Liz siedziała na balkonie. Zostały tylko dwa dni do świąt, a ona jeszcze nie zaplanowała z Maxem jak spędzą wigilię razem. Miała być to szczególna wigilia, pierwsza jaką mieli spędzić razem. Dotąd nie miała okazji z nim porozmawiać, ponieważ Max cały czas szukał kontaktu z synem przebywającym na Antarze. Liz w tej sytuacji cieszyła się z każdej chwili, minuty spędzonej z Maxem. Teraz na niego czekała, obiecał że po pracy przyjdzie na chwilę. Nagle choinka stojąca koło niej zaświeciła się różnymi kolorami. Przed nią stanął Max. Pocałował w policzek dziewczynę.
— Już myślałam, że nie przyjdziesz.
— Przecież obiecałem.
— Masz Wigilię wolną?
Liz patrząc na niego wiedziała że zadała złe pytanie, na które nie ma dobrej odpowiedzi.
— Muszę być w Ufo Centre.
— Max! Mieliśmy ten dzień spędzić razem! Już zaczęłam kupować produkty, szykować potrawy na nasz wigilijny stół. Pomyślałam, że jeśli rodzice wyjechali to byś przyszedł do mnie.
— Liz, przepraszam! Obiecuję że ci to wynagrodzę oraz że Nowy Rok spędzimy już obowiązkowo wspólnie.
— Nie obiecuj, jeśli potem nie możesz dotrzymać obietnic! – obrażona dziewczyna weszła przez okno do swojego pokoju. Max nawet nie próbował jej teraz przepraszać. Postanowił dac jej trochę czasu na ochłonięcie.
Liz położyła się na łóżku i płakała. Liczyła na udaną wigilię, pełną szczęścia, tylko we dwoje. Teraz rysowała się przed nią perspektywa samotnej Wigilii. Nagle zadzwonił telefon. Z ociąganiem się oraz wytarłszy nos, podniosła słuchawkę. Po drugiej stronie usłyszała radosny głos przyjaciółki.
— Liz, nie uwierzysz! Michael zgodził się spędzić razem ze mną i moją mamą Wigilię.
— To cudowne!
— Ale nie wiem co mu kupić. Lepiej rękawiczki czy szal?
— Nie wiem Mario. W końcu ty go znasz lepiej. Na pewno ze wszystkiego będzie się cieszył.
— Na pewno? Liz, czemu masz taki dziwny głos? Coś stało? Płakałaś?
Prawdziwa Maria. Zaraz zapomniała o sobie.
— Nic.
— Mam przyjść?
— Możesz?
Dziesięć minut później Maria siedziała w pokoju Liz.
— Mów o co chodzi. Widzę że masz zaczerwienione oczy.
— To nic poważnego – zaczęła Liz, ale widząc spojrzenie Marii, która zrobi wszystko by się dowiedzieć co zaszło, Liz postanowiła wyrzucić to z siebie. – Max pracuję w wigilię!
— Co? Nie może wziąć wolnego dnia?
—
— Zawsze możesz przyjść do mnie. W czwórkę spędzimy radośnie ten dzień. Na pewno ani mama tym bardziej Michael nie będą mieć nic przeciwko temu.
— Dziękuję, ale to Twoja wigilia
— A ty jesteś moją przyjaciółką.
— Nie, Mario. Jestem Ci wdzięczna i doceniam co chciałaś dla mnie zrobić, ale nie chce wam przeszkadzać. Poradzę sobie. To co w końcu zdecydowałaś się kupić Michaelowi? – zmieniła temat Liz.
Maria zaczęła teraz mówić Liz o rękawiczkach, szalach nawet o czapkach jakie widziała na wystawie sklepu. Liz cieszyła się szczęściem przyjaciółki, ale również zazdrościła. Nigdy nie podejrzewałaby siebie o takie uczucia. Ale nastąpiła dziwna zamiana ról. Zawsze to ona spędzała uroczyście każde święto, Max obdarowywał ją kwiatami, zapraszał na kolację w walentynki, kiedy Maria oglądała z Michaelem mecz futbolowy w telewizji i jadła popcorn. A teraz to Maria będzie miała prawdziwą Wigilię z chłopakiem i mamą, kiedy ona
właściwie co?! Będzie sama siedzieć w pokoju i oglądała filmy? Nie zachwycała jej ta perspektywa.
Po wyjściu Marii, Liz wzięła prysznic i położyła się spać.
— – -
Liz zawieszała ostatnie bombki na zielonej choince.
— jeszcze gwiazdę – powiedział głos z tyłu. Dziewczyna odwróciła się, za nią stał Max. W ręce trzymał gwiazdę. Liz powiesiła ją na czubku choinki., która jeszcze pachniała lasem. Następnie wspólnie przynieśli potrawy na udekorowany świecznikami oraz stroikami stół. Razem spoglądali na niebo wyczekując pierwszej gwiazdy.
— Jestem bardzo szczęśliwa.
— Ja również. O, pierwsza gwiazda. Pomyśl życzenie.
"Aby każde święta były tak cudowne", pomyślała dziewczyna.
— – -