Za wszelką cenę
Część piąta.
Obietnica(1)- Nie ważne są sposoby.- Druga Is.- Będę wierzyć.
Liz otworzyła oczy, miała w nich łzy... To wszystko co widziała, wszystkie jej myśli z tamtego życia wypełniły ją smutkiem. Tyle czasu minęło, a mimo to wyrzuty sumienia jej nie opuściły. Przetarła oczy i otworzyła pamiętnik.
Wojna, ból i zniszczenie... Już nigdy nie określę tak przyszłości. Jestem silniejsza, wiem więcej i nie zamierzam popełnić moich starych błędów... Tym razem nie pozwolę jej działać. Nie wygra, bo ja się nie poddam, obiecałam to Zanowi... Mój medalion, lub jak go tam nazywaliśmy- kamień szczęścia przywrócił mi wszystkie wspomnienia. Wiem, jak Ava zyskała w nich sprzymierzeńców. Chyba można to nazwać grą umysłów. Kontrolowała ich, złamała ich podświadomość, gdybym tylko wiedziała dlaczego?? Bo przecież to nie ma sensu... Dowiem się tego, nie ważne jak. Tak samo jak nie ważne jest jak ich odzyskam. Liczą się tylko oni. Cokolwiek kierowało nią wtedy kiedy ich zabijała, kierują nią zapewne i teraz.
Byłam Alianą która przegrała, teraz jednak nazywam się Liz Parker i wygram.
Liz zeszła na dół, Kivar siedział w kuchni.
— Jak tam?- spytał.
— Już lepiej.
— To dobrze.- cisza.
— Kivar, czy ty ją kochasz?- chodziło jej o Lenę.
— Nie.
— A ona ciebie?
— Też nie.
— Skąd ta pewność? Przecież tam cię kochała.
— Nie zauważyłaś, że nie jesteśmy tam? Wydaje mi się, że czekamy tylko aż umrzemy.
— Nie mów tak.
— Ale to prawda.- ponownie zapanował cisza.- Ale ty kochasz Zana?
— Nie, ja kocham Maxa.
— Zabawne... Zawsze wygrywał.
— Nie rozumiem?
— Rozumiesz. – Liz się zarumieniła, wiedziała o co mu chodzi.
— Sama też kiedyś tak myślałam.- na twarzy Kivara pojawił się uśmiech. Liz spojrzała na zegarek.- Muszę już iść.
— Powodzenia.
Liz weszła do szkoły. W samym wejściu stanęła twarzą w twarz z Michaelem.
— Cześć.- powiedziała, jakby to co zdarzyło się kilka dni temu nie miało dla niej znaczenia.
— Cześć.
— Jak tam Isabel?
— W porządku.- Michael cały czas był w szoku.
— A co tam u ciebie?
— Liz... O co ci chodzi?
— Jesteś moim bratem, mam prawo dowiedzieć się jak się czujesz.
— Liz, zapomnij, że...- nie pozwoliła mu skończyć.
— Nie pozwól by znowu wygrała. Nie chcę poczuć po raz kolejny zawodu.
— Co?
— Po prostu zastanów się co tak naprawdę wiesz o Tess.- po tych słowach odeszła, prawie od razu podeszła do niej Maria.
— A to kto?
— Przyjaciel.
— Tylko?
— Właściwie to brat.
— Masz brata?
— Mhm.
— A jak tam sprawy z Maxem?
— A jakie miały by być?
— No, nie wiem. Ostatnio byłaś smutna przez niego.
— Skąd pewność...
— Można z ciebie czytać jak z otwartej książki. Twój chłopak?
— Nie.
— Ale...
— Ale czuję coś do niego.
— A on cię olewa? Znam to skądś.- Spojrzała smutno na Dereka.
— Podoba ci się?
— Tak. Cóż poradzić. Miłość jest ślepa.- podeszły do szafki Liz.- Chyba jednak nie tak do końca cię olewa.- na szafce Liz była przyczepiona karteczka z napisem "Max". Zadzwonił dzwonek.- Dobra ja idę na lekcję, ty pewnie masz ważniejsze sprawy na głowie.
Liz rozłożyła karteczkę. Treść była krótka i zwięzła, jednak w zupełności zadowoliła Liz.
Michael przewrócił kilka stron książki. Nie miał zamiaru jej czytać. Cały czas myślał nad słowami Liz.
Zastanów się co tak naprawdę wiesz o Tess- o co mogło jej chodzić?
— Tak właściwie to wiem, że tam była Avą i na dodatek moja siostrą. Ale... – Michael zastanowił się nad pytaniem Liz, po raz kolejny.- Tak naprawdę to nic o niej nie wiem. – stwierdził z rezygnacją.- A Liz... Wiem, ze spędziłem z nią najpiękniejsze chwile mojego życia, że zawsze była po mojej stronie. Nigdy się na niej nie zawiodłem... Czy to ważne kim była tam?- zadał sobie pytanie, jednak nie potrafił na nie odpowiedzieć.
Isabel stanęła przed małym domkiem. Weszła pomału po schodach i zapukała. Jej oczom ukazał się wysoki mężczyzna.
— Kivar?- spytała z trwogą. Mężczyzna tylko pokiwał głową. Był równie zszokowany co Isabel.
— Wyczułaś mnie?
— Tak.- jakieś dziwne uczucie nim owładnęło. Poczuł dziwną tęsknotę. Po chwili w drzwiach pojawiła się Lena.
— Kim ty...?- spytała Isabel ledwo wydobywając z siebie jakikolwiek dźwięk.
— To ja siostrzyczko. Prawda, że też tęskniłaś?
Liz stała pod szafką Maxa już prawie kwadrans, w końcu do niej podszedł.
— Cześć.- powiedziała nieśmiało.
— Cześć.
— Przeczytałam karteczkę.
— I?
— Tak bardzo mym chciała, żeby była prawdziwa.
— Jest.
— Nie, dopóki ona jest z wami nic nie jest prawdą.
— Liz wierzę w ciebie, zawsze będę wierzyć. Cokolwiek się stanie, cokolwiek bym o tobie usłyszał nigdy w ciebie nie zwątpię.- Liz zatkało. Dokładnie taką samą obietnicę złożył Zan Alianie. Czy to możliwe, że Max coś pamięta? Na odpowiedź nie musiała długo czekać.- Tak jak wierzyłem w ciebie tam.
Koniec części piątej.