moniczka

Historia jedenj miłości (5)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Część piąta

Czwatra lekcja. Tuż przed lunchem. Biologia z Liz.
Kiedy wszedł do klasy, natychmiast ją zauważył, siedziała przy ich biologicznym stole. Ona była taka piękna. Wydawała się być pochłonięta czytaniem swojego podręcznika od biologii. On nie mógł się nie uśmiechnąć. Jego naukowiec.

—Cześć!

—Och. Cześć Max!

—Nie mogę cię dzisiaj złapać. Wszystko w porządku? Mam na myśli po ostatniej nocy.

—Wszystko w porządku.

—Och. Okey.
Max nie chciał żeby dalej go unikała i czytała swoją książkę do biologii, chciał żeby porozmawiała z nim, o czymkolwiek, tylko po to by usłyszeć jej głos.

—Wydajesz się podniecona, o co chodzi?
Liz nie mogła powstrzymać uśmiechu.

—Dzisiaj mamy w końcu przejść z teorii do praktyki.
Max podniósł brwi z powątpiewaniem.

—Mamy popatrzeć na ludzkie komórki przez mikroskop. Wybrałam tę klasę głównie dlatego.
Spojrzał na jej roześmiana twarz gdy to mówiła, miał ochotę pocałować ją właśnie w trakcie lekcji biologii. Jego myśli przerwało wejście panny Hardy.

—Dzień dobry wszystkim, otwórzcie swoje książki na stronie 45.

***
Max obserwował Liz uważnie kiedy spojrzała się na niego i wytrzymała jego spojrzenie. Max zarumenił się ale nie odwrócił od niej wzroku. W jej wzroku wyczytał pytanie, którego obawiała się zadać ale z którego nie chciała zrezygnować.

—Tak??
Uśmiechnęła się do niego gdy uświadomiła sobie jak dobrze ją zna.

—Ja...
Spojrzała na dół, później znowu na niego, wkońcu zapytała.

—Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się jak wyglądają twoje komórki?
Max przełknął ze strachem ślinę. Nie był entuzjastą rzeczy, które przypominały mu o tym, że był inny. Inny niż ona.
Od momentu gdy wzięła go za rękę i zaakceptowała go, czekał na dzień w którym ona zrozumie kim on jest, obawiał się że ona nie będzie chciała mieć z nim nic więcej do czynienia. Lecz jedno spojrzenie na jej twarz i nie mógł jej odmówić.

—Jestem cały twój, rób co chcesz z moim ciałem.
Ona zarumieniła się gdy doszło do niej znaczenie jego słów i nieśmiało spojrzała na mikroskop.

—Muszę tylko wziąć trochę twojej śliny.
Max zrobił to o co był poproszony. Parę chwil później usłyszał pomruk zdziwienia pochodzący od Liz.

—Och mój boże Max, musisz to zobaczyć!
Gdy jego puls podwyższył się z 3-razy, spojrzał prz mikroskop, jego komórki świeciły i można było gołym okiem zobaczyć że się rozmnażały.
Max usiadł na swoim miejscu przerażony. To było przerażające. Czy ona będzie w stanie patrzeć na niego bez chęci zwymiotowania? On ją tak bardzo kocha. Jak on będzie w stanie żyć bez jej miłości? Nawet jeżeli to była tylko siostrzana miłość.
Liz obserwowała różne wyrazy twarzy ukazujące się na twarzy Maxa. Co ona zrobiła? Czy on jej nienawidzi?
Gdy zadzwonił dzwonek Max i Liz posprzątali wszystko tak aby nie było śladu po ich eksperymencie. Potem ona pomogła mu pochować wszystkie jego rzeczy do torby, wzięła jego rękę i wyprowadziła z sali biologicznej. Max i Liz szli w stronę jeepa. Chwyt Liz na ręce Maxa zaciskał się. Poprowadziła Maxa na siedzenie pasażera, a sama usiadła na siedzeniu kierowcy.

***
Gdy zbliżali się do miejsca ich podróży, Max zaczął rozpoznawać dokąd oan zmierza. To było ich miejsce. Nikt o nim nie wiedział. Nawet Michael czy Isabel.
Odkryli je gdy Max uczył Liz jeźdźić samochodem. To było zdumiewająco piękne, dziwne i uspokajające miejsce. Na pustyni, znajdowało się tam gigantyczne drzwo, otoczone kwiatami. Takimi rodzajami kwiatów, które powinny być codziennie podlewane. To miejsce dla nich było wcieleniem cudu. Oni mieszkali tam prawie cały czas po całej tej sprawie z przeznaczeniem. Liz zmierzała do ich ,,tajemniczego ogrodu”, jak lubiła go nazywać.
Zatrzymała samochód i oboje wysiedli z jeepa. I równocześnie padli sobie w ramiona.

—Przepraszam

—Co?
Popatrzyli na siebie niepewnie i Liz zaczęła.

—Nie powinnam była tego robić. Powinnam była wiedzieć, że cię to zmartwi. Lecz oczywiście, jak zwykle byłam samolubna, a ty pozwoliłeś mi to zrobić ponieważ jesteś słodki i nigdy nie mówisz mi nie.
Max wziął ją w ramiona, potrząsając nią delikatnie.

—Liz, przestań proszę. Jesteś najbardziej bezinteresowną osobą jaką znam. To ja powinienem cię przeprosić, nie powinienem tak zareagować. Nie musisz się mną przejmować i mnie przepraszać.
Przy tym zdaniu popatrzył jej głęboko w oczy. Liz wydawało się, że zajrzał prosto do jej duszy. Lecz Max szybko odwrócił wzrok.

—Jeżeli zdecydujesz, że nie chcesz mieć ze mną więcej nic do czynienia, zrozumiem. Chcę żebyś wiedziała, że nigdy świadomie bym cię nie skrzywdził.
Jej serce pękało ze smutku i wrażliwości w jego głosie.

—Max popatrz na mnie, proszę Max.
Kiedy Max nie zareagował, ona wzięła jego twarz w swoje dłonie i przekręciła jego głowę tak aby na nią patrzał.

—Max, ja o wszystkim wiem, i zdecydowanie nie chcę od ciebie odejść. Nie rozumiesz, że potrzebuję cię bardziej niż czegokolwiek. Bardziej niż mógłbyś sobie wyobrazić.
Wtedy wypowiedziała słowa, które doszły prosto do jego serca.

—Kocham cię, nigdy w to nie wątp i nigdy o tym nie zapomnij.
Po tych słowach żadne z nich nie mogło wypowiedzieć ani słowa, więc zostali w swoich ramionach dopóki komórka Liz zadzwoniła.

—Sądzę, że musimy już iść.

—Chodź, idziemy.
Max wziął ją za rękę, a ona odebrała telefon.

—Cześć Isabel, cieszę się że dzwonisz, musimy z tobą porozmawiać, z wami wszystkimi. Max i ja.


Czekam z niecierpliwością na wasze komentarze.

Poprzednia część Wersja do druku Następna część