwolnił trochę, chciał się jej przyjrzeć. Wydawało mu się, że mignął mu w środku Kyle, a zrzucił to na karb zmęczenia. Pojechał dalej, ale jakieś tajemne uczucie kazało mu spojrzeć w wstecznym lusterku na zostającą w tyle kafeterię. W tym momencie z Crashdownu wypadła Liz, a zaraz potem Max. Michael mało nie wpadł na słup, kiedy ich zobaczył. Natychmiastowo zawrócił, za nic mając roswellowskie ograniczenia drogowe. Dojechał pod kafeterię, zahamował i wyskoczył samochodu. Stał oko w oko z Maxem...
..............
C.D.N


Poprzednia część Wersja do czytania Następna część