_liz

Konszachty (8)

Poprzednia część Wersja do czytania

- Leć – dał się słyszeć cichy głos Maxa
Wszyscy w zdumieniu spojrzeli na niego. Liz ze łzami w oczach i z lekkim uśmiechem przyjrzała się mu. Wyminęła go i po kolei podeszła do każdego. Najpierw do Alexa. Przytuliła się do niego i powiedziała:

— Alex, dziękuję ci za wszystko, byłeś wspaniałym przyjacielem – Liz zerknęła na Issy – Opiekuj się nią, ona cię potrzebuje.
Następnie podeszła do Marii i z uśmiechem powiedziała:

— No, moja szurnięta przyjaciółko. Jak dla mnie jesteś zbyt znerwicowaną histeryczką, ale wspaniałą przyjaciółką. Dziękuję ci za te przyjaźń.
Liz podeszła do Isabel, podała jej dłoń i powiedziała:

— Issy, kocham go. Wiem, że kiedyś tez go kochałaś. Ale ty nie jesteś Vilandrą. Jesteś Isabel Evans i tu na Ziemi masz swoją miłość – pochyliła się i szepnęła Issy do ucha – Dostrzeż Alexa.
Ava zbliżyła się do Michaela. Uśmiechnęła się, pokręciła głową:

— Oj, Rath – szepnęła i pocałowała go nagle, bardzo namiętnie. Kiedy otworzyła oczy powiedziała z rozmarzeniem – Jesteś tak samo niesamowity jak byłeś. Dziękuję za wszystko, ale ty wiesz, ze moja miłość należy tylko do niego. Tymczasem masz się opiekować Marią.
Został tylko Max. Liz podeszła do niego. Nie wiedziała co powiedzieć. Spojrzała tylko nieco smutno i powiedziała cicho:

— Przykro mi.
Odwróciła się, podeszła do Kivara i łapiąc go za rękę ruszyła w stronę skały. Tess i Nicholas ruszyli za nimi.
Ziemiańska grupa miała już odejść, kiedy Liz stanęła przed Maxem.

— Wybacz, ale chyba jednak weźmiemy pieczęć.
Uśmiechnęła się dziwnie, położyła dłoń na klatce piersiowej Maxa. Rozbłysło rażące, jasne światło...

THE END??








Poprzednia część Wersja do czytania