onika

Za wszelką cenę (7)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Za wszelką cenę
Część szósta
Obietnica(2)- Za wszelką cenę.- Śmierć.- Oddanie.

Isabel spojrzała z niedowierzaniem na Lenę.

— O co w tym wszystkim chodzi?- spytała.

— Isabel sądzę, że musisz już wracać.- powiedział Kivar patrząc "na coś" za plecami Isabel. Dziewczyna podążyła za jego wzrokiem. Naprzeciwko niej stała Tess.

— No właśnie musisz już wrócić.

— Ale... Tess wiedziałaś?- Tess zamknęła oczy. – Dobrze chodźmy.- powiedziała Isabel po chwili. Obie odeszły.

— Kivar powstrzymaj ją!- powiedziała Lena.

— Nie mogę, to walka Aliany.

— Nie ma Aliany, jest Liz. Widziałeś ją! Ona nie da rady zwyciężyć z Tess!

— Da.

— Posłuchaj Lonni jest moją siostrą, nie może...

— Powtórzę mniej więcej to co ty powiedziałaś mi przed chwilą. Nie ma żadnej Lonni, jest Isabel.

— Ale to nadal moja siostra...

Liz patrzyła cały czas na Maxa. Nie potrafiła wykrztusić z siebie słowa.

— Zareagujesz jakoś?- spytał Max.

— Kocham cię.

— Ja ciebie też.

— Ale ty ufasz Tess.

— A czemu miałbym jej nie ufać?

— Nie pamiętasz wszystkiego.

— Pamiętam to co najważniejsze.

— Nie wiem jak i nawet nie chce wiedzieć jak sobie przypomniałeś, ale to nie jest najważniejsze. Max to co powiedziałeś mi wtedy... Ty już nie jesteś Zanem. Za łatwo jej zaufałeś. Dałeś się jej manipulować...

— Manipulować?

— Odzyskam cię, odzyskam was wszystkich, ale najpierw musicie mi zaufać.
Liz spojrzała na Maxa. Po raz kolejny zadzwonił dzwonek.

— Wybacz muszę już iść.

Później w domu Maxa, Isabel, Michael i Tess(no ewentualnie Naseda).
Michael siedzi na kanapie. Do salonu wchodzi Tess.

— Cześć braciszku.

— Cześć.- odpowiedział jej dziwnym tonem.

— Coś się stało?

— Nie.

— Na pewno?

— No właśnie.

— Co na właśnie?

— Na pewno jesteś moja siostrą?? A nawet jeśli to Liz nas nie zdradzi! Ona jest inna, w ogóle jej nie znasz nigdy by...- nagle poczuł spokój, Tess otworzyła oczy.

— Co mówiłeś?

— Nie wiem. Chyba zapomniałem.

— To pewnie nic ważnego.

Byli jak jej marionetki, nie potrafili walczyć, byli zbyt słabi…

Liz wróciła do domu. Była padnięta. W drzwiach spotkała Kivara.

— Wychodzisz?- spytała.

— Już nie.

— Czemu?- zdziwiła się Liz.

— Jesteś w niebezpieczeństwie. – powiedział ściągając płaszcz.

— W niebezpieczeństwie?- weszli do salonu.- Gdzie Lena?

— Siedzi w swoim pokoju. Boi się.- Liz spojrzała na niego z powątpieniem.

— Lena się boi? I co oznacza, ze jestem w niebezpieczeństwie?

— Tess wie gdzie mieszkam.

— Skąd...?

— Była tu.

— Sama?

— Najpierw przyszła Isabel.

— Isabel tu była?

— Mhm.

— Ale przecież ona... Widziała Lenę.

— Tak.

— I mówisz to tak spokojnie?

— Tess się nią zajęła.

— Muszę im pomóc. Muszę działać, oni już są jej marionetkami. Kivar już za późno.- w oczach miała łzy. Przytuliła się do Kivara.

— Nie jest za późno. Jeszcze nikt nie zginął. Wierzę w ciebie.- Zaprowadził ja na górę. Liz położyła się na łóżku, znowu słodki zapach lawendy...

— Nie, dzisiaj nie będę się nim cieszyć...- pomyślała Liz i poszła do łazienki.

Tess spojrzała na Naseda. Leżał martwy na podłodze. Nie było krwi. Tess zamknęła oczy, teraz jednak tylko po to by nie musieć patrzeć na jego twarz. Przypomniała sobie jak znalazł ją na pustyni. Zabrał ja do samochodu. Tej samej nocy musiała w nim spać, bo on zabawiał się z jakąś kobietą. Wtedy pierwszy raz płakała, pierwszy i ostatni. Płacz to oznaka słabości, a ona jest przecież silna. Ona musi być silna, silna by opanować wszystko.
Otworzyła oczy. Nasedo nadal leżał na środku podłogi w kuchni.

— Gdy jutro rano cię znajdą, będą musieli mi uwierzyć, że to ona zrobiła. Nabierają wątpliwości. Teraz jednak zaufają mi do końca, szczególnie kiedy będę taka samotna i opuszczona...- uśmiechnęła się szeroko i wyszła na zewnątrz.- Dzisiejszą noc przecież spędzam w Santa Fe. Poprawka, oni tak myślą.

Mniej więcej w tym samym czasie. Max wyszedł z łazienki, właśnie wziął prysznic. Był w samych bokserkach. Podszedł do szafki obok łóżka, najwidoczniej czegoś szukał. Po chwili usłyszał ciche pukanie do okna. Otworzył je. Liz bez problemu weszła do środka.

— Co ty tu...?- Liz położyła mu palec na ustach.

— W czym Max?

— Co w czym?

— W czym ona jest lepsza?- zawiesiła mu ręce na szyi.

— Liz...- pocałował go namiętnie.

— No w czym? Czemu jej zaufałeś?- pytała między pocałunkami.- Miło jest mieć swoją żonę obok siebie?

— Liz, ja kocham tylko ciebie.- Liz pocałował go jeszcze bardziej namiętnie, po czym go lekko odepchnęła. Zdjęła bluzkę. Zaczęli się całować coraz namiętniej, aż w końcu opadli na łóżko.

Koniec części szóstej.



Poprzednia część Wersja do druku Następna część