Nienawidzę piątków. Poniedziałki i piątki są najgorsze. Poniedziałek to szkoła, a piątek cały weekend w domu.
Czemu? Bo Paskudna Dziewczyna nie ma swojego życia, tylko pracę.
Nigdy nie myślałam, że aż tak mogłabym polubić pracę. SZczególnie w takiej małej kawiarence jak Crashdown.
Kto by pomyślał, eh? Ale to jest Roswell, wszystko jest możliwe.
Dzisiaj Max Evans przyszedł w czerwonej koszulce. Nie, żebym się na niego gapiła, czy coś.
Po prostu minęłam go na korytarzu.
Jasne Parker, dalej to sobie wmawiaj.
Wracając w piątek do domu, byłam zaskoczona widząc tatę w domu.
Weszłam do kuchni i otworzyłam lodówkę w poszukiwaniu czegoś do jedzenia.
"Gdzie kurczak?" zapytał opryskliwie.
"Już nie ma. Skończyliśmy go ostatniego wieczora"
"Chcę kurczaka. Idż do sklepu i kup. I nie kupuj lodów, Pan wie, że ich nie potrzebujesz, Pulchniutka."
Sklep był kilka przecznic dalej, kupowałam kurczaka, mleko i ser.
Sklep pełny był matek i ich malutkich dzieci biegających pomiędzy półkami.
Kilka płakało, krzyczało i kopało, bo nie mogły iść wszędzie tam, gdzie chciały .
Liz przewróciła oczami i podeszła bliżej do kasy.
"Hey, jesteś Liz Parker, prawda?" Alex Whitman zapytał zza koszyka.
Liz ożywiła się. CO? Czy on mówi do mnie?
Idiotko jest tylko JEDNA Liz Parker w Roswell.
"Umm, tak. Cześc" powiedziałam zmieszana.
"Hey, jesteś ze mną w grupie na biologii, jesteś świetna w robieniu eksperymentów.
Maria i ja nie tworzymy dobrego zespołu, bo, cóż, zawsze wszystko pieprzymy. Nieżle, co?"
Dlaczego on do mnie mówi? Co powinnam powiedzieć? 'Dziękuję za miły komplement??'
"Dziękuję" Powiedziałam krótko.
"$8.19."
"Co?" powiedziałam, zbita z pantałyku. Dalej nie mogę uwierzyć, że on się do mnie odezwał.
"$8.19." powtórzył za ekspedientką z dziwnym uśmiechem.
"Oh, racja." podałam mu pieniądze, mając nadzieję, że czerwone rumieńce na moich policzkach uszły jego uwadze.
"Cóż, miłego dnia. Zobaczymy się w szkole?"
"Dobra." Powiedziałam szybko, odwracając się i szybko odchodząc.
Ciekawe. Może nie jesteś tak niewidzialna, jak myślałaś.